sobota, 4 listopada 2017

"... kiedy Pani wraca do domu?"

Jest taki rodzaj lekkości, którą mam we wtapianiu się w nowe miejsce.

Lekkość ta jest dla mnie odkryciem i nowością od kilku ładnych lat.

Gdzie bym nie pojechała, wszyscy pytają mnie o drogę, zakładając na 100%, że pochodzę z danego miasta.

Jak byłam w Irlandii koleżanka z pracy myślała, że jestem… Irlandką.

Była wielce zaskoczona, kiedy dowiedziała się, że jestem z Polski.

W Katowicach natomiast zaczęłam mówić: „czy” zamiast „trzy”, bo przez 3h siedzenia w dworcowej kawiarni, Pani z megafonu non stop powtarzała: „wagony o numerach czysta czy znajdują się w sektorze czecim”.

Do czego dzięki temu mam dostęp 
i co jest dzięki tej umiejętności możliwe?

Dziś mnie spytano, gdzie ja z tą walizką jadę.

Ja: "Do Warszawy."

„Aaaa, to kiedy Pani wraca do domu?”

„Yyyy…”

„No do Katowic”

www.pixabay.pl

Jakby to było mieć Dom wszędzie, gdzie się tylko pojawię i czuć się dobrze wszędzie, gdzie tylko moja stopa stanie na ziemi i powie jej:

„Cześć Irlandio / Australio / Sandomierzu …, wróciłam.”

Bo jakby to było wiedzieć, że byliśmy już wszędzie 
i byliśmy już każdym?

A nowa podróż… cóż... na swój sposób nie istnieje :)

„Wagon o numerze czysta czy…” rozczula mnie za każdym razem, jak sobie o nim pomyślę <3 <3 <3

Czysta czy… czysta czy… czysta czy…


www.pixabay.pl

wtorek, 24 października 2017

"... największe piekło, tworzymy sobie sami"

Na murkach Polaków rozmowy... cz. II

"... jest takie ciemne miejsce...
ale ja się tam nie wybieram..."

Nie ma chyba osoby na tym świecie, która nie miałaby swojej otchłani.

Takiego miejsca własnego bagienka, ze swoimi smrodami i wszystkim, co tak doskonale zna od lat.

Bagienka, które zasysa nie wiadomo kiedy i które wciąga w tak szybkim tempie, że zanim się obejrzysz, a już jesteś w samym jego centrum.

I problem chyba nie polega nawet na tym, że sami sobie to bagno stworzyliśmy przy (nie)wielkiej pomocy innych... życzliwych, ale że my wciąż chodzimy tam na spacer!

I chciałoby się teraz wrzasnąć niecenzuralne słowo na "K"... i dorzucić 

www.pixabay.pl

"Co ja w tym bagnie kocham, że wciąż je wybieram?"

"Co kocham w osądzaniu siebie?"

"Co kocham w myśleniu, że życie to jedna wielka katastrofa... 
a już w szczególności moje życie?"

Nie wiem, kto mi to zrobił, ale dorwę go i nogi z d... powyrywam...

Ja już dorwałam i wiecie co?

Jednak lubię mieć dwie, sprawne nogi!

"Bo jakby było wiedzieć, że największe piekło,
tworzymy sobie sami?"

Nie - straszne dzieciństwo, nie - straszny szef, nie - okrutny los, ale my sami.

Tak, lubię swoje nogi!

Oszczędzę je tym razem, a siebie zabiorę na długi spacer i poważną rozmowę.

"Co takiego kocham w swoim bagnie, które wybieram?"

"Jak będzie wyglądało moje życie za 5, 10 lat,
kiedy znowu je wybiorę?"

"Jak będzie wyglądało moje życie za 5, 10 lat,
kiedy mu tylko pomacham i powiem:
<Nie, tym razem Cię nie odwiedzę! 
Odejdź tam, skąd przyszedłeś!>"

www.pixabay.pl

wtorek, 17 października 2017

... o (nie) zwykłej energii słów kilka...

Pewnego razu wychodzę sobie na ogródek w celu namierzenia kundla, który śmie szczekać o 12 w nocy.

Ujada jak najęty, a że wiem na 90%, że to będzie kundel, który mieszka nad nami, to na wstępie wiadomym jest, że namierzenie go będzie zadaniem niezbyt skomplikowanym.

Wyszłam, namierzyłam… sąsiad z góry!

Patrzę na tę sierotę ujadającą jakby mu ogonek ktoś podpalał, moja wściekłość z każdym szczeknięciem sięga w coraz to dalsze rejony Ziemi, kiedy nagle dostrzegam, że drzwi od balkonu mojego Ujadacza, są zamknięte….

„O nie, zamknęli Cię na noc, a sami się pozamykali!!!” pomyślałam o moim czteronożnym sąsiedzie.
 
Nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy (a jakby to było wreszcie K. wiedzieć, że Ty doskonale wszystko wiesz i nigdy niczego nie zgadujesz???), ale postanowiłam posłać mu trochę energii.

Nawet nie trochę, mega tony ta Psina dostała i nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie to, że weszłam ponownie do domu i uszom uwierzyć nie mogłam – cisza!

Pies przestał szczekać… a ja mu zaledwie poświęciłam kilka sekund, energetycznie go wymiziałam i poszłam spać.

Od tego momentu przestał On być zwykłym szczekającym kundlem, a stał się moim biednym, zamykanym na noc sąsiadem.

I właściwie przydałby się tutaj morał… taki wiecie, najlepiej z rymem ;-)

Rymu nie będzie, morał sami sobie stwórzcie, a ja idę miziać inne ursynowskie Istoty.

Kto jeszcze chce być pomiziany przez Natalię? No kto?

Całusy :*

N.

www.pixabay.com



środa, 11 października 2017

"Na murach Polaków rozmowy."


Z murów Starego Miasta...

Zaczynam dziś cykl pt. "Na murach Polaków rozmowy."

Przechadzając się z P. Starówką zeszliśmy na jedne z najczęściej odwiedzanych schodów W-wy i naszym oczom ukazały się metry popisanej ściany.

Generalnie nie popieram wandalizmu czy graffiti w miejscach do tego nie przeznaczonych, ale było coś w tych napisach szczególnego, że spędziliśmy tam kilkadziesiąt minut.

Fragmenty wierszy znanych poetów, obok wierszy (jeszcze) nieznanych. 


Mądrości, obok słownych zaczepek. 

A między słowami tak bardzo potrzebny, a tak unikany na co dzień dialog.

Ile to razy szłam swoim osiedlem gotowa z uśmiechem powiedzieć: "Dzień dobry", ale jedyne, na co mogłam liczyć to odwrócony wzrok jakby ktoś specjalnie unikał jakiegokolwiek kontaktu...

Ile to razy jechałam do lecznicy ze swoimi szczurami i prowadziłam fascynujące dialogi ze współpasażerami, bo widok ciekawej, ogoniastej bestii skłaniał ludzi do nawiązania rozmowy z właścicielem...

Tak sobie czasem myślę, że to, czego wielu tak bardzo unika, tak mocno jest im potrzebne.

Zwyczajny ludzki dialog. 

O pogodzie, o padającym wciąż deszczu, o przegranym meczu, o przepisach na dobre ciasto, o sposobach na to, tamto czy siamto.

Stojąc pod murem pełnym dialogu pomyślałam sobie: 


"Jakby to było mieć takie murki na każdej ulicy?" 

Człowiek do człowieka nie podejdzie, to chociaż mu coś skrobnie po kryjomu...

A potem idzie środkiem osiedla i odwraca wzrok, jakby nie widział, że jakiś inni człowiek idzie z naprzeciwka... a potem płaci ów odwracający wzrok miliony na antydepresanty, na suplementy, na psychoanalityków... a mógłby po prostu zwyczajnie zagadać do kogoś za darmoszkę, pięć razy dziennie i czerpać od innych i dawać innym.

I dlatego coraz fajniej mi z tymi, którzy remontują dachy, chronią moje osiedle ("dzień dobry" słyszę dziesiątki metrów ode mnie!), czy siedzą na kasie w Auchan. Jacyś tacy bardziej ludzcy, bez tych wszystkich dyplomów, fakultetów i sztywnego kija w dupie, a rozmowa z nimi "o wszystkim i o niczym" to cudowny fragment dnia.

"Dobrze się bawisz pisząc po murach starego miasta?"

"Tak, wybornie. Relacje to rzecz święta, 
a o świętość trzeba dbać."   

P.S. Niedawno w Auchan usłyszeliśmy z P. od cudownej Pani w kasie: "Życzę Państwu bardzo gorącej nocy"... zaśmialiśmy się i życzyliśmy Pani tego samego :D 


wtorek, 19 września 2017

Jak kupić najbrzydsze śliwki na świecie?

Mam swój osobisty system robienia zakupów na Bazarze Na Dołku.

System, na który nikt normalny by nie wpadł, bo kto kupuje jedzenie sugerując się energią sprzedającego?

I dzięki tej metodzie jestem absolutną Mistrzynią w kupowaniu najbrzydszych śliwek węgierek, jakie moje oczy widziały danego dnia, przynoszenia ich do domu i zastanawiania się nad sensem swoich wyborów w życiu... i w ogóle nad sensem życia...

Dziś padło na najmniejsze i najbrzydsze śliwki świata tylko dlatego, że energia Pani była taka, że wiedziałam, że to u niej muszę je kupić.

Kupiłam, a w domu okazało się, że raczej ich sobie nie pojem, bo są po prostu... kwaśne...

"Co jest w tym dobrego, czego ja jeszcze nie widzę? 
Do czego te śliwki tak naprawdę mają być, 
bo do jedzenia to się raczej nie nadają?"

I tak przez dwadzieścia minut odpieram atak osądu na swój temat, bo przecież jak można być tak... mądrym, żeby kupić najkwaśniejsze śliwki na dołku...

I nagle gotuję z nich kompot, w piekarniku piecze się ciasto... i okazuje się, że lepszych śliwek kupić nie mogłam, bo kompot smakiem rozwala system, a ciasto strzela w kosmos swoją wspaniałością!!!!!

I jaki z tego morał???

Następnym razem też kupię śliwki u kogoś tylko dlatego, że mi jego energia odpowiada i nawet nie będę próbowała szukać innych argumentów za tym, że ta a nie inna osoba dostarczy mi tego, co jest mi potrzebne, a że nie pojem sobie ich tak jak planowałam, no to cóż... widocznie całe dwa kilo ma się znaleźć w cieście i kompocie. Koniec i kropka!

"Co dzięki temu jest możliwe, a nie było możliwe wcześniej?"

Nie, tak piękne to te moje śliwki nie były ;-)
www.pixabay.com 

P.S. Ulubionego pana rzeźnika też mam! Gość ma taką energię, że naprawdę nie wiesz, czy poda Ci rękę... czy wyciągnie siekierę, ale jest w nim coś takiego, że żebym nie wiem, jak u niego przepłacała, polecę do jego stoiska jak pszczółka do miodu, bo nikt nie ma takiego smalczyku i takiego boczunia i takiej kiełbaski jak On :D

poniedziałek, 4 września 2017

I mieć w sobie cały Świat i być całym Światem...

Idziemy z P. nieśpiesznym krokiem przez kabackie osiedla i nagle mijamy pieska. Znaczy się Panią z pieskiem, ale że piesek jak to piesek zawsze wzbudza we mnie większą ciekawość, aniżeli właściciel, więc postanowiłam zagadać:

- Cześć! Mogę Cię pogłaskać? - mówię do... pieska totalnie nie zwracając uwagi na Właścicielkę, której brak przychylności energetycznie wypełniał połowę Ursynowa.

Zniżam się do poziomu Maluszka, bo piesek do tych wielkich byków nie należał i wyciągam przyjaźnie dłoń... i wiecie, co ta Psina robi?

Stawia swoje przednie łapki na moich kolankach i patrzy mi prosto w oczy.
pixabay.com

Zaprawdę powiadam Wam, wierzcie mi lub nie w Jej oczach była cała moja wspaniałość. 

Ta Psina nie widziała niczego poza mną.

Na te 5 s byłam jedyną istotą, która była dla niej ważna, a Ona była dla mnie najważniejszą Istotką na świecie.

Jej wpatrzone we mnie oczy pamiętam do dziś i będę pamiętała długo...

Prawdziwa, 100% więź, relacja, komunia, radość, wdzięczność i miłość wypełniała moje serducho i nawet Pani właścicielka widząc to wszystko, z chęcią odpowiedziała na pytanie o wiek tego cuda natury, który miałam zaszczyt głaskać, a który obdarzył mnie taką czułością, jakiej nigdy nie dostałam od żadnego Człowieka.

Zwierzęta nie oceniają, nie mają punktów widzenia, nie oczekują nic w zamian, nie kalkulują, czy dana relacja im się opłaca, czy też nie.

Po prostu są...

Jakby to było mieć takie relacje z Ludźmi?

Bez ocen, oczekiwań, kalkulacji i założeń.

pixabay.com

Ty wpatrzony we mnie, ja wpatrzona w Ciebie i nic poza tą krótką wymianą spojrzeń dla nas nie istnieje.

Jakby to było mieć w ludzkich relacjach jeszcze więcej życzliwości, jeszcze więcej wdzięczności i jeszcze więcej otwartości?

Bez ocen, oczekiwań, założeń i kalkulacji...

Tak po prostu być ze sobą i nic poza tym.. 

I mieć w sobie cały Świat i być całym Światem...

pixabay.com

czwartek, 17 sierpnia 2017

"Kim innym mogę tutaj być?"

"Jak mogę to zrobić inaczej?"

"Kim innym mogę tutaj być?"

"Co innego jest jeszcze możliwe?" 

To zestaw pytań, które w magiczny sposób wyciągają mnie z otchłani mojego przepracowanego mózgu. 

Kiedy ocena samej siebie, goni ocenę. 

Kiedy poczucie winy wzrasta do takiego poziomu, że zaczynam mieć kolejne poczucie winy, że przecież w tym wieku i po takich ścieżkach, to ja już dawno nie powinnam go mieć.

Kim INNYM mogę tutaj być?

Zamiast... 

"Co mam w sobie naprawić?" (nic! zaprawdę Ci powiadam, że działasz tak, jak masz działać!) 

"Co jest we mnie nie tak?"

"Czego jeszcze nie przepracowałam?"

Ostatnie dwa pytania to jakieś sado-maso osobiste baty, które chyba wymyślono tylko po to, żeby absolutnie nikt nie śmiał poczuć się dobrze sam ze sobą, bo przecież jest jeszcze tyyyyyyle rzeczy do przerobienia. 

Po 30-stce stwierdziłam, że ja już niczego nie mam zamiaru przepracowywać, że jestem taka, jaka mam być. Doskonała w swojej niedoskonałości, o ile ustalimy dokładne kryteria tego, co nią jest, a co nie jest.

Nie przerabiam połowy swojego dzieciństwa, nie biczuję się za to, co powiedziałam, zrobiłam i jakim krokiem przeszłam przez jezdnię. 

"Kim innym mogę tutaj być?" nie zakłada, że robię coś nie tak. Zakłada, że to, co do tej pory robiłam, niespecjalnie mi się teraz sprawdza. 

Tyle i aż tyle!

Zero oceny siebie, zero oceny sytuacji, zero oceny innych.
   
"Kim innym mogę tutaj być?" 

pixabay.com

wtorek, 8 sierpnia 2017

"Co jest ode mnie wymagane?"

Jednym z tematów, o którym mogę rozmawiać godzinami, są marzenia i pragnienia. 

Uwielbiam słuchać o tym, czego pragniecie, co byście chcieli mieć, zrobić, otrzymać i dawać innym.

I wszystko byłoby pięknie i cudnie w tym obrazku, gdyby nie to, że zapominacie o jednym bardzo podstawowym pytaniu.

Nie zrozumcie mnie źle!

Nadal proście, żądajcie, oczekujcie, ale proszę Was!

Zadajcie sobie czasem pytanie: 

"Co jest ode mnie wymagane, żeby to osiągnąć?"

Bo czasem nasze pragnienia same pukają nam do drzwi, spadają jak manna z nieba czy wręcz potykamy się o nie na ulicy, ale część z nich wymaga ruszenia d... z kanapy, zadzwonienia do kogoś, pobuszowania w Internecie, poszukania informacji itd., itd.

Nadążacie?!

Nie wszystko spadnie Ci z nieba tuż pod Twoje stopy!!!

Żeby zjeść coś na obiad, nawet w najbardziej sprzyjających temu warunkach, kiedy to służba poda Ci ten obiad na tą Twoją kanapę, nawet Cię karmić będzie, to Ty sam musisz to pogryźć, połknąć i strawić, więc dlaczego u licha do swoich pragnień podchodzisz jak do strawionego przez kogoś jedzenia podawanego Ci dożylnie???

Pragniesz czegoś???

Poproś, rusz tyłek i zadaj pytanie: 

"Co jest ode mnie wymagane?" 

"Co mogę dziś zrobić, co pozwoli mi otrzymać to, 
o co proszę z totalną lekkością?" 

I po prostu zrób to!

Powodzenia :) 

pixabay.com

niedziela, 30 lipca 2017

"... proście, a będzie wam dane..."

Spotykając się ze mną, nie trudno zauważyć, że z uporem maniaka powtarzam zdanie: "Jak może być jeszcze lepiej?".

Można by stwierdzić, że zwariowałam, bo ile można prosić i ile można pytać o to samo. 

Cóż, pytam wciąż o to samo, bo wiem, że działa to lepiej niż pytanie o to, jakie kłody mi znowu życie rzuci pod nogi (bo nieszczęścia chodzą parami!)... i o to, co jeszcze mi się w życiu spie... (wstawić odpowiednią końcówkę!).

Zauważyliście, że w sytuacji, kiedy nie do końca wszystko idzie tak, jakbyśmy chcieli, raczej pytamy o kolejną katastrofę, a nie o to, co mnie jeszcze wspaniałego dziś spotka? 

A zauważyliście, że jak pytacie, to tak naprawdę prosicie?
Ktoś kiedyś napisał: "proście a będzie Wam dane"!

A potem dziwimy się, że nie wiadomo skąd i dlaczego akurat mi, a nie sąsiadowi, życie zsyła kolejną tragedię?

Ej... hellooooo.... poprosiłeś o nią!

Tak, Ty!

Jakby to było wreszcie uświadomić sobie, 
że to, o co proszę, dostaję?

Nie ma to nic wspólnego z optymizmem czy pesymizmem. 

Jest to tylko i wyłącznie kwestia zmiany strategii.

Skoro prosiłam o katastrofę i ją dostałam... to jakby to było wreszcie prosić o rzeczy, których pragnę, których zawsze chciałam? 

I nie zakładać, kiedy mają one do mnie przyjść i jak mają się ukazać. 

Ale wiedzieć! 

Wiedzieć na 100%, że przyjdą!

Bo w końcu... 

Jak może być jeszcze lepiej? 

Jak może być jeszcze lepiej?

Jak może być jeszcze lepiej?

www.pixabay.com

How does it get any better than this? 


niedziela, 23 lipca 2017

"Ciekawe, co mnie dzisiaj pięknego i wspaniałego spotka?"

Jakby to było żyć ciągle w pytaniu?

Jakby to było pytać, nie oczekując odpowiedzi? 

Od lat chodzi mi po głowie fakt, o ile fakt po głowie może chodzić, iż w życiu nie chodzi o odpowiedzi, ale o pytania.

Dobre pytania!

Czy kiedykolwiek bawiłeś się nimi?

Wiem, co zaraz powie Twoja głowa!

"Ale przecież jak to tak, nie znać odpowiedzi, nie wiedzieć, 
dokąd się zmierza, jakie ma się marzenia i cele w życiu."

Pociesze Cię, że jakieś 30 lat myślałam, że w życiu, to trzeba wiedzieć, czego się chce... a już na pewno wiedzieć, jakie ma się cele... najlepiej jeszcze umieć je podzielić na krótko- i długoterminowe. 

Ok, coś Ci powiem!

Weź kilka głębokich oddechów i posłuchaj. 

A gdybym Ci powiedziała, że każde pytanie otwiera nowe możliwości, a każda odpowiedź je zamyka?

A gdybym Ci powiedziała, że każde pytanie niesie ze sobą ciekawość, zwykłą, dziecięcą ciekawość tego, co mnie w życiu może spotkać? 

A gdybym Ci powiedziała, że to nie chodzi o odpowiedź... ?

Uwierzyłbyś mi? 

Nie musisz mi wierzyć.

Ba, nawet możesz nie czytać tego, co piszę ;-)

Taka dobra i ludzka właścicielka bloga jestem!

Ale jakby to było choć przez jeden dzień, jedną godzinę, jedną minutę stać się pytaniem i nie oczekiwać na nie odpowiedzi???

Zaryzykujesz?

Ja tak ryzykuję od jakiegoś czasu i wiesz co? 

Za każdym razem jestem w ciężkim szoku z powodu tego, co to wszystko dookoła... nazwij to sobie jak chcesz (Wszechświatem, Światem, Bogiem, Życiem...) jest mi w stanie pokazać.

I czasem najprostsze pytanie prowadzi mnie w tak interesujące miejsca, do tak interesujących ludzi, o których nawet nie śmiałabym poprosić.

Jakby to było stać się PYTANIEM... i ciekawością małego dziecka... chociaż na chwilę? 

A potem wstać rano, zrobić przedziałek i... zapytać: 


"Ciekawe, co mnie dzisiaj pięknego i wspaniałego spotka? 
Ciekawe, ciekawe, ciekawe..." 

www.pixabay.com

wtorek, 18 lipca 2017

... wiesz, tylko wciąż tego nie chcesz... wiedzieć!

Przychodzi taki moment w życiu człowieka, iż Człowiek wie, że coś musi zrobić, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie jest w stanie logicznie wytłumaczyć, dlaczego ma to zrobić.

Znacie to?

Ja to znam doskonale i godzinami mogłabym rzucać przykładami ze swojego życiu, sytuacjami, w których robiłam coś, bo wiedziałam, że mam zrobić, ale absolutnie nie byłam w stanie zrozumieć dlaczego.

Z perspektywy tygodni, miesięcy i lat wszystkie te moje "odpały" czy zmiany decyzji, mają ogromny sens... a nawet jeśli nie mają, to jakby to było przestać się wreszcie za nie osądzać? 

I chyba ten osąd w tym wszystkim jest najgorszy.

Ile razy nie zrobiliście czegoś, choć doskonale wiedzieliście, że to jest to, co teraz jest wam potrzebne, ale nie umieliście podać argumentów, po co to robicie?

Ile razy nie zrobiliście czegoś tylko dlatego, że baliście się osądu innych?

Z osądem najczęściej jest tak, że jest on odpiciem tego, co inni mają w sobie.

Ja Cię osądzę, bo dla samego siebie mam tylko... osąd i surową krytykę.

Cóż, to sobie ją miej, a ja i tak zrobię swoje, choć dzięki wielkie za ten osąd. Jest naprawdę interesujący!

Jakby to było zaufać temu, co my wiemy, 
zamiast pytać, co inni wiedzą?

Jakby to było wiedzieć, że się wie i że nikt lepiej prócz Ciebie 
wiedzieć nie będzie?

Wątpisz w to, że WIESZ?

Zaprawdę Ci powiadam: wiesz, tylko wciąż tego nie chcesz... wiedzieć!

www.pixabay.com

piątek, 14 lipca 2017

"Co jest we mnie dobrego, czego jeszcze nie rozumiem?"

Macie czasem takie dni, kiedy najchętniej sami siebie byście strzelili porządnie po pysku? 

I jedyne, co Wam na to nie pozwala, to fakt, iż strzał udzielony sam sobie nie będzie miał tej mocy, co strzał od znienacka spotkanego przybysza w ciemnej ulicy po 2 w nocy.

Wiesz, kto jest największym Twoim wrogiem?

Ty sam!

Ile to razy obwinialiśmy samych siebie o rzeczy, które poszły nie tak, jak chcieliśmy?

lle to razy bardziej nam było wstyd przed sobą, aniżeli przed innymi?

Ile to razy słyszeliśmy w swojej głowie: "zawiodłem nawet sam siebie!"?

Ile to jadu i nienawiści mieliśmy sami dla siebie, bo wydarzyło się to albo tamto? 

Prawdę mówiąc, nikt mi tak w życiu nie dokopał, jak ja sama.

Mistrzyni autokrytyki!

Większość z nas jest w  tym naprawdę dobra.

A jakby to było zamiast krytyki, siać życzliwość?

Zamiast oceny, stać się swoim najlepszym przyjacielem?

"Co jest we mnie dobrego / pięknego / mądrego, 
czego jeszcze nie rozumiem, czego jeszcze o sobie nie wiem?

Co jest w tej decyzji, którą podjęłam, dobrego / mądrego, 
a czego jeszcze nie rozumiem?"

I tak długo to powtarzać, aż odechce się Wam jechania po sobie.

To znaczy jechać po sobie możesz zawsze. 

Ja Ci tego zabronić nie mogę, ale jesteś pewien, że to Ci pracuje? 

Że to działa?

Bo ja mam szczere wątpliwości w moc autokrytyki. 

Mi nie pracowało to nigdy, dlatego za każdym razem, kiedy włącza mi się wewnętrzny krytyk - Skurwy...., powtarzam jak mantrę:

"Co jest we mnie pięknego, czego jeszcze nie odkryłam?" 

I wiecie co?

Bardzo często mam gulę w gardle, łzy w oczach i radość w sercu.

Tyle i aż tyle.

"Co jest w Tobie pięknego, czego jeszcze o sobie nie wiesz?" 

"Co jeszcze wspaniałego w sobie odkryjesz, 
a o co nigdy siebie nie podejrzewałeś?"

www.pixabay.com

wtorek, 11 lipca 2017

Traktat o... musze!

Traktat o muszę czas zacząć!

Wczoraj robiłam sesję BARS i przez 90% sesji obserwowałam... muchę!

Żeby była jasność - sesja bars nie wymaga ode mnie niczego poza trzymaniem dłoni na 32 punktach na głowie Klienta i "obserwowania" energii. Nie wymaga powtarzania mantr, machania rękami, czy innych masażowych klimatów. A nawet, jak coś w mojej głowie chce się powtarzać jak mantra, nie kłóci się się to z obserwowaniem... muchy. Daję radę z robieniem dwóch rzeczy naraz ;) 

Ale wracając do mojej Bohaterki!

Mucha postanowiła przysiąść na mojej ręce. 

Na początku, odruchowo chciałam ją odgonić, ale po czasie pomyślałam, że ciężka to ona nie jest i moja ręka spokojnie da radę ją dźwigać przez najbliższe kilka minut, bo przecież i tak zaraz odleci.

Ku mojemu zaskoczeniu, nie odleciała!

Pierwszy raz w życiu miałam okazję obserwować, jak mucha myje swój... "pyszczek" przednimi "łapkami", ale obserwacja tego to nic w porównaniu do mycia skrzydełek.

Wiedzieliście, że mucha myje skrzydełka używając... tylnych łapek, a nie przednich??? 

"Ale czad!!!!" myślałam, nie mogąc oderwać od niej wzroku. 

Potem troszkę pospała, potem musiałam zmienić ułożenie palców i pierwszy raz w życiu przebiegła przez moją głowę myśl: "O kurcze, jak zmienię ułożenie, obudzę muchę!".

I jak jeszcze ktokolwiek z Was miał jakiekolwiek nadzieje na to, że ja jestem normalna, no to cóż ja Wam mogę... BO...

Jakby to było zacząć zachwycać się tym, 
czym nigdy do tej się nie zachwycaliśmy?

Jakby to było widzieć piękno w tym, w czym widzimy to, 
co najgorsze i najmniej fajne? 

Jakby to było w zwykłej Muszce zobaczyć jej niezwykłość?

Jakby to było w swojej codzienności, przeciętności 
i zwykłości, odkryć takie pokłady wyjątkowości, 
o jakich nigdy samych siebie nie podejrzewaliście? 

I z tymi muszymi refleksjami zostawiam Was Moi Mili...

Jakby to było widzieć piękno tam, gdzie inni go nie widzą?

pixabay.com

pixabay.com