sobota, 30 kwietnia 2016

PONO - skuteczność jest miarą prawdy (2)

www.pozaschematy.pl


ELASTYCZNOŚĆ, FIOLET, WILK

I jak to często w życiu miewam, ponownie wszystko składa się w jedną całość.

I ta elastyczność, którą zawsze miałam w ciele, ale w głowie nie za bardzo i ten fiolet, do którego zawsze uparcie powracam (nawet matę do jogi mam fioletową, a pasek różowy... tak wiecie, pod kolor maty!) i ten wilk - zwierzę absolutnie niesamowite i piękne. 

"Biegnąca z wilkami" + Adam Wajrak i jego fantastyczne "Wilki"...

"Przypadek? Nie sądzę." 

... musiałam to napisać - ha ha ha!

Ta zasada jest taka TSR-owa (TSR = Terapia Skoncentrowana na Rozwiązaniach).

Jak coś działa, rób tego więcej. Jak nie działa, po kiego grzyba  po to sięgasz.

I w tym ostatnim zdaniu jest chyba najwięcej mądrości, jeśli chodzi o PONO.

Miliony razy stawałam przed faktem i potrzebą zmiany.

I miliony razy usiłowałam coś zmienić, nie zmieniając jednocześnie narzędzi.

No kompletnie bez sensu! 

Kolejny aspekt (niezwykle mi bliski na ten moment mojego życia) jest taki, że jeśli o czymś marzysz, to zwyczajnie rusz tyłek i zrób cokolwiek, co Cię do tego marzenia przybliży.

Fajnie jest bujać w obłoczkach, leżeć na trawce i marzyć o księciu z bajki.

Tylko to nigdy za specjalnie nie działało!

Chcesz czegoś - sięgnij po to!

Nie masz kasy na wymarzoną podróż - weź się do roboty i ją zarób! (i nie ględź mi, że Ty też byś sobie pojechał do Australii... gdyby nie...)

Pragniesz spotkać miłość swojego życia - pomóż szczęściu i wyjdź czasem na spacer, do ludzi, wizualizację jakąś zrób, COKOLWIEK, co wykroczy poza leżenie i pachnienie.

Pragniesz zmiany - zacznij działać inaczej, niż zawsze.

Kocham, kocham, jeszcze raz kocham PONO za ten konkret, za ten obuch w łeb za to, że jako jedna jedyna zasada Huny jest taka mocna w swoim wydźwięku.

Także możesz sobie gadać o rozwoju osobistym, przepracowywaniu problemów, uwalnianiu traum, ale jak w Twoim życiu nie ma wyraźnych efektów tego, co robisz, widocznie musisz zmienić Szamana... albo wziąć się wreszcie do roboty... tudzież wstać rano, zrobić przedziałek itd...

Z pozdrowieniami
N. 

P.S. Jeszcze jedno, o czym mówi PONO, a co jest bardzo ważne: NIE MA SYTUACJI BEZ WYJŚCIA!

Jak nie kochać tej zasady :)

piątek, 29 kwietnia 2016

PONO - skuteczność jest miarą prawdy (1)

Daleko, daleko stąd... za siedmioma górami, za siedmioma lasami, wśród wód oceanu leży pewna wyspa... a właściwie kilka wysepek...

A na tych wysepkach wśród ludzi, którzy zamieszkują je od tysięcy lat (nie, nie należą do nich ci "biali", którzy przypłynęli wraz z jedynie słuszną religią!), jest pewna przepiękna filozofia... 

Taka wiecie... na życie...

Kilka zasad... kilka mądrości i już wiesz, jak żyć!

I to dosłownie, bo o ile w wiele filozofii to się trzeba wczytywać, wczytywać i wczytywać, to w Hunie wystarczy kilka zdań, a dokładnie 7 i cała kwintesencja życia zawarta jest w zaledwie kilkudziesięciu słowach. 

W końcu gdzieś, ktoś doszedł do wniosku, że całe sedno życia tkwi w prostocie i że życie jest wręcz banalnie proste, a my je sobie wciąż na nowo komplikujemy.

7 zasad Huny przyszło do mnie rok temu podczas kursu masażu Lomi Lomi Nui

Tak, wiem!

Od kilki postów piszę o tym samym... ale co ja na to poradzę, że to właśnie TEN a nie inny masaż i ci a nie inni ludzie tak bardzo zagościli w moim sercu.

Poza tym Drogi Czytelniku... się nie podoba, to się naciska taki krzyżyk w prawym górnym rogu i się wychodzi... po cóż masz się denerwować!

Wdech, wydech, wdech, wydech!

Dziś opowiem Wam o ostatniej z 7 zasad, bo to właśnie ona z uporem maniaka nawiedza mnie od dwóch zjazdów Lomi. 

Jak już wspominałam, ostatniego dnia kursu losujemy swoich partnerów i losujemy jedną z 7 zasad Huny. Zarówno partnerzy jak i zasada są tym, czego na ten moment w życiu najbardziej potrzebujemy.

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, że jednym z moich ukochanych powiedzeń jest:
"Przypadek? Nie sądzę."

Nie ma przypadków. Wszystko jest w życiu po coś! 

Oczywiście możecie wierzyć, w co chcecie :) Ja się tylko dzielę tym, co moje, ale czy to jest najsłuszniejsze i najmądrzejsze... nie wiem! Mi się sprawdza i tyle mogę napisać w temacie.

Ale wracając z tej długiej dygresyjnej ścieżki do tego, o czym pisałam 100 słów wcześniej.

Siódma zasada Huny brzmi:

PONO - skuteczność jest miarą prawdy 

Każdej z zasad przyporządkowane jest słowo kluczowe, kolor i zwierzę.

I dla PONO odpowiednio są to: ELASTYCZNOŚĆ, FIOLET I WILK.

I w związku z tym, że ten post zaczyna być zbyt długi, jak na możliwości przeciętnego Czytelnika i to nie chodzi o to, że ja nie wierzę w tych, co do mnie zaglądają, ale też wiem, że im dłuższy tekst, tym mniejsza szansa na to, że ktoś się za niego zabierze i choćbym nie wiem, jak genialnym Magikiem Słowa była, to uważność jest uważnością i ma ograniczone pokłady... także Moi Mili CIĄG DALSZY NASTĄPI!

P.S. Wiem, podłechtałam, popieściłam i wycofałam się... a fe! Tak się nie robi! Też Was kocham <3 

czwartek, 28 kwietnia 2016

Ach, wdzięczności, dobrze, że jesteś!

Jest coś takiego w żegnaniu się, co ściska za serce i ślizga się między subtelnością, łagodnością i wdzięcznością jednocześnie.

W zeszłym miesiącu pożegnań było wiele. 

Jedne bardziej udane, inne mniej, ale te "mniej" raczej wynikały z decyzji drugiej strony o formie pożegnania, aniżeli z mojej. Każdy ma prawo wyboru, ja to szanuję. Nie zawsze rozumiem, ale szanuję.

Od miesiąca nie opuszcza mnie wdzięczność...

Tak miło mizia serce i pieści myśli swoją słodkością nut...

Ach, wdzięczności, dobrze, że jesteś!

Jestem wdzięczna za taką ilość ludzi i rzeczy, które mnie spotkały przez ostatnie 30 lat, że nie starczyłoby liter, żeby to wyrazić... a że ja krótko i zwięźle nie potrafię, więc nawet nie podejmę się wyliczania Was wszystkich w tym poście.

Dziękuję za tych, co nadal są w moim życiu - macie Wy cierpliwość do mnie i moich pomysłów - i za tych, którzy odeszli. Widocznie nasza podróż miała trwać krótko i trwała tyle, ile potrzebowaliśmy.

Dziękuję za tych, których sama miałam odwagę pożegnać. Moja ścieżka skręciła w inną stronę niż Wasza. Dziękuję, że był etap, który przeszliśmy razem, ale teraz pozwólcie, że pójdę w inną stronę. I to, że dzisiaj idziemy osobno, nie oznacza, że nigdy, przenigdy już się nie spotkamy. Czas pokaże!

Dziękuję również za tych, którzy nigdy mi nie doradzali, a "jedynie" wspierali, poklepywali po ramieniu i mówili: "super pomysł, jedź!". Nawet nie wyobrażacie sobie, jak takie proste słowa były i są dla mnie ważne. Dużo ważniejsze od tych wszystkich komentarzy: 

- "Znam kogoś, kto tam mieszka - Irlandia nie jest idealna" - a kto Wam u licha powiedział, że ja tam jadę na stałe?, 

- "Zanudzisz się tam" - serio? A skąd wy wiecie, jak ja lubię spędzać wolny czas? Może leżenie, spacerowanie i kolorowanie to moje ulubione formy relaksu. 

Dziękuję za te słowa, ale nie wezmę do serca ani grama.

Dlaczego?

Dlatego, że z zasady, od kilku lat nie radzę się nikogo... no, może poza Mamą ;-) Ale Mama to co innego!

Nie jest to kwestia tego, że pozjadałam wszystkie rozumy... po prostu zaczęłam ufać swojej intuicji i swojemu sercu (o ile to nie jest to samo!) i coś, co dla Was jest istnym szaleństwem, dla mnie ma ogromny sens... nie zawsze widzę go od razu, ale ufam, że wcześniej czy później go zobaczę... i wiecie co? Jeszcze się nigdy na tym nie zawiodłam! NIGDY! 


poniedziałek, 25 kwietnia 2016

I wtedy pociekła mi łza z prawego oka...

Ostatniego dnia każdego kursu Lomi Lomi Nui cała grupa wykonuje Masaż Świątynny.

Dla tych, którzy nie wiedzą, masaż Lomi Lomi Nui dawno, dawno temu był wykonywany tylko dla Wodzów. Zwykły śmiertelnik nie wiedział o jego istnieniu. Dlatego też i my ostatniego dnia wykonujemy pełny dwugodzinny masaż sobie nawzajem. (jako ciekawostka... masaż Wodza potrafił trwać kilka, kilkanaście dni!)

W trakcie masażu miałam... nie chcę używać słowa "wizję". Jako wiedźma najprawdziwsza jest mi niezmiernie daleko do szamańskich klimatów. Szanuję je, ale jak patrzę z boku na te krzyki, wolę wrócić do mojej drewnianej chaty, do moich książek i rozpalonego ognia w kominku. Jakoś tak przy ziemi czuję się lepiej, aniżeli w jakichkolwiek wizjach, odpływach i innych szaleństwach.

Wracając do tematu przyszedł do mnie obraz... obraz był ruchomy...

Leżałam na drewnianej tratwie, a wody oceanu kołysały moje zmęczone od słońca ciało.

Skąd wiem, że to był ocean?

My wiedźmy tak mamy. Nie wiemy skąd, ale wiemy!

Więc jak ja coś mówię, to znaczy, że wiem!

Ocean kołysał mnie spokojnie, słonko paliło po twarzy... i nagle ocean wyrzucił moje ciało na brzeg wyspy. 

Dlaczego wyspy? 

Patrz trzy linijki wyżej!  

A na tej wyspie ledwo przytomna dostałam masaż... czułam, że moje zmęczone i wyczerpane ciało ktoś gładzi, naoliwia i masuje...

I to był przepiękny obraz pełen miłości i spokoju.

A jak w tle z głośników poleciała piosenka "Time to say goodbye" dotarło do mnie, że mam dwie możliwości.

Mogę żegnać się z krajem pełna frustracji i nienawiści, a mogę odkopać w sobie szerokie pokłady wdzięczności...

I wtedy pociekła mi łza z prawego oka, bo niczego tak bardzo nie kocham, jak prostoty życia i piękna, jaki pod nią jest...

A potem z lewego oka pociekła druga łza i już wiedziałam, że moje serce przepełnia wdzięczność... i tylko wdzięczność... a cała nienawiść, złość, frustracja zostały daleko... na innej wyspie...

Dlatego żegnam się z Tobą Polsko czule, pełna miłości i wdzięczności...

Przykro mi, że tak wyszło, że nie jesteś moim domem, a moje serce jest gdzie indziej (i ja dokładnie wiem, gdzie!), ale cieszę się i jestem Ci niezmiernie wdzięczna za opiekę i słowiańską mądrość. Nigdy Ci jej nie zapomnę!!!

Twoja N.

pl.freepik.com

P.S. Obiecuję Ci, że gdziekolwiek bym nie mieszkała i kimkolwiek nie będzie mój wspaniały Mąż, moje dzieci będą mówiły po polsku :)   

niedziela, 24 kwietnia 2016

W moje plecy wszedł dziś glutek...

W moje plecy wszedł dziś glutek,

Glutek ma na imię Gutek,

Siedzi wciąż mi między łopatkami i nie chce wyjść, więc rozmawiamy sobie czasem... 

Tak wiecie... 

O życiu...

Gutek ma mi zawsze sporo do powiedzenia,

A to, że nikt go nie kocha, a to, że taki samotny się czuje, a to, że przytuliłby się do kogoś,

A ja tego słucham cierpliwie i ocieram łzy Gutkowi, bo cóż innego mogę zrobić.

Pojawiłeś się Gutku po odejściu bardzo ważnej osoby,

Tak, wiem, tęsknota, brak miłości i te sprawy,

No staram się jak mogę dać Ci jej tyle, ile wlezie, ale to taka studnia bez dna,

Nie wiem, ile mogłabym powtarzać samej sobie "kocham Cię!", żebyś mi w końcu uwierzył,

Póki co mam nieodparte wrażenie wrzucania monet do wodospadu Niagara,

Niby można sobie je powrzucać, ale nie zmieni to niczego,

Ale wiesz co Gutku?

Przyjdzie taki czas, że powiemy sobie "Do widzenia",

Nie, nie będzie to "Do zobaczenia",

Będzie to piękne i mocne "Do widzenia".

Nie czuj się przeganiany, 

Nie musisz znikać już dzisiaj,

Zostań, ile potrzebujesz,

A ja Cię będę tulić, tulić, aż utulę Cię tak mocno, że weźmiesz swój plecak i pójdziesz dalej,

I tego Ci życzę Gutku,

Dalszej wędrówki w nieznane,

Beze mnie.

Oczywiście, że dasz radę,

Nie panikuj!

Jesteś już dużym Chłopcem! 

piątek, 22 kwietnia 2016

"Twoja wściekłość, Twój problem."


Nie mam już cierpliwości do pewnych rzeczy, nie dlatego, 
że stałam się arogancka, ale po prostu dlatego, że osiągnęłam taki punkt 
w moim życiu, gdzie nie chcę tracić więcej czasu na to, co mnie boli 
lub mnie nie zadowala. Nie mam cierpliwości do cynizmu, nadmiernego krytycyzmu i wymagań każdej natury.

Straciłam wolę do zadowalania tych, którzy mnie nie lubią, 
do kochania tych, którzy mnie nie kochają i uśmiechania się do tych, 
którzy nie chcą uśmiechnąć się do mnie. Już nie spędzę ani minuty z tymi, którzy chcą manipulować. Postanowiłam już nie współistnieć z udawaniem, hipokryzją, nieuczciwością i bałwochwalstwem. Nie toleruję selektywnej erudycji, ani arogancji akademickiej.

Nie pasuję do plotkowania. Nienawidzę konfliktów i porównań. 
Wierzę w świat przeciwieństw i dlatego unikam ludzi o sztywnych 
i nieelastycznych osobowościach. W przyjaźni nie lubię braku lojalności 
i zdrady. Nie rozumiem także tych, którzy nie wiedzą jak chwalić 
lub choćby dać słowo zachęty. Mam trudności z zaakceptowaniem tych, 
którzy nie lubią zwierząt. A na domiar wszystkiego nie mam cierpliwości 
do wszystkich, którzy nie zasługują na moją cierpliwość.“

Meryl Streep

Przyszedł taki czas w moim życiu, kiedy straciłam cierpliwość do innych.

A właściwie nie tyle cierpliwość, co stwierdziłam, że niczego już nie muszę.

Nie muszę być sztucznie miła, kiedy nie mam na to ochoty.

Ani wyrozumiała i empatyczna tylko dlatego, że mój pierwszy zawód jest taki a nie inny.

Nie muszę wszystkich rozumieć i kochać, a Ci którzy nawet nie próbują zrozumieć mnie, nie muszą być moimi znajomymi.

To ja wybieram ludzi, którymi się otaczam i to ja wybieram energię, która mi pasuje.

Kiedy ktoś na wstępie mnie atakuje nie patrząc mi nawet w oczy, zawsze mogę odwrócić się na pięcie i po prostu wyjść bez tłumaczenia się, i bez tych wyklepanych na pamięć zdań: "widzę, że jesteś wściekła".

Twoja wściekłość, Twój problem.

Mnie w nią nie mieszaj.

http://zszywka.pl/

środa, 20 kwietnia 2016

...jesteście tacy, jacy macie być....


Refleksji masażowych ciąg dalszy... 

Tak to bywa z kursami Lomi Lomi Nui, że poruszają nie tylko ciało, ale przede wszystkim serce, umysł i duszę, i sprawiają, że moja wewnętrzna wiedźma wprost chłonie wszystkie mądrości świata, żeby móc je wdrażać w swoje życie.

Przez 5 dni z ust uczestników (a właściwie uczestniczek!) słowa takie jak: trauma, proces, przepracować, uwolnić... padały miliony razy. 

Ci, którzy mnie znają, wiedzą, jak bardzo nie znoszę tych trzech ostatnich choć jestem magistrem psychologii. Wydawało mi się, że nawet dosyć uduchowionym magistrem, ale ten zjazd udowodnił mi, że jestem nadal jedną nogą przy czymś, co racjonalne i mocno stąpające po ziemi.

Dzięki temu zjazdowi do zestawu słów znienawidzonych dołączyła również "trauma". Skąd taka moda na wrzucanie jej w każde możliwe warsztaty tzw. rozwoju osobistego, to gruby temat na inny post. 

I tak sobie słuchałam o tych procesach, o tych ludzkich uwalnianiach się... i nie zrozumcie mnie źle.... nie ma we mnie teraz ironii czy sarkazmu. Bardzo szanuję to, że ktoś chce się rozwijać.... ale przypominam sobie siebie sprzed lat. Ciągła praca nad sobą, ciągłe szpilkowanie siebie za to, że jeszcze tu i tam jest tyyyyle do przepracowana, tyyyyle do zrobienia, bo przecież ja taka wciąż nieidealna, wciąż nieprawdziwa, wciąż pełna schematów, skryptów, traum i innych nieprzerobionych rzeczy...

... i wiecie co... przyszła kiedyś do mnie taka myśl, żeby wreszcie odpieprzyć się od siebie... tak, wstać rano, zrobić przedziałek i mieć głęboko gdzieś jakikolwiek rozwój...

"Aaaaaaaale jak to tak można?"

Można, po prostu wstajesz rano, uśmiechasz się w lustrze do najpiękniejszej osoby na świecie i sama sobie siebie zazdrościsz, jak to mówi Danusia Adamczyk (moja masażowa Mama). 

"Jestem wspaniała. Kocham i akceptuję siebie, a zmiany przychodzą do mnie wtedy, kiedy mają przyjść. Nic na siłę. Zero przemocy wobec samej siebie, wobec mojego ciała, serca i umysłu. One doskonale wiedzą, co mają robić. A skąd wiedzą? My, wiedźmy to po prostu wiemy choć nie zawsze rozumiemy, skąd, po co i dlaczego... ale i to kiedyś samo przyjdzie z czasem..."

I tego Wam życzę, żebyście kiedyś wstali rano, zrobili przedziałek i odpieprzyli się od siebie.... 

A rozwój, którego tak bardzo pragniecie, przyjdzie do Was bez względu na to, czy będziecie do niego dążyć, czy nie. 

Zaufajcie sobie, zaufajcie światu... jesteście tacy, jacy macie być... wystarczająco przepracowani, rozwinięci i mądrzy... i tego się trzymajcie... a jak nie zdążycie czegoś ogarnąć w tym wcieleniu, jak to mawiał jeden z moich nauczycieli jogi (Marek Migała), macie następne... . 

Zero przemocy! 

Wdech, wydech, wdech, wydech!

Aloha! 

wtorek, 19 kwietnia 2016

"Wysubtelniałaś..."

"Wysubtelniałaś..." takie słowo usłyszałam drugiego dnia kursu z ust mojej masażowej Mamy Danusi Adamczyk... i szklane oczy zawitały na mojej twarzy natychmiast... a jak jeszcze dodałaś Danusiu słowo "kobieca", to już w ogóle walczyłam mocno, żeby nie rozpłakać się przy tym dystrybutorze z kawą.

Bardzo, bardzo, bardzo Ci za nie dziękuję... nawet nie wiesz, jakie to dla mnie ważne, że w tak krótkim czasie, tak wiele się we mnie zmieniło (i ludzie to widzą), a my nie widziałyśmy się raptem 7 może 8 miesięcy. 

Cóż to jest... a jednak ostatni rok był jak 30 lat życia zamkniętych w małej pigułce! 

Wdzięczna za niego jestem, ale już szczerze zmęczona taką ilością wiedzy i doświadczenia... jakby co... moi Bogowie, moje fantastyczne Boginie... chętnie bym zwolniła... jeśli można prosić!

"Wysubtelniałaś"... wciąż miło pieści moje serce i wspaniale wibruje w głowie...

Dziękuję Jurku za to zdjęcie...
... to chyba najlepsze podsumowanie tego, co napisałam <3
"Wysubtelniałaś"... jest chyba jednym z najważniejszych słów, jakie kiedykolwiek usłyszałam zwłaszcza, że nie było to moim celem... to się stało przy okazji...

Przy okazji ćwiczenia gimnastyki słowiańskiej dla kobiet (codziennie!), zapuszczania włosów i powrotowi do naturalnego koloru (nie sądziłam, że jest on tak piękny - zachwycam się nim codziennie!), noszeniu spódnic i czytaniu ważnych i mądrych książek ("Biegnąca z wilkami" i "Żelazny Jan").

Choć przyznaję się bez bicia... nadal lubię niektóre słowa na K... ale staram się bardzo, naprawdę bardzo, żeby ich używać coraz mniej... no wiecie, stare przyzwyczajenia... nawyki, to się tak nie da w 7 miesięcy zmienić ;-) 

A mówiąc serio... oczywiście, że się da i oczywiście, że i to ulegnie zmianie.

Przejrzałam dziś swoje koszulki do biegania i ku mojemu zaskoczeniu ta z napisem "Biegam, bo mnie ludzkość wkur..." wywołała we mnie niechęć... bo to tak bardzo nie pasuje do mojej kobiecej subtelności... więc popatrzyłam na nią, pomiętosiłam w rękach i schowałam głęboko do szafy... niech leży, może przyda się kiedyś do wycierania mebli.

Fotografia: Anna Sychowicz //Modelka: Thinloth
Wiem, że umieszczam to zdjęcie już drugi raz, ale marzę o tym,
żeby ktoś mi kiedyś zrobił taką sesję...
marzę i taki ktoś się kiedyś w moim życiu pojawi!
Wilka jeszcze trzeba by skądś wytrzasnąć...

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

...przyszła do mnie wdzięczność.

Kurs Lomi Lomi Nui, dzień 4.

Leżę na stole masowana przez dwie osoby jednocześnie.

Leżę i co jakiś czas mówię: "Tu dociśnij mocniej, tam dociśnij... mocniej", bo dzień wyjątkowo hardcorowy miałam i moje ciało pragnęło mocnych wrażeń.

"Jakbyś mogła na samym początku ruchu mocno docisnąć ten uciekający mięsień, byłoby super." - grzecznie proszę moją współlokatorkę z pokoju.

I nagle nad moją głową słyszę: "I don't understand." [nie rozumiem]

Przyglądam się porządnie kolorowi chusty, który widzę i ku mojemu zaskoczeniu odkrywam, że kolory są podobne do kolorów spodni współlokatorki, ale wzorek jakby inny.

Więc tłumaczę grzecznie po angielsku, czego domaga się moje ciało... i zaczynam rozumieć, kto stoi nad moimi plecami.

https://www.pinterest.com/alancooke2011/quotes/
"Zanim nauczysz się latać, naucz się stać.
To podstawowe prawo natury, nie moje, Danielu Son."


Nasza hawajska nauczycielka Susan...


"****"... chciałoby się powiedzieć, bo chyba tylko ja na całą 33-osobową grupę mam czelność zwracać uwagę samemu Mistrzowi...

Dnia piątego, ok. 5:30 po ponad godzinnym automasażu wylosowaliśmy naszych partnerów. I co na koniec mówi Susan?

"Bez względu na to, kto Was będzie masował, mówcie, kiedy coś Wam nie pasuje... nawet jeśli to ja do Was podejdę."...

I wtedy zrozumiałam, że moje poszukiwania, mojego osobistego Pana Miyagi, Mistrza z ukochanego filmu "Karate Kid" wreszcie po 30 latach mogę uznać za zakończone, bo przede mną stoi prawdziwy Mistrz pełen doświadczenia, mądrości i pokory... i do tego w spódnicy!!! 

http://aleshadrew.com/
"Odpowiedź jest ważna tylko wtedy,
gdy zadasz odpowiednie pytanie."

Nie byłabym sobą, gdybym nie napisała... psycholodzy, psychoterapeuci i nauczyciele jogi... długa droga jeszcze przed Wami!!!
(wyjątek chyba stanowi Leszek Kapler, człowiek dzięki któremu zrozumiałam, że ścieżka psychoterapeutyczna, którą wybrałam i w którą tak mocno wierzyłam, nie jest moją ścieżką - dziękuję Leszku, Ty to nawet wyglądasz jak Pan Miyagi!). 

Drugiego dnia zjazdu z Susan przyszła do mnie wdzięczność.

Nie znałyśmy się za dobrze.

Ba, nawet za specjalnie nie darzyłyśmy się sympatią, ale drugiego dnia walnęła mnie mocno w łeb i tak już została na długo w głowie.

Wdzięczności Ty moja, dziękuję!

http://www.wishafriend.com/quotes/dancing/
"Nigdy nie ufaj przywódcy duchowemu (Mistrzowi!),
który nie umie tańczyć."

Dziękuję Susan, Danusi i Jurkowi za pojawienie się w moim życiu. Jak dobrze mieć masażowych Rodziców <3 

Dziękuję, choć nigdy nie sądziłam, że to powiem... mojej psychoterapeutce (Grażyna Rembelska) za bycie jedną z nielicznych osób, którą z mojej eks-branży szczerze mogę polecić. Profesjonalizm, życzliwość i ogromna pokora to cechy P. Grażynki.

Dziękuję Polsce za 30 lat opieki i dachu nad głową, za Gimnastykę Słowiańską i odkrycie w sobie wielu słowiańskich pokładów mocy.

I w końcu dziękuję tym najważniejszym - moim Rodzicom za to, że jestem i za to, że Wy jesteście! 

Jestem niezmiernie wdzięczna i wzruszona
Wasza N.

http://spongebob.wikia.com/wiki/Karate_Island
Dziękuję Panu za Pana Miyagi... <3 

sobota, 2 kwietnia 2016

Ja, psycholog od siedmiu boleści...

Komuś na Górze przyszło do głowy, że Ja - Autorka ów bloga jestem już gotowa na lekcję pt. "O stawianiu granic słów kilka...".

Nie pytając mnie za specjalnie o zdanie, od kilku miesięcy niczego innego nie robię, niż uczenie się mówienia: "nie, Tobie już dziękuję!".

Nigdy nie sądziłam, że to tak bardzo wyczerpująca praca... 

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek usiądę na kanapie i będę dumała pół nocy, zastanawiając się, jak uchronić siebie przed ludźmi, którzy mi nie służą.

Ja, psycholog od siedmiu boleści, szewc bez butów chodzący tuż przed ukończeniem fantastycznego wieku, jakim jest trzydziestka, siądę i będę długo myślała o swoich granicach.

Myślałam, myślałam i za wiele nie wymyśliłam, bo życie co róż dorzucało mi kolejne pod-zadania do tytułowego zadania z treścią.

Klucza jak zwykle nie dołączyli!!!

Dosłownie kilka dni przed trzydziestymi urodzinami, otrzymałam zadanie z gwiazdką. A właściwie to nawet z dwoma gwiazdkami.

"Jak postawić granice komuś, kto jest Twoim nauczycielem, kto ma być Twoim przewodnikiem po świecie, który jest Ci kompletnie obcy?"

Ups... takich zadań to chyba podręczniki z LO nie obejmują...

Trafiło na mnie... dzień przed urodzinami... trzydziestymi!
(Będę się nimi tyle chwaliła, bo zwyczajnie jestem z nich dumna!)

Okazało się, że nic mnie tak nie zawodzi, jak dobrze postawione pytanie.

"Czy chcę, aby taka osoba uczyła mnie masażu?"
"Czy chcę, aby taka osoba była moim przewodnikiem?"
"Czy chcę, aby taka osoba była moim Mistrzem?"

Pytania okazały się strzałem w dziesiątkę, bo na żadne z nich nie odpowiedziałam: "TAK".

Nie będę opisywała szczegółów, bo nie o nie tutaj chodzi, ale o fakt podjęcia pierwszy raz w życiu decyzji o tym, kto mnie będzie nauczał. 

Uuuu, działo się we mnie bardzo dużo i uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy w życiu wyraziłam wprost to, co myślę o nauczycielu. 

Nie, nie był to popis asertywnej wirtuozerii pełnej miłości do bliźniego...

Trudno, ale był to akt odwagi i postawienia siebie w pozycji najważniejszej.

Dlaczego?

Dlatego, że to Sercu i Intuicji pozostawiłam decyzję o tym, czy chcą czerpać wiedzę od kogoś, kto tak mocno ideologiczne odbiega od nich... na szczęście na ich decyzje nie musiałam długo czekać.

A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że rezygnację z kursu w połowie pierwszego zjazdu podejmowałam w towarzystwie innej uczestniczki.

Jej Serce też nie miało ochoty na takiego nauczyciela.

Czyli to częste powtarzanie sobie: "Świat mnie kocha, wspiera i opiekuje się mną. Jestem bezpieczna." naprawdę działa...

Jestem szczerze wzruszona, że przy tym zadaniu z podwójną gwiazdką nie byłam sama...

Dziękuję za nie i dziękuję za to wsparcie :*

Wasza N. 

http://www.livethroughtheheart.com/