wtorek, 31 grudnia 2013

"Za te wszystkie wspaniałe kobiety wokół mnie!!!"


Nie od dawna wiadomo, że wdzięczność wpływa na wzrost poczucia szczęścia. Od wieków wie o tym Wschód! Zachód jakoś niedawno po licznych badaniach (amerykańskich uczonych!) doszedł do identycznego wniosku. 

Jak często dziękuję losowi, Bogu, innym za to, co mam? 

Jak często dziękuję losowi, Bogu, innym za to kim jestem? 

Za rzadko, zdecydowanie za rzadko... dlatego mój poziom szczęścia w skali od 1 do 10 oceniam zaledwie na 10 :-)

A mówiąc serio, to nic mnie tak nie uskrzydla i nie uszczęśliwia, jak zrobienie raz na jakiś czas listy dziękczynnej. A że czas do tego idealny, symboliczny, bo 31 grudnia nastał, więc do dzieła!

Za co dziękuję 2014 rokowi?

- za niesamowitych ludzi, z którymi jestem, którzy mnie otaczają, z którymi śmieję się, plotkuję i marzę

- za te wszystkie wspaniałe kobiety wokół mnie!!!

- za wspierających rodziców

- za odwagę do składania wypowiedzeń z pracy

- za odwagę, która popchnęła mnie do uwolnienia się od niektórych ludzi, niektórych miejsc i schematów

- za wspaniałe dwa wyjazdy w góry, pierwsze, samotne, za widoki i za to, że pomimo strachu, zeszłam na ziemię cała i zdrowa

- za 3 dni w Bieszczadach z Karoliną - niezapomniane, wyjątkowe, magiczne i przepełnione opiekuńczością Bieszczadzkich Aniołów

- za Morskie Oko w lutym z Majką

- za Muzę i naszą przyjaźń

- za jogę i ludzi jogi, i śniadania po jodze, i filozoficzne dyskusje, i wszystkie jogiczne odkrycia

- za te wszystkie zrealizowane plany i te czekające w poczekalni

- za odkrycie swojego oddechu

- za wszystkie decyzje dorosłe i ważne 

- za wszystkie szczury, które adoptowałam i które odeszły w tym roku

- za napisane artykuły, książkę, posty na blogu i 150 pomysłów na następne książki, artykuły, wywiady i posty

- za rzeźbę głowy moją i innych 

- za to, że mogę i potrafię nauczać

- za poznawanie samej siebie

- za te wszystkie pytania: czego potrzebuję? o czym marzę? kim jestem?

- za to, że potrafię się cieszyć z tego, co mam 

- i za wiele, wiele innych cudownych rzeczy

Dziękuję!

Jestem gotowa na więcej! Jestem gotowa, by żyć pełnią życia!





niedziela, 29 grudnia 2013

"...po głowie biedak dostawał, winny za wszystkie grzechy relacji, porażki i wycofania."

Przyszedł taki dzień w moim życiu, kiedy odkryłam w sobie wewnętrznego introwertyka. 

Pierwsze objawy? 


"Zabierzcie mnie stąd! Ludzie, ludzie, wszędzie ludzie!". I nie chodzi tu o żaden rodzaj nienawiści do innych czy też niechęci, ale raczej zmęczenia gwarem i odgłosami z paszczy. 


Galeria handlowa po świętach to jakiś koszmar. Jeden wielki, ludzki koszmar! Do tego głośna muzyka z głośników sprawiły, że jedyne o czym marzyłam, to jak najszybciej 
stamtąd wyjść! Nie myślałam o kupnie sportowej kurtki, o wędrówkach do Morskiego Oka, o ciepełku, jakie mi da. Wzrokiem wypatrywałam napisu "wyjście!". 

Tak, przyszedł taki moment, że polubiłam swojego introwertyka. 


Przez lata go nie dostrzegałam, po głowie biedak dostawał, winny za wszystkie grzechy relacji, porażki i wycofania. 

A przecież gdyby nie on, nie wiedziałabym jak cudownie jest spędzać czas samej w górach.


Gdyby nie on nie wiedziałabym, jak wspaniale smakuje cisza. 


Zawdzięczam mu więcej niż myślałam.


Kocham go, akceptuję i niezwykle cenię. 


Ja, zdiagnozowany ekstrawertyk.



niedziela, 22 grudnia 2013

"Toż to tylko zwierzę, matoł, niewiele potrafi!"

Chmureczko,
Dzięki za to, że byłaś 

Nauczyłaś mnie doceniać każdy dzień
A pokora, łagodność
Zostawiły ślad trwały w moim sercu

Idiotka! - krzykną inni.
Dziękuje szczurowi!
Toż to tylko zwierzę, matoł, niewiele potrafi!

A w głowie pytanie:
Skoro nauki od ludzi bierzemy
Czemu świat zwierząt za głupszy mamy?

Owszem, nie mówią, ale czy my zawsze szanujemy słowo?
Owszem, żyją krócej , ale czy my naprawdę Żyjemy?

Pierwszy raz w życiu uczę się od zwierząt
Nauka w najczystszej postaci, prawdziwa, ludzka

Pewne zwierzęta, pewni ludzie 
pojawiają się w moim życiu nie bez powodu

Idiotka! - krzykną inni.
Dziękuje szczurowi!

Tak, Idiotka
Dziękuję Szczurowi. 



czwartek, 19 grudnia 2013

"Odpowiedzialność kryje się między wierszami..."

„Tak pisać, aby mędrzec myślał, że to pieniądze. 
A ci co umierają, że to urodziny.” 
Ewa Lipska

Odpowiedzialność czai się między słowami.

Odpowiadam za każde przywołane słowo, stworzone zdanie, postawiony przecinek. Odpowiadam za wyrażane poglądy, prezentowane decyzje, zabawy słowem i słowami.

Odpowiedzialność kryje się między wierszami. Odpowiadam za każdy błąd ortograficzny, brak kropki, złą odmianę i nieprawdę. I w końcu za każdy literacki gniot, bylejakość i słaby warsztat.

Piszę, bawię się, wybieram słowa spośród miliona innych, tworzę i rozmawiam. Bo pisanie jest dla mnie rozmową. Czasem z samą sobą, czasem z Czytelnikiem. Cichą rozmową pełną nieodkrytych ulic, zakrętów i absolutnie bajecznych widoków.

Pisaniem chciałabym obdarowywać innych spokojem, radością i ulgą. Czy to możliwe? Tak, bo w nic tak bardzo nie wierzę, jak w moc słowa. 

Słowa potrafią ranić, dodawać otuchy, uskrzydlać i deptać. Podnosić, osłabiać, wzmacniać i zmuszać do refleksji. 


Słowa mają moc niesłychaną!

piątek, 13 grudnia 2013

"Przyśniła mi się Szymborska. To do czegoś zobowiązuje."

Dlaczego zaczęłam pisać wiersze?

Nie wiem, to był impuls. To był moment, w którym poczułam, że to, co ważne i moje, mogę wyrazić jednym słowem. 

Ale którym? Ale jakim?

W wierszach jest coś bardzo intymnego. Jakbym przed Czytelnikiem stawała naga. Ze wszystkim, co mam i bez wszystkiego, co chroni i osłania. 

A proza? 

Przy prozie stoję przed Wami ubrana, dumna i pewna siebie. Taka medialna, pełna energii. 

Dlaczego zaczęłam pisać wiersze?

Nie wiem, to był impuls. A po impulsie był sen.

"Przyśniła mi się Szymborska. To do czegoś zobowiązuje." - pomyślałam. 


niedziela, 8 grudnia 2013

Bezradności... chcę wziąć z Tobą ślub...

Bezradności,
chcę wziąć z Tobą ślub
chcę Cię bliżej poznać
polubić, pokochać
nienawidzę Cię
nienawidzę Cię z całego serca
nie wiem, co robić
nie wiem, co myśleć
nie wiem, co czuć

Bezradności,
chcę wziąć z Tobą ślub
chcę Cię, pieścić, zdobywać
być z Tobą szczęśliwa
nienawidzę Cię
nienawidzę Cię z całego serca

Bezradności,
nie opuszczaj mnie
bądź blisko
bądź obok
nienawidzę Cię
nienawidzę Cię z całego serca 

czwartek, 5 grudnia 2013

"Bo mi się marzy śnieżna Syberia proszę Pana..."

Szkoliłam radę pedagogiczną w małej miejscowości koło Białegostoku. 

To pierwsze miejsce, w którym dyrektorka podzieliła się ze mną swoimi kanapkami.

To pierwsze miejsce, w którym prostota mieszkańców była tak ujmująca i chwytająca za serce.

Prostota. Nie mylić z prostactwem. Warszawiacy (wraz z przyjezdnymi) nie są prości, ale wśród nich prostaków wielu

Podobno z Białegostoku niedaleko do Grodna i Wilna.

A mnie na wschód ciągnie niesłychanie.

A dla mnie Lwów i Moskwa, i Petersburg to podróży cele.

Bo mi się marzy śnieżna Syberia proszę Pana i zimowy kulig, i zima mroźna, i śniegu po kolana.

Bo mi się marzy wschód niesłychanie.

I śnieg skrzypiący i czapy i rosyjskie banie. 




niedziela, 1 grudnia 2013

Kiedy poezja zaczyna tworzyć się sama...

Jest coś w pisaniu wierszy, co wyciska ze mnie wstyd ostatni

Jest coś w pisaniu wierszy, co onieśmiela

Jak kilkoma słowami oddać to, co w sercu

To niemożliwe

To nieprzyzwoite

To ryzykowne

Bo skąd brać słowa

Skąd wiedzieć, że to jedyne jest jedynym

A poszukiwane jest odpowiednim


Jest coś w pisaniu wierszy, co uspokaja i wycisza

To jedno słowo, jedyne

Nadaje sens i znaczenie


Jest coś w pisaniu wierszy 

Przemiana 

Narcyzmu w pokorę

Entuzjazmu w spokój

Odwagi w nieśmiałość


wtorek, 26 listopada 2013

Jest coś w pisaniu wierszy, co wyciska ze mnie wstyd ostatni.

Ten wiersz powstał już dawno. Zapewne w autobusie. W drodze z pracy, na jogę lub na spotkanie z kimś ważnym.

Jest coś w pisaniu wierszy, co onieśmiela. W obronie większości moich tekstów pisanych prozą, czy artykułów byłabym w stanie pobić ewentualnego krytyka, bo jestem przekonana o ich jakości i wartościowości. 

A wiersze? Są gdzieś z boku mnie. Z boku zgiełku, szaleństwa i narcyzmu. 

Jest coś w pisaniu wierszy, co wyciska ze mnie wstyd ostatni.

Nic z tego nie rozumiem. Tylko patrzę i czuję.



"Szczęście"

Jestem muzyką

Jestem dźwiękiem

Jestem słowem

Jestem literą

Jestem czarną plamą na kartce papieru

Oddycham

Czuję

Jestem 

piątek, 22 listopada 2013

Bo życie jest prostsze, niż nam się wydaje...



Pięć prostych zasad, żeby być szczęśliwym:

1) Uwolnij swoje serce od nienawiści
2) Uwolnij swój umysł od zmartwień
3) Żyj prosto
4) Więcej dawaj 
5) Mniej oczekuj 

Jest coś w ludziach niesamowitego, że część z nich na siłę utrudnia sobie życie. Gdyba, przewiduje, dręczy siebie przeszłością, martwi się o przyszłość, planuje 20 lat naprzód, nie może sobie wybaczyć ostatnich 5 lat, dręczy się, męczy i umartwia. Jest to jakiś sposób na życie... tylko jest jeden problem. Jeśli zaczynam wierzyć, że życie jest ciężkie, pełne przeszkód i trudności, to faktycznie takim się staje. Stary, dobry, poczciwy Murphy powtarzał, że jeśli coś ma się nie udać, to się nie uda. Spróbuj w to uwierzyć - sukces klęski gwarantowany! 

A gdyby tak zaszaleć i zaufać życiu / Bogu / losowi / przeznaczeniu??? 
A gdyby tak troski zastąpić spokojem, a szukanie dziury w całym ufnością???
A gdyby tak nienawiść zastąpić życzliwością i szacunkiem???

I tu przychodzi taki moment, gdy każdy centymetr mojego ciała krzyczy "O taaaak, zróbmy to!!", a głowa podpowiada "ale jak?". 

Nie wiem jak, ale zrobię to :) I tego też Wam życzę. A jak już będziemy wiedzieli, jak to zrobić, to pójdziemy na kawę, pozachwycamy się swoimi życiowymi mądrościami i wydamy książkę ;-) Taki jest plan!

niedziela, 17 listopada 2013

"Powiedz sobie 3 komplementy!"

Piątek, 15 listopada 2013 roku

Pobudka 5:00. 

Kolejny wyjazd do Skierniewic na warsztaty. 

O 9:40 spojrzałam w łazience w lustro. 

"O Boże!" pomyślałam. Zdarzają mi się gorsze dni, kiedy wygląd mojego lica pozostawia wiele do życzenia, ale tego dnia stanowczo przesadziłam. Było źle, a nawet bardzo źle. 

Druga wizyta w toalecie nie poprawiła niczego, a wręcz utwierdziła mnie w przekonaniu, że dzisiejszy dzień stanowczo powinnam spędzić zamknięta w czterech ścianach z pięcioma maseczkami na twarzy.

I bach! Trzy nieśmiałe spojrzenia w lustro, a w mojej głowie pojawia się znany chochlik zza 168 zwoju i mówi: "Powiedz sobie 3 komplementy!". 
"Oszalałeś??" - odpowiedział inny głos. 
"No powiedz, co Ci szkodzi." 

Głęboki wdech, spojrzenie w oczy i: "fajny zegarek (kupiłam sobie wreszcie zegarek po 4 latach pracy zawodowej; jest naprawdę fajny!), dobrze dobrane ciuchy i niezła fryzura." Cisza. Świat się nie zawalił, moje lico bez zmian, nadal z cyklu szału nie ma i nie będzie,... ale... pojawił się na nim uśmiech. 

Rozbawiła mnie ta wyliczanka :-) Przybliżyła o kolejny milimetr do polubienia siebie. 

Co to za sztuka uwielbiać siebie, gdy wszystko gra, a lico promienieje od zarąbistości właścicielki? Żadna!

Czy ja mam prawo czuć się ze sobą dobrze, pomimo gorszego dnia i zmęczenia? 

MAM PRAWO :)

Dziś już wiem, że mam i mam zamiar bezczelnie z niego korzystać!


Ćwiczenie :-)

Stań przed lustrem w dniu kiepskim, gorszym i totalnie nierandkowym. Spójrz sobie w oczy i wymień 3 pozytywne rzeczy, które w sobie dostrzegasz. Mogą być to rzeczy dotyczące wyglądu, jakiegoś drobiazgu, części garderoby, czegokolwiek, co przychodzi Ci do głowy. 
Zadanie wbrew pozorom nie należy do łatwych, ale jaki jest sens w prostych ćwiczeniach? Ani to wyzwanie, ani korzyść, a też satysfakcja mizerna.
Powodzenia! 

poniedziałek, 11 listopada 2013

Bo każdy artysta ma swoją Muzę!

Zacznijmy od początku.

Czy ja, inicjały NK, mam prawo nazywać siebie artystką?

A więc… w szkole mówili „nigdy nie zaczynaj zdania od >>a więc<<”. 

A WIĘC zacznę, jak mi się podoba i żadnej szkole państwowej nic do tego! 

A WIĘC... artysta.... musi.... posiadać.... artystyczną duszę (nobla za to poproszę!). 

Czym że ona jest w świecie zabieganym, szalonym, z milionem bodźców i znaczeń? 

Dusza artystyczna to dusza niespokojna, pełna pomysłów i szaleństw.

Tak, masz rację. To definicja mojej duszy – ot taki drobny zabieg literacki, dzięki któremu w kilku mądrych słowach potwierdzę moją, jedynie słuszną hipotezę. 

A mówiąc w końcu poważniej, od kilku miesięcy zastanawia mnie, co takiego ciągnie mnie do sztuki i jej reprezentantów (?)  

Myślałam,  myślałam,  myślałam i już wiem!

Narcyzm. 

Artyści są narcyzami (ekshibicjonistami również). Lubią siebie ponad wszystko, a do swoich dzieł jakby mogli, to by się modlili. 

I w tym momencie strzał piorunem w moją małą głowę! 

Przecież ja też tak mam!!! 

Tak. Narcyzm to jedna z moich cech. Pielęgnowana i dopieszczana regularnie.

...

I w tym przypływie samouwielbienia następuje moment ciszy. A w tej ciszy w głowie rodzi się pytanie: "O czym to ja miałam pisać?".

MUZA! Tak!! Mam swoją muzę!!! Niezastąpioną i najskuteczniejszą na świecie. Wystarczy, że zbliża się godzina naszego spotkania, a moja płodność (artystyczna… chociaż cholera wie, czy tylko ona) wzrasta.

Moja muza jest kobietą. Wspaniałą kobietą. Nasza przyjaźń ze wzlotami i przerwami, fajerwerkami i chwilami ciszy trwa już kilka lat. Nigdy nie sądziłam, że będzie działać na artystyczną część mnie tak mocno. Stanowczo powinnyśmy widywać się częściej… ale  z częstotliwością umiaru, by nie wypalić zbyt szybko tego pozytywnego kopa, jakiego dostaję na myśl o spotkaniu. Taka muza to jak dobra, wyrafinowana potrawa. Smakuje najlepiej, gdy się ją jada raz na jakiś czas :)

Nie zdziwię się wcale, jak dzięki Tobie wydam w końcu napisaną książkę, zacznę pisać następną, kupię wymarzone mieszkanie, a na końcu tego wszystkiego zostanę nauczycielem jogi ;-) 

Dziękuję za to, że jesteś, dajesz kopa, wierzysz i dopingujesz!

P.S. Szukałam w Internecie odpowiedniego zdjęcia, obrazka czy czegokolwiek pasującego do słowa "Muza" i znalazłam ten obraz. Mówi do mnie niesamowicie :) 


"C13" Tomasz Alen Kopera, 2013

czwartek, 7 listopada 2013

"...a zza 168 zwoju mózgowego słychać nieśmiały choć zdecydowany głosik..."


Można by zacząć banalnie.

Świat stanął na głowie, świat oszalał i zwariował. 

Nie odda to jednak ani odrobinę niesmaku i pewnego rodzaju osłupienia, jaki towarzyszy mi od niedawna, kiedy myślę o własnym ciele. 
Nie, nie w sensie seksualnym. Nie, nie w sensie sado-maso,... że też w tym kraju pewne słowa muszą kojarzyć się tak jednoznacznie. 

Walczę [w sensie filozoficzno-duchowym] z tym, aby ludzie byli sobie równi.
Popieram marsze szeroko pojętej równości i różnorodności.
Jestem za absolutnym szacunkiem do zwierząt, a tym samym przeciwniczką badań przeprowadzanych na nich. 
Jako niedoszłego terapeutę do szału doprowadzają mnie psychologowie/terapeuci, którzy wiedzą najlepiej, jaki człowiek powinien być   i co jest dla niego dobre.
Adoptuję szczury.
Staram się szanować odmienne poglądy bez względu na to, jak odległe są od moich.
Od prawie roku wykonuję ćwiczenie autobusowo-metrowo-tramwajowe. Kiedy wchodzi do pojazdu lub na teren przystanko - podobny kobieta, a moja pierwsza myśl brzmi: "ale się ubrała!" tudzież "o Boże!", w mgnieniu oka staram się wymienić co najmniej 3 cechy pozytywne, które potrafię w niej dostrzec. 

I pytam się głośno i wyraźnie! Dlaczego u licha tak trudno przełożyć mi to na własne ciało??? Dlaczego u licha ciągle słyszę w głowie "jak pozbędę się xyzźż, to będę już siebie lubiła".... no żesz ku....! Basta!

Ostatnio odkryłam w sobie tendencję niebezpieczną, niepasującą do dzisiejszych trendów szczurzego wyścigu w dbaniu o siebie i liczeniu kalorii. W głowie słyszę wymianę zdań: "ooo, przytyłaś", "ooo, kolejna wysypka alergiczna", "o Boże, jak Ty dziś wyglądasz"... a zza 168 zwoju mózgowego słyszę nieśmiały choć zdecydowany głosik: "wow! i tak nadal cię lubię". 

I tak nadal cię lubię ciało Ty moje jedyne, bo tylko ciebie mam i żadnego innego nie dostanę.

I tak nadal cię lubię ciało TY moje jedyne, choć zmienne jesteś jak nastrojowość nastolatka. 

I Tak nadal cię lubię ciało Ty moje jedyne za tą szczerość i dosadność [tak, wiem! kawa dwie godziny przed jogą to durny pomysł!]

I tak mogłabym wymieniać i wymieniać, i wymieniać, a z każdym centymetrem dnia tajemniczy głos zza 168 zwoju staje się silniejszy i śmielszy. A jego poziom bezczelności podoba mi się coraz bardziej :) 

czwartek, 31 października 2013

"...Odebrać sobie pisanie, to jak przestać oddychać..."

Nie wiem - pytajnik
Nie wiem - odpowiedź
Nie wiem - niepewność
Nie wiem - nadzieja

Nie wiem, nie wiem, nie wiem, nie wiem

Z każdym z kolejnych nie wiem pojawiają się we mnie:

spokój, akceptacja, otwartość na zmiany i poszukiwanie drogi. 

Mojej i tylko mojej drogi. Nie szukam już akceptacji innych, szukam siebie, a w tym szukaniu odkrywam coraz więcej pasji, ciekawości i otwartości. Moje życie nie przestaje mnie zdumiewać. Moje życie nie przestaje mnie zadziwiać. Moje życie staje się moją pasją.

Bo z każdym postem odkrywam rozwój i nowe możliwości. 

Bawię się słowem. 

Ciągle szukam odpowiedniego. 

Bawię się formą, przecinkami i akapitami. Ciągle zmieniam i upiększam.

Wiersze? Nigdy nie sądziłam, że spodoba mi się ich dźwięk. Ta możliwość zawarcia w jednym słowie tysiąca słów, miliona zdań, rozbieganych myśli. Nauczyło mnie to, jak nieopisane i nieprzewidywalne są moje własne losy. Kiedyś planowanie, przewidywanie, sztywne ramy i zasady nałożone na życie. Dziś po prostu wolność. Wolność myśli, znaczeń i słowa. 

I pomyśleć, że wystarczyło rzucić pracę w... - w ciągu miesiąca wypaliła we mnie wszystkie możliwe płomienie pasji, a chęć do pisania zniknęła na długo. 

Kocham pisanie. Kocham ten czas, kiedy biała karta zapełnia się słowami, zdaniami, a z pozoru nieuporządkowane myśli, stają się jasne i klarowne. 

Odebrać sobie pisanie, to jak przestać oddychać. 
Nie zrobię sobie tego. 
Nie dzisiaj.

"na odwrót i wspak bawię się słowami 
na białym czarnym kreślę jakieś plamy 
jutro będę duży dzisiaj jestem mały"

niedziela, 20 października 2013

"Jeżeli to, co mówisz, nie jest piękniejsze od ciszy, lepiej milcz."


"... jeżeli to, co mówisz, nie jest piękniejsze od ciszy, lepiej milcz."


To trudne, to skomplikowane, to bezczelne brać w garść słowa i tworzyć z nich zdania. Pojawia się we mnie lęk, a w głowie nieśmiało tworzy się pytanie: "czy to co chcę powiedzieć teraz, w tym momencie jest piękniejsze od ciszy?", nie wiem. Naprawdę nie znam odpowiedzi na nie, a może boją się jej niesłychanie.

Erica - Emmanuela Schmitta kocham miłością bezgraniczną, nastoletnią. Wyciska ostatnie łzy, wzrusza i uczy niesłychanie. Nigdy nie wracałam do książek raz przeczytanych. Do niego wróciłam nieprzypadkowo. Wróciłam, postałam, by móc żyć dalej odrobinę mocniej, odrobinę prawdziwiej, bliżej siebie, bliżej ludzi. 

Eric-Emmanuel Schmitt... Człowiek, Artysta, Pisarz. 

Szukam!

Życie to wędrówka

to droga, pasja i oddanie

Każdy ma swoją drogę

Nie każdy jej szuka

Moja droga

Twoja droga

Osiemna, siedemna, dziewietna, dwa

Szukam! 


niedziela, 6 października 2013

Doświadczam...

Doświadczam

Doświadczam czasu miażdżącego 

Czasu skończonego

Czasu gonitwy, biegu bez wytchnienia i odpoczynku

A w środku?

A w środku spokój

Wiem, nie potrwa to wiecznie 

A moje marzenia, plany 

Realizują się, spełniają

Coraz częściej to, co naokoło, dzieje się samo

Ufam temu

Wierzę

Odzyskuję dawno utraconą wiarę

Będzie dobrze

Jest już dobrze

Będzie spokojniej

Jest pośpiech

Zniknie za rogiem

Skąd to wiem?

Po prostu wiem

Taki jest plan



wtorek, 17 września 2013

"Jest taki rodzaj gonitwy, który nie ma sensu..."

Zmęczenie

Nostalgia

Pośpiech

Jest taki rodzaj motywacji do pracy, który wypala

Jest taki rodzaj gonitwy, który nie ma sensu

Czas na nowe CV

Czas na nowe poszukiwania

Czas na kolejne zmiany

sobota, 7 września 2013

"To niesamowicie ciekawe poznawać siebie na nowo."

Przychodzi taki moment w życiu magistra, że zaczyna on wątpić w to, co robi, w co wierzył przez wszystkie lata studiów, podyplomówek, kursów, szkoleń, warsztatów, treningów i innych cudacznych i drogich rozwijaczy osobowości. 

Kilka dni temu siedzę w jednym z miejsc, w którym dzielnie pracuję, a raczej czekam na ewentualne telefony i witam przychodzących klientów. Klienci nie przychodzą do mnie, ale do moich współpracowników zajmujących się poradami prawnymi czy też wsparciem psychologicznym. Witam, uśmiecham się, proszę, żeby usiedli a czasem poczekali na swoją kolej i nagle TRACH! Pojawia się myśl. Niespecjalnie mądra, niespecjalnie mająca wpływ na przyznawane nagrody Nobla, ale myśl moja, osobista i prawdziwa: "jakie to cudowne tak witać ludzi i opiekować się nimi przed wizytą u specjalisty". 

Piątek

Dziś specjalnie przyszłam do pracy, żeby posiedzieć z koleżanką nad dokumentami. Ku swojemu wielkiemu zaskoczeniu sprawiło mi to przyjemność. Komputer, Word, lanie wo... znaczy się tworzenie programu wychowawczego. Tak, to naprawdę było fajne. Mówię serio :) 

Od kilku miesięcy krąży w mojej głowie seria pytań. 

Dlaczego u licha wtłacza się nam do głów, że są zawody lepsze i gorsze? 

Dlaczego jak ktoś ma niskie IQ, to "wiadomo, że tylko będzie mieszał w garach jako pomoc kucharza"? [słowa pani psycholog na temat jednego z uczniów]

Dlaczego podkreśla się znaczenie lat studiów, tytułów, skończonych podyplomówek, a nic nikt nie mówi o pasji? 

Coraz częściej nie mam na to zgody. 

Coraz częściej szlak mnie trafia, jak ktoś dzieli ludzi i wykonywane zawody na te mniej i bardziej zasługujące na oklaski. 

Bo co? Bo pan ogrodnik, gospodarz domu to głupi, niedouczony cieć? A może on woli 700 razy bardziej strzyc krzewy i dbać o czystość wokół bloku, od przyjmowania sztucznej, wyuczonej, podyplomówkowej maski? 

Gotuje się we mnie i to mocno, a jednocześnie z przerażającym na swój sposób zaciekawieniem odkrywam, że sprawiają mi przyjemność rzeczy, o które nigdy bym siebie nie podejrzewała. Czynności i zawody niewymagające 3 stron CV pełnego kursów, szkoleń i podyplomówek.

To naprawdę niesamowite poczuć pasję i radość w (z pozoru) zwykłych, dla wielu nieważnych i bezwartościowych czynnościach.

To naprawdę niesamowite obserwować, jak wiedza, którą mam o sobie samej, nie zawsze jest "moją" wiedzą.

To niesamowicie ciekawe poznawać siebie na nowo.

wtorek, 3 września 2013

"Geografia szczęścia"

Kolejną recenzję czas zacząć...

Gdyby recenzje pisać za pomocą kilku wyrazów, bez zbędnych zdań, zwrotów, ochów i achów, recenzja tej książki mogłaby brzmieć tak, jak brzmi jej polski tytuł: 
"Geografia szczęścia!"

Nic dodać, nic ująć. Są takie książki, po których trudno mi powstrzymać potok słów, którymi chciałabym opisać to, co dała mi dana pozycja. W tym przypadku mam inaczej. Totalnie inaczej, bo zupełnie jak nie ja, mam ochotę tylko napisać:

"Z całego serca polecam!"

Nie szukałam w niej szczęścia, bo swoje już znalazłam. Nie szukałam w niej odpowiedzi na pytanie, czym ono jest, bo intuicyjnie już wiem. Właściwie niczego w niej nie szukałam, niczego od niej nie oczekiwałam i może dlatego ta podróż do krajów szczęśliwych i nieszczęśliwych, bogatych i biednych, odległych od Polski i tych na wyciągnięcie ręki, była podróżą pełną poczucia humoru, wnikliwej obserwacji i smakowania różnych oznak szczęścia. 

Co mnie zaskoczyło najbardziej? Że Islandia, kraj zimny, daleki i ciemny (w sensie ilości dni, kiedy słońca tam po prostu nie ma), jest wg badań Światowej Bazy Danych na temat Szczęścia (tak, tak, też się zdziwiłam, że coś takiego istnieje), zajmuje tam jedno z najwyższych miejsc! I tu legła w gruzach cała moja teoria mówiąca o tym, że im dalej na północ, tym kraj bardziej depresyjny i smutniejszy. Trzeba tam kiedyś pojechać! Koniecznie! 

I tu przychodzi mi do głowy myśl, która mówi: ile jeszcze teorii zaczerpniętych z 5 lat jakże nieomylnych studiów psychologicznych, ma się nijak do rzeczywistości? Ile z nich wymaga porządnej weryfikacji? 

Obawiam się, że sporo.

I tym z pozoru smutnym akcentem czuję, jak mój umysł wreszcie otwiera się na to, co prawdziwe, a niekoniecznie utkane ze statystycznej sieci procentów. Na to, co ludzkie, a niekoniecznie wrzucone w stosy tabelek i wykresów. 


poniedziałek, 2 września 2013

"Jest piątek 30 sierpnia. Słońce świeci, ptaszki ćwierkają bla bla bla..."

Pierwszy dzień w nowej pracy.

Już mam co najmniej 5 argumentów, dla których praca w szkole, to nie dla mnie.

Moja hierarchia wartości ostatnio przestawia się co 2 tygodnie i tym razem głównym argumentem przyjęcia tej, a nie innej pracy jest zwiększająca się szansa na dostanie kredytu na mieszkanie. 

Tak, dorosłość zapukała w moje nastoletnie progi.

Szalonym by było szukać potwierdzenia tej decyzji na warszawskich ulicach, ale że spotkanie jakie miałam po wyjściu ze szkoły było absolutnie wyjątkowe, a więc potraktowałam je jako znak. Dobry znak. 

Uwaga! Będę teraz usiłowała opisać ów spotkanie w formie opowiadania; 
za ewentualne straty moralne nie odpowiadam; 
czytelnik czyta na własną odpowiedzialność.

Jest piątek 30 sierpnia. Słońce świeci, ptaszki ćwierkają bla bla bla. Wychodzę ze szkoły z poznaną na radzie pedagogicznej nauczycielką religii. Też będzie nowa w tej szkole. Miła, niebelferska pogawędka. Żegnamy się z nadzieją na przetrwanie najbliższego roku szkolnego. W związku z trudami ostatnich dni i niesamowitą gonitwą (zwłaszcza różnych ważnych decyzji) postanawiam wpaść do pobliskiej piekarni w celu nabycia czegoś grzesznego. Mój wybór pada na ciepłą ciabatkę z serem i pieczarkami i słodziusieńką bułkę z budyniem i kruszonką (ach, jak przyjemnie jest grzeszyć!). Przede mną w kolejce stoi starsza pani. Słyszę wymianę zdań:
- Dobrze pani wygląda - stwierdza sprzedawczyni.
- A co pani mówi - odpowiada zawstydzona staruszka - powstańcem jestem - dodaje z dumą.
- Ale wie pani, można mieć ileś tam lat i dobrze wyglądać na swoje lata.
- Wie pani, ja dziś tylko pomalowałam usta, nic więcej nie zrobiłam - z uśmiechem i zawstydzoną radością w głosie odpowiada... i nagle odwraca twarz w moją stronę.
- A do tego ma pani niesamowity uśmiech! - wyrywa mi się. 
To były setne sekundy, kiedy wiedziałam już, że pod urokliwymi zmarszczkami kryje się coś więcej... kryła się tam piękna dusza. Są takie osoby, u których to widać od razu. Nota bene pierwszy raz w życiu wzruszyłam się mówiąc komuś komplement... i tak od słowa do słowa, od zdania do zdania.
- Ja panią już widziałam kiedyś, w tej piekarni.
- Możliwe, pracuję w pobliskim gimnazjum - odpowiadam, chociaż jestem na 100% pewna, że spotkać to się mogłyśmy, ale co najwyżej w poprzednim wcieleniu (co jest absolutnie niewykluczone), bo w tej konkretnej piekarni byłam pierwszy raz w życiu.
- Tak? A kim pani jest z zawodu? 
- Psychologiem.
- Naprawdę?! A ja jestem pedagogiem.
- Trafił swój na swego - odpowiadam jakbym rozmawiała z rówieśnicą.

Wymieniłyśmy jeszcze kilka zdań i pożegnałyśmy się uściskiem dłoni. 

Właściwie... trudno słowami oddać poczucie wyjątkowości chwili, którą spędziłam z tą panią. Najbardziej widziałam to po dłoniach. Niczego bardziej nie pragnęły, jak uściskać jej dłoń. Ramiona też miały swoje pragnienia, przytulenia się najmocniej jak się da. To było niesamowite. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego do nikogo. A może czułam, ale mówiłam sama sobie, że tak nie wypada. 

Ach, siły większe ode mnie sprawcie proszę, żeby to nie było nasze ostatnie spotkanie (mam nieodparte wrażenie, że nie było ono też pierwszym). 

Piękno duszy po prostu widać. Opisać to słowami, to jak podać komuś niedosoloną potrawę.

Dlatego powstrzymam się. Przemilczę. Poczuję jeszcze raz.
    


piątek, 30 sierpnia 2013

Nadszedł czas zmian...

Nadszedł czas zmian.

Czas rewolucji.

Czas nowych wyzwań.

N E W - to krótkie, angielskie słowo najlepiej oddaje to, co teraz w głowie, sercu i w CV.

Jestem jak mała łódka płynąca z nurtem rzeki. 

To dobry nurt.

Nie mam co do tego wątpliwości, dlatego rzucam stery - poddaję się mu. 

Nie tęsknię za żaglami - nie są mi potrzebne. 

Nie planuję trasy - łódka sama wie, dokąd płynie.

Dobrze mi z tym (pierwszy raz w życiu).

Płynę, jestem, oddycham. 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Pisarskie refleksje...

I przychodzi taki moment, kiedy od napisanego tekstu oczekuję więcej, niż oczekiwałam na początku. 

Wtedy sam proces pisania był spełnieniem a każde słowo wydawało się odpowiednie. 

Dziś niektóre słowa przychodzą z trudem, a nie wszystkie napisane teksty cieszą tak samo. 

Są dni, gdy zabawa słowem jest niczym swobodny lot szybowcem. Są też takie, że choćbym przekopała wszystkie możliwe słowniki synonimów, nie znajdę tego odpowiedniego, a napisany tekst smakuje jak niedoprawiona potrawa. 

Pomału dopada mnie coś, co dopaść musi każdego pisarza - przynajmniej mam taką nadzieję. 
Czyżby to mój perfekcjonizm dobijał się do drzwi przypominając o swoim istnieniu? 

A może to normalny stan niezadowolenia ze swoich dzieł, który tylko mobilizuje do ciągłego szukania, do dalszej zabawy słowem i poszukiwania tego najodpowiedniejszego? 

sobota, 24 sierpnia 2013

Wojowniczka spokoju

Wojowniczką nazwała mnie moja wykładowczyni. Pamiętam to słowo dokładnie. 

Po 3 latach od pamiętnego maila rozmawiam przez telefon ze znajomą i słyszę je ponownie
WOJOWNICZKA

a że w przypadki nie wierzę (zwłaszcza, że obie panie raczej się nie znają), to aż wstrzymałam oddech, wyprostowałam się na fotelu i na 3 s popadłam w rodzaj ekspresowej zadumy nad sama sobą. 

Wojowniczką nazwano mnie dwa razy w przeciągu 27 wiosen, jakie przyszło mi spędzić na tym padole ziemskim. 

Jest coś w tym słowie magicznego. 

Czy pasuje do mnie? Nie wiem, nigdy tak o sobie nie myślałam. Chociaż od zawsze czułam, że idę pod prąd. Jak wszyscy w lewo, to ja w prawo. Jak wszyscy do przodu, to ja do tyłu. Słynne pokorne ciele dwie matki ssie, nigdy nie było moją bajką. 

Jest coś w tym słowie, co mnie do niego zniechęca. 

Wojownik walczy, wojownik prze do przodu, wojownik broni się. Czy ja dziś walczę, prę do przodu, bronię się? Nie, nie mam prawdę mówiąc z kim walczyć. Szeroko pojęty system jest jaki jest. Ludzie są jacy są. Świat jest jaki jest... 

A być może system jest, jaki miał być, ludzie są, jacy mieli być, a świat jest taki, jaki miał być. Patrząc na życie z tej perspektywy znika walka, parcie i obrona, a zostaje spokój. 

Dziś jest we mnie Wojowniczka Spokoju. 
Kobieta silna, pewna siebie, łagodna i cierpliwa.

(no, chociaż z tą cierpliwością różnie u niej bywa :)