wtorek, 30 sierpnia 2016

Dam sobie radę, bo mam dziś Siebie!

Lubię obserwować, jak zmienia się moja twarz, dlatego tak często robię sobie selfie.

Odbicie w lustrze trudno uznać za dobry wyznacznik zmian. 


Widzę swoją twarz jakieś trzydzieści razy dziennie. Rano i wieczorem w pokoju, a potem w trakcie masaży, po masażach, w trakcie mycia rąk itp.

Szczerze lubię swoje odbicie w lustrze, a szczególnie... oczy.

Jest w nich coś, w czym mogę zatopić się na długo i co otula mnie miłością i szacunkiem.


Nie, to nie jest wyznanie narcyza!

Mi, kobiecie, której jakieś 30 lat zajęło polubienie swojego ciała, daleko do narcyzmu.

Po prostu poraz pierwszy naprawdę lubię tą, którą widzę w lustrze.

Oczy, uśmiech, włosy... wszystko!

I uwielbiam to, jak zmienia się moja twarz.

Z początku pełna młodzieńczej wdzięczności, ufności, po czterech miesiącach widzę w niej kobiecość i mądrość, może jeszcze nie taką, jaką bym chciała, ale na pewno taką, która już dziś sprawia, że co by nie działo się w moim Życiu, wiem, że dam sobie radę.

Bo taka jest prawda o mnie!


Pełna desperacja... na Polu golfowym!

Dam sobie radę, bo mam dziś Siebie!

I co by się nie działo, jestem przy sobie całą sobą.

Kocham siebie taką, jaka jestem i taką, jaka będę, i taką jaka byłam!

I co by się nie działo, JESTEM!

I będę zawsze przy sobie 

Obok siebie 

Na zawsze

Z ogromną miłością i szacunkiem dla samej siebie 

Wasza i Nigdy-Wasza
N.

niedziela, 28 sierpnia 2016

Szacunek, szacunek jeszcze raz szacunek!

Rozmawiam sobie ze znajomym o czymś tam i nagle rzucam jak gdyby nigdy nic znane, polskie hasło: "Bo ja mam więcej szczęścia, jak rozumu!"... i coś w środku mówi: 

"Ale , że słucham? Wypraszam sobie, akurat rozumu to Ty masz bardzo dużo."

I właściwie na tym mogłabym zakończyć tego posta, bo cóż tu innego dodać.

Pierwszy raz w życiu stanęłam w obronie siebie... przed samą sobą!

No buziol mi się uśmiecha ze szczęścia, a w gardle mam ścisk.

Brawo!

To chyba jedyne słowo, jakie potrafię samej sobie napisać.

Złośliwa, ale niezwykle mądra,  wewnętrzna Wiedźma dorzuciłaby: "Nareszcie!"

Nareszcie dbam o siebie tak, jak dbać powinnam.

Z pełnym oddaniem, miłością i szacunkiem.

Pomyśleć, że czasem trzeba wyjechać bardzo daleko, żeby zrozumieć coś, co jest podstawą związku z samą sobą...

Szacunek, szacunek jeszcze raz szacunek!

I tego się trzymaj Kobieto do dziewięćdziesiątki i pięć wcieleń dalej!


piątek, 26 sierpnia 2016

Tak, moje Wampiry zawsze mi były przychylne... do czasu!

To była niedziela!

Szału w grafiku nie było - tylko cztery masaże!

W tym dwa z nich tak przedziwne, że długo zastanawiałam się, czy ich dziwność wynikała z mojej kondycji (a raczej jej braku - nie jestem w końcu cyborgiem!), czy też z energii klientów.

No bo jak to u licha możliwe, żeby jednego dnia zmieniał mi się nastrój aż tak radykalnie i w takim tempie?!

Cztery masaże, z czego dwa super, a dwa jakby z innej galaktyki.

Niektórzy wiedzą, że mam swój prywatny czujnik ludzi, a mianowicie przy niektórych mój angielski wprost płynie a przy niektórych zacina się i grzęźnie w gardle.

I ja mogę zrozumieć swoje zmęczenie ciągłym używaniem języka, którego szczerze nie trawię i ja mogę zrozumieć, że mam różne dni, ale żeby to się zmieniało w ciągu dnia cztery razy???

Do tego mój absolutny brak koncentracji i wyczucia klienta. Masakra! 

I co najciekawsze moje usta i gardło były zablokowane!

Ja się nawet do tych ludzi chciałam uśmiechać i zagadywać jak to czasem robię, ale moje ciało a zwłaszcza głowa były jak beton!

Pierwszy raz coś takiego miałam!

Najlepsza była twarz... to, jak ja wyglądałam wieczorem i na drugi dzień, to przeszło ludzkie pojęcie. Jakbym zjadła pięć czekolad, popiła mlekiem, a na wieczór jeszcze wrzuciła na ruszt kilogram jabłek.

Ja rozumiem, że alergeny, że alergia, ale że aż taka? 

Że nawet trzy wapna nie pomogły?

Dziś wyglądam jak Bogini - sen mi dobrze zrobił, ale refleksje pozostaną na długo!

Kiedyś miałam okazję masować kogoś, kto był moim wampirem energetycznym. Wyssał ze mnie całą energię, a do domu wróciłam zalewając się łzami.

To była jazda bez trzymanki!

Druga osoba, która zapewne zafundowałaby mi podobny stan, po prostu przyśniła mi się dzień przed, a że sen był okropny i obudziłam się pełna lęku, masaż odwołałam.

W sumie jeśli za stan mojej skóry nie była odpowiedzialna pomidorowa, jak ją podejrzewałam, ale Oni, to i tak nieźle.

Bo prócz nich, była jeszcze dwójka absolutnie pięknych ludzi (do nich jakoś gęba sama mi się uśmiechała!), jakby przyszli mnie chronić...

I być może to naprawdę była tylko zupa pomidorowa, ale to poczucie dziwności i totalnego odłączenia od klienta trudno na nią zrzucić.

Suma sumarum... krzywdy mi Wielkiej nie zrobili, choć była ich dwójka... jedno z nich nawet spory napiwek zostawiło! 

Tak, moje Wampiry zawsze mi były przychylne... do czasu!

W każdym razie... kolejny raz mówię wam głośno i wyraźnie: "Nawet nie próbujcie ze mną zadzierać! Dla Was mój gabinet i moje życie są zamknięte!"

Aniołowie... dziękuję! 

Wy zawsze jesteście u mnie mile widziani!

Ściskam Was mocno 
Wasza N.

P.S. A może to była jednak... pomidorowa?


wtorek, 23 sierpnia 2016

O naiwności moja, czas wydorośleć!

Im człowiek staje się starszy, tym częściej dochodzi do wniosku, że ufać to owszem można, ale nie wszystkim.

Choć ja, serce mam miękkie i zakładam, że skoro ja nikomu bym tak na serio krzywdy bym nie zrobiła (myśli się nie liczą, prawda?!), to inni ludzie też tak mają.

O naiwności moja, czas wydorośleć!

Cóż, lekcja, jaką niedawno dostałam, była nie tyle bolesna, co dosyć... "Mokra i zimna", jakby mnie ktoś lodowatą wodą oblał, ale że to tylko woda, a ciuchów trochę na zmianę wzięłam, więc poszłam się przebrać, a te mokre grzecznie wiszą i się suszą.

Właściwie nie specjalnie wiem, czy wyciągnęłam z niej odpowiednie wnioski, czy też nie.

To zapewne zweryfikuje czas, mnie natomiast zastanawia, jak ja mogłam pewnych rzeczy nie zauważyć... jakby mi ktoś czujność wyłączył.

Fakt, ona za specjalnie nigdy włączona nie była!

Więc może to jest czas i pora najwyższa podkręcić ją na maksa i nie bać się... przede wszystkim nie lenić się i zacząć wreszcie czytać między wierszami, słuchać między słowami i czuć to, czego rozum nie zrozumie, ale intuicja wyłapie od razu!

A Clarisa Pincola Estes pisała, że im mocniej Ty się będziesz zmieniać i czuć, i być bliżej siebie, tym częściej będziesz spotykać tych, którzy będą chcieli ci to zabrać... więc bądź czujna... jak wilczyca!

Ok, postaram się, ale na to to... ja lat potrzebuję, bo w tydzień chyba tego nie ogarnę.

I w ogóle to dla mnie naprawdę trudne, bo jak połączyć moją piękną otwartość na innych z czujnością tak, by nie pomylić jej z podejrzliwością i ciągłym doszukiwaniem się czegoś, czego być może nie ma. 

To trudne...

Mimo to dziękuję!

Pełna pokory (ta, jasne!)

N.


poniedziałek, 22 sierpnia 2016

I już wiedziałam, że na rozmowę nie idę sama.

Przyszedł taki moment w moim życiu, w którym dotarło do mnie to, jak wielcy i ważni są dla mnie moi Przodkowie.

Większości z nich nie znałam, nawet imion nie pamiętam, ale czuję ich mocno obok siebie.

I w momencie, w którym niezwykle potrzebowałam wsparcia przed ważną dla mnie rozmową, poczułam w gabinecie, że prócz mnie stoi tam co najmniej dwieście osób. 

I już wiedziałam, że na rozmowę nie idę sama.

Poszło tak, jak pójść miało, a nawet lepiej.

I tak sobie dreptam z tą dwusetką dusz i tak sobie myślę, a właściwie myślimy, że pewne rzeczy musimy powiedzieć głośno i wyraźnie, a raczej napisać, bo skoro ten blog ma moc, to niech i on się w to włączy.


Uwaga!

Zaczynamy...

Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek będzie chciał skrzywdzić czynem albo słowem moich Przodków, pożałuje tego, że mnie poznał.

Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek będzie chciał skrzywdzić czynem albo słowem mnie i żyjących wokół mnie członków mojej rodziny, pożałuje tego, że kiedykolwiek wymówił nazwisko na K (pisane przez jedno "P"!).

Jeśli ktokolwiek, kiedykolwiek będzie chciał skrzywdzić czynem albo słowem moją rodzinę, której część być może jeszcze się nie narodziła, obiecuję mu, że spotkanie ze mną zapamięta do końca swojego życia i pięć wcieleń dalej!

Także nawet nie próbujcie Nas skrzywdzić, bo i tak Wam się to nie uda!

Z pozdrowieniami...

Żartuję!!!

Bez pozdrowień 
M.P.P.

 P.S. M.P.P. to skrót od mojej nowej... ksywy. 

Ujawnię ją pod koniec roku!!! 

Oj, będzie się działo!

Niektórzy nawet wiedzą już co!!!!

sobota, 20 sierpnia 2016

"Pytasz kobiety! Oczywiście, że nie!"

Są takie momenty w pracy masażysty, że ma on ogromne trudności w zachowaniu pełnego profesjonalizmu.

Nie mówię o tych chwilach, w których widzę Panów w gaciach jednorazowych przeznaczonych dla Pań... różnica jest znacząca, bo te dla Panów to szorty, a te dla Pań... to stringi! 

Jest to widok, którego nie zapomnę do końca życia!!!

I nie wiem, co było ciekawsze... wypełniony po brzegi przód, czy wciśnięty między pośladki tył!

Ale to jest nic moi drodzy...

Najgorsi to są ci młodzi koło dwudziestki!

Przyjdzie ci taki bezczelnie przystojny, z bezczelnie ładnymi pośladkach i jeszcze bezczelnie wypryskany jakimś genialnym zapachem.

I ten zapach zabierał mnie z mojego gabinetu baaaaardzo daleko.... 

No po prostu nie mogłam się skupić na czymkolwiek innym!

I jeszcze ten bezczelny Małolat pyta się mnie, czy ja lubię football... na co ja mu: 

"Pytasz kobiety! Oczywiście, że nie!"

Więc ja go bezczelnie zaprosiłam na poniedziałkową jogę... i jeszcze w niedzielę widząc go niedaleko pływalni, potwierdziłam, że będę na niego czekała!

I ja tylko proszę Was Bogowie i Boginie, żeby on użył innego dezodorantu, bo ja się w życiu nie będę w stanie skupić na żadnej asanie!

Z pozdrowieniami 
pełna profesjonalizmu
N.

P.S. Jak sami widzicie, praca masażysty to ciągła walka dobra ze złem. 

Walka myśli czystych... z czystymi inaczej!

Póki co te pierwsze wygrywają, ale zdarzają się klienci, że te drugie... oj , te drugie dzielnie walczą do ostatniej kropli krwi.


piątek, 19 sierpnia 2016

Im dalej Nam od siebie, tym bliżej!

I przychodzi taki moment w moim życiu (zauważyliście, że to mój ulubiony zwrot!), że doszłam do wniosku, iż najprawdziwszymi Przyjaciółmi są moi Rodzice.

Im dalej Nam od siebie, tym bliżej! 



Tak zwani Przyjaciele, ludzie nie spokrewnieni ze mną (no pozdrawiam Was serdecznie!) przychodzą i odchodzą. 

Są a jednak jakby ich nie było!

I już kilka razy miałam dylemat, do kogo napisać, kiedy złapał mnie kryzys (a ich tutaj mam sporo) i w 90% wybierałam mail do Mamy, bo wiem na 100%, że Jej i Taty uczucia są czyste... zero ocen, zazdrości może trochę lęku, ale z tym myślę, że już się powoli oswili.

Po ponad trzech latach nieprzewidywalnego życia, można już przywyknąć do tego, że Córka żyje inaczej niż inni, a jak zaczyna żyć jak inni, to znaczy, że zaraz jej się to znudzi i coś znowu nowego wymyśli!

I dlatego kolejny raz dziękuję Wam za to, że jesteście, że wspieracie , a czasem nawet jesteście kilka kroków przede mną.

Co tu dużo gadać...

Kocham Was, jesteście jedyni w swoim rodzaju!

Do zobaczenia niedługo!

P.S. Po powrocie najchętniej zjadłabym placków ziemniaczanych ze śmietaną, ruskich pierogów i rosołu!

A na deser trzy kawałki drożdżowego!!!  

I jabłek... jabłek od Pana Jurka bym zjadła, zamiast tego g.... z Chile! 

Tak, Irlandczycy eksportują jabłka z Chile... szkoda, że nie z Australii!!!

środa, 17 sierpnia 2016

... jest kilka wygodniejszych miejsc, niż wc!

Kolejna książka opuszcza mój plecak, by zagościć ponownie w hotelowej bibliotece.

Tym razem zmierzyć się musiałam z ponad czterystoma stronami pełnymi angielskiego bełkotu (tzw. język potoczny... chyba dopiero po setnej złapałam klimat!) i różnych smaczków dotyczących pracy na lotnisku.

Cóż, i straszno i śmieszno momentami, bo człowiek czasem nie chciałby wiedzieć, co naprawdę ludzie wyprawiają w pracy, i w jakim stanie do niej przychodzą... zwłaszcza piloci!

Alko i narko przewijało się właściwie przez całą książkę!

Seks pojawiał się głównie przy opisie lotu... przynajmniej dowiedziałam się, że jest kilka wygodniejszych miejsc, niż wc!

No i najważniejsze, już wiem, co się robi z trupem na pokładzie!

Tej książki po prostu nie można nie przeczytać.

I tylko zastanawia mnie, ile syfu musi być w hotelowym świecie, bo o tym również Autorka stworzyła dzieło... chyba nawet popularniejsze, niż to, które wpadło mi w ręce.

Jedna rada dla nas wszystkich!

Bądźmy mili przy odprawie, bo nikt z nas potem nie chce dostać obiadu z...

Imogenedwardsjones.com 

poniedziałek, 15 sierpnia 2016

Nie zrobiliśmy niczego złego!

Chodzę sobie tutaj po tych ścieżkach i myślę o moich Przodkach.

I pamiętam dokładnie to uczucie zdrady, jakie mi towarzyszyło po wyjściu z hotelu Polonia w kwietniu tego roku.

Bo tak to w życiu bywa, że życie lubi nas sprawdzać i daje nam dwie prawie, że identyczne propozycje pracy z tą różnicą, że jedna była w Irlandii, druga w hotelu Polonia.

Wyszłam stamtąd i słyszałam, dokładnie słyszałam słowo: "Zdrajca!" I po wnikliwej analizie i rozmowach z Rodzicami doszłam do wniosku, że do momentu, kiedy ich pamięć i wiedza sięgają, zarówno oni jak i nasi Przodkowie dokądś wyjeżdżali, coś zostawiali, coś zdradzali...

I tak sobie dreptam z tymi refleksjami po irlandzkiej ziemi i wiem już, że to Ja mam być tą, która powie jasno i wyraźnie: 

"Moi Drodzy i Piękni Przodkowie!

Na wstępie chciałabym Wam bardzo podziękować za wsparcie i mądrość, którą mi dajecie i za to, że mogę się z Wami tutaj spotykać. 

Dziękuję Wam za Waszą odwagę i za to szaleństwo w decyzjach, których nikt prócz Was nie rozumiał.

 Dzięki Wam i ja mam w sobie odwagę i szaleństwo, żeby żyć inaczej niż inni. 

I może to będzie głupie to, co Wam teraz napiszę, ale czuję, że i Wy i Ja bardzo tego potrzebujemy!

Pierwsza najważniejsza rzecz: nigdy nikogo nie zdradziliśmy!

Mieliśmy prawo do przeprowadzek, mieliśmy prawo żenić się z cudzoziemcami, mieliśmy prawo żyć setki kilometrów od domu rodzinnego.

Nie skrzywdziliśmy swoimi decyzjami nikogo, a jeśli ktoś usiłował nas zatrzymywać czy wpędzać w poczucie winy... to już niech pozostanie na zawsze w jego sumieniu i sercu.

Nie zrobiliśmy niczego złego!

Pamiętajmy o tym i niech ten kamień poczucia winy zostanie tutaj na irlandzkiej ziemi.

Ona będzie wiedziała, co z nim począć.

Ściskam Was bardzo mocno 

Wasza N."



To nie ja, to wiatr!

niedziela, 14 sierpnia 2016

Gdzie te symbole, których znaczenia szukam do dziś?

W Irlandii weszłam na ciekawy etap z moimi snami.

Pierwszy raz w życiu śnią mi się rzeczy związane  z miejscem , potrzebami i emocjami, jakie są we mnie na tu i teraz.

Wow!

A gdzie moja podświadomość?

Gdzie moje Demony?

Gdzie te symbole, których znaczenia szukam do dziś?

Nic, zero!

Po prostu przychodzę do pracy i ściskam się z jednym z pracowników i się z nim (nawet!) całuję. 

A to wszystko w SPA!

I że jak ja mam to interpretować niby?

Ja chcę znowu śnić o akwarium pełnym rekinów, o plecaku, połamanych okularach i czerwonym, SS- mańskim płaszczu!

Gdzie to, ach gdzie zniknęło?

A może to już poszło sobie w cholerę... może ja już wiem, to co wiedzieć powinnam i zostaje mi tylko rozkoszowanie się  codziennością... 

Nie mam pojęcia.

Wiem, że takiego obrotu spraw się nie spodziewałam!

Za to to by mne pewnie Freud z terapii wyrzucił ;-)

I dobrze, bo ja bym w życiu do niego na terapię nie poszła!

Z pozdrowieniami 

Śniąca (o niczym!) Natalia.


piątek, 12 sierpnia 2016

... nigdy mnie przez to nie utopili...

Właśnie dotarło do mnie, że przez ostatnie lata pracy w zawodach różnych zawsze wykonywałam coś, przy czym poczucie winy dominowało, a było to związane z tym, że większość powierzanych mi funkcji robiłam studiując, albo ledwo co skończywszy studia albo nie skończywszy niczego a już na pewno nie tego, co skończyć powinnam.

Trochę naokoło, ale podam kilka przykładów.

Pierwszy raz zaczęłam samodzielnie prowadzić grupy dla osób uzależnionych, będąc na trzecim roku studiów. Poczucie, że nie powinnam, że nie mam prawa, pamiętam do dziś.

Pierwsze indywidualne spotkania z klientami zaczęłam mając ledwo, co ukończone szkolenia z tsr, przy ani jednym zjeździe szkoły terapii uzależnień....

Poprowadzilam  24 szkolenia o partnerstwach lokalnych nie mając pojęcia do dziś, czym one są. Mimo mojego niesmaku pomieszanego z dumą, ankiety ewaluacyjne były ekstra.

Uczę jogi, choć (ta jedyna i słuszna) większość by mnie zbeształa, bo jestem zaledwie po krótkim kursie na instruktora rekreacji ruchowej...

I tak zaczynam się już oswajać z tym, że życie nigdy nie dawało mi zbyt wiele czasu na to, żeby się do czegoś przygotować.

Najczęściej rzucało mnie na bardzo głęboką wodę i obserwowało.

A ja ciągle mając 30 lat wracam do poczucia, że mi czegoś nie wypada uczyć, bo szkół nie skończyłam, bo doświadczenia nie mam, bo jestem za młoda.

I chciałabym jakoś optymistycznie zakończyć, ale nie specjalnie wiem jak.

Widać Ci na górze wiedzą lepiej o moim pływaniu, niż ja sama.

W sumie nigdy mnie przez to nie utopili, ale co nerwów naprzynosili, tylko ja wiem.

Widocznie taka moja życiowa droga, że zamiast mieć czas na przygotowanie się, zabiera mi się go na wstępie i mówi: "No to teraz prowadź zajęcia!".

No więc prowadzę... najlepiej jak potrafię, ale czy powinnam?

...

Oczywiście, że tak!



czwartek, 11 sierpnia 2016

A tu... blokada!!!!

Dochodzę  tutaj do granic swoich możliwości, odkrywając w sobie te tereny, których do tej pory nie znałam.

Nigdy nie sądziłam, że ja, osoba z reguły spokojna, niewadząca nikomu potrafię wściec się tak, że mam ochotę trzaskać drzwiami i rzucać talerzami.

"No od tej strony siebie nie znałam!" przeszło mi klika razy przez głowę, bo ja rozumiem, że można czuć jakąś tam złość, ale żeby spotkać się u szczytu wkur** ostatecznego? 

To było dla mnie nowe!

Powiem wam, co wtedy wkur**** najbardziej!

Drzwi z blokadą przeciw trzaskaniu...

"Noż *****"... myślisz sobie w duchu, bo masz ochotę pi**** drzwiami tak, żeby pół hotelu usłyszało, a tu co??? 

A tu... blokada!!!! 

Zostaje ci jeszcze kopanie... ale w razie strat, trzeba będzie oddać kasę, a ja wiadomo, ciułam tu każde euro i nawet pranie robię ręczne, bo za pralkę trzeba płacić.

Także Irlandia widać uważa, że to na jej pięknej ziemi mam się spotkać ze szczytami swoich szczytów...

Po co, na co... tego jeszcze nie wiem, ale wiem, że lekcja to niełatwa, bo ile na miłość boską można trzaskać drzwiami, które nie trzaskają... wiecie, ile to trzeba energii włożyć, żeby uzyskać ten cudowny dźwięk uderzających o framugę drzwi???

Masakra! 

Lepsze niż siłownia!

Szczerze polecam!

...

Czytała Krystyna Czubówna!

wtorek, 9 sierpnia 2016

... i której nie ma, a jest jednocześnie.

Nie wyobrażam sobie życia bez muzyki....

Nie pierwsza zapewne i nie ostatnia uświadamiam to sobie wręcz boleśnie, bo zastanawiałam się ostatnio bez jakiego zmysłu moje Życie byłoby koszmarem...

I wiem, że zdecydowanie nie wyobrażam sobie życia w kompletnej, otaczającej mnie wszędzie ciszy.

Takiej ciszy, która dźwięczy w uszach, która przeszywa każdą twoją komórkę i której nie ma, a jest jednocześnie.

Co nie oznacza, że nie lubię spędzać czasu w ciszy czy masować przy wyłączonym sprzęcie, ale to nie to samo...

I żeby tak przestać słyszeć? 

Tak na zawsze?

Niewyobrażalne, bo ja mam tyle niespełnionych marzeń związanych z muzyką, a które tyle lat musiały czekać.

Bo ja bym chciała rozpocząć długi i namiętny związek z saksofonem i mikrofonem, ale na to pierwsze teraz wiem, że nie miałabym czasu, a na to drugie... na to drugie brak mi wciąż odwagi, a przecież wiem, że pochodzę z rodziny muzyków niespełnionych, a dziadzio mój grał na wszystkim, co wpadło mu w ręce.

To daje jakiś cień szansy, że jednak słoń mi na ucho nie nadepnął... oczywiście, że nie... wszystko, czego uczyli mnie w podstawówce grałam ze słuchu, bo nie umiałam czytać nut i nigdy nie czułam różnicy w czasie między ćwierć nutą, pół nutą i każdą inną nutą.

Do Re Mi... odrożniałam, ale wszystkie te czasy były jedną, wielką tajemnicą. I tylko modliłam się, żeby mi nikt nie dał do zagrania utworu, którego nie znam!

Ale że wszystko wiedzące społeczeństwo nigdy w sztuce nie wspierało nikogo, więc zostałam z tymi swoimi wspomnieniami najlepszych utworów zagranych na 6 i tych najlepszych szkicy, które wykonałam (tak, ja potrafiłam kiedyś szkicować!)

I tu nie chodzi o to, że mam poczucie bycia straconym talentem.

Nie, mam zamiar pożyć jeszcze z 50-60 lat, więc powinnam się wyrobić, ale trochę szkoda mi tego czasu, który przepadł, bo wszyscy mówili, że w życiu masz być kimś, ale w to "kimś" nigdy nie wkładali sztuki... nigdy!

I to mnie chyba boli najbardziej, że wielu mega zdolnych ludzi zostaje adwokatami, lekarzami, bo ktoś im wmówił, że mają być kimś, a zapomniał dodać, że mają być przede wszystkim sobą.

Muzyko, dobrze, że jesteś!

Dobrze, że dzięki Tobie płaczę, cieszę się i marzę...

Nigdy mnie nie opuszczaj 

Twoja wierna i bardzo nieśmiała 

N.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Facet, ja Ci przez pół książki kibicowałam, żebyś Ty ją wreszcie zostawił!

"And we could sit here guiltlessly and do what professionals are so good at doing: playing God." [I mogliśmy sobie usiąść bez kszty poczucia winy i zrobić, to co profesjonaliści robią najlepiej: pobawić się w Boga.]

I chyba powyższe zdanie najlepiej pokazuje, dlaczego ta książka przypadła mi do gustu!

Tzw. specjalistów, mistrzów diagnozy i innych psychologicznych dyrdymał szczerze nie znoszę, bo sama byłam kiedyś jednym z nich.

Na szczęście TSR ( terapia skoncentrowana na rozwiązaniach) oduczyła mnie nie jednego!

Jeśli uważasz, że nie ma nic lepszego od teorii, modeli i schematów, to może trzeba było zostać...  architektem, a nie brać się za rzeźbienie ludzi!

Torey nie rzeźbi. 

Ona obserwuje, czeka i próbuje zrozumieć... i czy to naprawdę jest takie trudne i nie mogliby tego uczyć psychologów i pedagogów???

A nieee, przecież to poczucie omnipotencji, ta zabawa w Boga są takie pociągające...

....


Ale jest jeden wątek, o którym w książce niewiele, a który nie umknie mojemu czujnemu oku.

Partner Torey nie wytrzymuje i odchodzi od niej.

"A to drań" pomyślała większość psycho-lożek.

Drań?

A ja myślę, że to bardzo mądry facet, bo jakby mi mój partner wyleciał z propozycją robienia wieczorem lodów (takich do jedzenia moi mili!), bo on musi sprawdzić to, zanim to samo zrobi w szkole ze swoimi dziećmi, to bym się wściekła.

O akcji w stylu: miałam kiepski dzień, więc po co mam wracać o normalnej porze do domu, pojeżdżę sobie autem po mieście... no i przyjeżdża ta cudowna wybawicielka dzieci, a on czeka na nią wściekły, bo od dwóch godzin mieli być na kolacji ze znajomymi i coś tam ważnego świętować!

Facet, ja Ci przez pół książki kibicowałam, żebyś Ty ją wreszcie zostawił! 

Brawo!

I pewnie takiego zakończenia recenzji nikt się nie spodziewał, ale cóż ja na to mogę, że pomimo całego szacunku i uznania dla pracy autorki, nie mam ani kszty zrozumienia dla jej wariactwa na punkcie pracy.

Bo ja jeszcze rozumiem, żebyś ty kobieto przyszła do domu i powiedziała: "kochanie, nauczyłam się nowego masażu, kładź się"... a ty wracasz do domu i chcesz z nim robić... lody!

Tego normalny facet nie jest w stanie znieść!

Podsumowując książkę polecam, ale nie wiem, czy zajrzę do następnych.

Autorka wkurzyła mnie i to bardzo! 

Pinterest.com

sobota, 6 sierpnia 2016

Jak boli, to ma powód!

- Skoro chcesz studiować psychologię, to ja ci coś powiem. 90% a może nawet 99% objawów z ciała, które mamy, to sygnały, które nam mówią o tym, że ciało chce nam coś powiedzieć. Zwłaszcza jeśli fizjoterapia nie pomaga, joga nie pomaga i objaw ciągle powraca, to na 99% trzeba usiąść na spokojnie i zadać sobie pytanie: 

"Moje ciało, co chcesz mi powiedzieć?"

I wtedy zaczęła opowiadać o tym, że wychowuje syna sama, że pracuje na pełen etat, żeby siebie i jego utrzymać itd., itd. 

A że znałyśmy się z jogi i był to jej drugi masaż u mnie, to mogłyśmy porozmawiać szczerze i otwarcie.

- Bo ja właściwie nie lubię swoich piersi - usłyszałam nagle  jej głos spod nagłówka.

Osłupiałam na 3 sekundy i spytałam: 

- Serio? Dlaczego ich nie lubisz?

- Wiesz to nie to, że nie lubię, ale mogłyby być inne.. wiesz grawitacja i te sprawy.

Zaśmiałam się w duchu...

- Wiesz, ja już mam 30 lat i u mnie grawitacja też już działa - odpowiedziałam i wpadłam na genialny pomysł - mam dla Ciebie pracę domową. Wrócisz do pokoju i staniesz nago przed lustrem, i będziesz się przyglądać swojemu ciału.

W powietrzu unosiło się wyraźne zainteresowanie!

- Wiesz, co mi pomogło w akceptacji siebie? Spanie nago! Cały dzień jesteśmy ubrani i nie mamy jak poczuć swojego ciała. Jedynie w nocy możemy zrzucić z siebie to, co niepotrzebne. Spróbuj!

Zainteresowanie nie malało!

I wtedy pomyślałam sobie, że to jest prawdziwa, holistyczna praca z klientem na wszystkich jego poziomach. 

I tak powinna wyglądać psychoterapia!

Dostajesz klienta i nie tyle pytasz go, co czuje, co pytasz jego ciało... a ciało jest zero-jedynkowe.

Boli - nie boli

Napięte - rozluźnione 

Jest zakres - nie ma zakresu

Zero gdybania, zero dociekania, zero ściemniania, że ja czuję to albo tamto.

Nie zapomnę, jak mi kiedyś klienci powiedzieli, że przecież oni mówią to, co terapeuta chce usłyszeć...

Szczerze... też tak czasem mówiłam w trakcie terapii... ku zadowoleniu terapeutki i to nie dlatego, że ona robiła coś źle. Absolutnie! Była profesjonalna w 100%!

Ale to temat na inną dyskusję.

Ciało nie robi takich manewrów, ma w nosie zadowalanie kogokolwiek.

Jak boli, to ma powód!

Jak nie boli... tak samo!

Dlatego taka praca jest moją bajką... gdyby móc łączyć wiedzę z jogi, masażu, sztuki i psychologii... byłabym w 78 niebie i wtedy z radością wróciłabym do zawodu psychologa, który tu o dziwo jest moim ogromnym powodem do dumy i ja naprawdę z dumą mówię: "bo ja wbrew pozorom moi drodzy jestem dobrze wykształconą osobą i mam kilka zawodów".

I zapraszam na jogę! 

Tam się zajmiemy Twoimi ramionami, a Ty pamiętaj o pracy domowej. 

Wracasz do pokoju, rozbierasz się i stajesz nagusia przed lustrem!

Miłego dnia Kochana!

Uściskałyśmy się i wycałowałyśmy na koniec, jak na piękne kobiety przystało i życzyłyśmy sobie wszystkiego, co najlepsze!

Do zobaczenia... w przyszłości!

piątek, 5 sierpnia 2016

"Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono"!

Od momentu pojawienia się masażu Lomi Lomi Nui, moje życie przyspieszyło stukrotnie.

Gdyby mi ktoś powiedział, żebym wymieniła to, czego dowiedziałam się o sobie i o życiu w ciągu roku i trzech miesięcy, to bym chyba musiała książkę na ten temat napisać (co by wcale nie było takie głupie!).

Część tej wiedzy przyswoiłam, część trawie do dziś, a część czeka w poczekalni na swoją kolej.

A prosiłam ze łzami w oczach na zjeździe Lomi z Susan, że ja już jestem tym tempem zmęczona, że ja już bym odpocząć chciała...

Ale widocznie chyba wszyscy Bogowie jak na złość ucięli sobie wtedy poobiednią drzemkę i moje prośby do nich nie dotarły... albo co gorsza, oni naprawdę wierzą w to, że ja to wszystko dźwignę!

Wielkie dzięki... choć raz moglibyście we mnie zwątpić! 

Ile można przyswajać?

Ile można trawić samą siebie?

Ile można przerabiać wiedzy w tak ekspresowym tempie?

Ja po prostu czasem padam... i nawet jak padam, to zawsze jest coś nowego, czego dotąd o sobie nie wiedziałam, ale jak to mówiła moja nauczycielka jogi: "tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono"!

Wy wiecie lepiej, po co i na co wrzuciliście mnie na przyspieszony kurs życia. 

Bo ja już nawet nie próbuję doszukiwać się w tym sensu...

Wierzę, jak to mówiła moja lekarka medycyny chińskiej, że "los nigdy nie chce nas skrzywdzić", a ja dodawałam, że "tylko my niepotrzebnie z nim walczymy".

Więc ja już nie walczę, ale tylko grzecznie pytam: "Kiedy u licha zwolnisz życie?"

Bo ja bym na jakiś urlop w końcu poszła!