sobota, 2 kwietnia 2016

Ja, psycholog od siedmiu boleści...

Komuś na Górze przyszło do głowy, że Ja - Autorka ów bloga jestem już gotowa na lekcję pt. "O stawianiu granic słów kilka...".

Nie pytając mnie za specjalnie o zdanie, od kilku miesięcy niczego innego nie robię, niż uczenie się mówienia: "nie, Tobie już dziękuję!".

Nigdy nie sądziłam, że to tak bardzo wyczerpująca praca... 

Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek usiądę na kanapie i będę dumała pół nocy, zastanawiając się, jak uchronić siebie przed ludźmi, którzy mi nie służą.

Ja, psycholog od siedmiu boleści, szewc bez butów chodzący tuż przed ukończeniem fantastycznego wieku, jakim jest trzydziestka, siądę i będę długo myślała o swoich granicach.

Myślałam, myślałam i za wiele nie wymyśliłam, bo życie co róż dorzucało mi kolejne pod-zadania do tytułowego zadania z treścią.

Klucza jak zwykle nie dołączyli!!!

Dosłownie kilka dni przed trzydziestymi urodzinami, otrzymałam zadanie z gwiazdką. A właściwie to nawet z dwoma gwiazdkami.

"Jak postawić granice komuś, kto jest Twoim nauczycielem, kto ma być Twoim przewodnikiem po świecie, który jest Ci kompletnie obcy?"

Ups... takich zadań to chyba podręczniki z LO nie obejmują...

Trafiło na mnie... dzień przed urodzinami... trzydziestymi!
(Będę się nimi tyle chwaliła, bo zwyczajnie jestem z nich dumna!)

Okazało się, że nic mnie tak nie zawodzi, jak dobrze postawione pytanie.

"Czy chcę, aby taka osoba uczyła mnie masażu?"
"Czy chcę, aby taka osoba była moim przewodnikiem?"
"Czy chcę, aby taka osoba była moim Mistrzem?"

Pytania okazały się strzałem w dziesiątkę, bo na żadne z nich nie odpowiedziałam: "TAK".

Nie będę opisywała szczegółów, bo nie o nie tutaj chodzi, ale o fakt podjęcia pierwszy raz w życiu decyzji o tym, kto mnie będzie nauczał. 

Uuuu, działo się we mnie bardzo dużo i uświadomiłam sobie, że po raz pierwszy w życiu wyraziłam wprost to, co myślę o nauczycielu. 

Nie, nie był to popis asertywnej wirtuozerii pełnej miłości do bliźniego...

Trudno, ale był to akt odwagi i postawienia siebie w pozycji najważniejszej.

Dlaczego?

Dlatego, że to Sercu i Intuicji pozostawiłam decyzję o tym, czy chcą czerpać wiedzę od kogoś, kto tak mocno ideologiczne odbiega od nich... na szczęście na ich decyzje nie musiałam długo czekać.

A najpiękniejsze w tym wszystkim jest to, że rezygnację z kursu w połowie pierwszego zjazdu podejmowałam w towarzystwie innej uczestniczki.

Jej Serce też nie miało ochoty na takiego nauczyciela.

Czyli to częste powtarzanie sobie: "Świat mnie kocha, wspiera i opiekuje się mną. Jestem bezpieczna." naprawdę działa...

Jestem szczerze wzruszona, że przy tym zadaniu z podwójną gwiazdką nie byłam sama...

Dziękuję za nie i dziękuję za to wsparcie :*

Wasza N. 

http://www.livethroughtheheart.com/

5 komentarzy: