środa, 12 sierpnia 2020

Gdzie jeszcze niepotrzebnie sprzątam, a tam jest już dawno... posprzątane?

Kiedy w moim otoczeniu Rzeczy Martwe robią kolejnego psikusa, od razu wiem, że chcą mi coś podpowiedzieć.

Można by się śmiać z tego, co piszę, ALE dla mnie od lat w Rzeczach Martwych jest dużo więcej życia niż w nie jednym Człowieku.

Po raz pierwszy o ich magii usłyszałam w trakcie kursu hawajskiego masażu Lomi Lomi Nui i zdanie: "Jeśli chcesz zabrać kamyczek z plaży, spytaj się Go, czy chce z Tobą iść!" pamiętam do dziś, choć było to lata temu.

Robimy wczoraj z moją cudną M. sesję BARS® i nagle moja szafka na buty postanowiła w tym uczestniczyć i otwiera się z takim przytupem i półobrotem, że trudno jej było nie zauważyć.

W mojej głowie natychmiast powstało pytanie:

"Jakie drzwi chcą być otwarte, a my je wciąż zamykamy?"

Na drugi dzień biorę się za sprzątanie, a że szczerze lubię to robić, więc kiedy 30 minut nie mogę znaleźć puchatej nakładki na mopa, zaczynam być na serio wściekła i myśleć: "To jakaś paranoja! Ja chcę sprzątać teraz, tu, natychmiast! Aaaaaaaa!"

Chwilę ochłonęłam i zaryzykowałam pytanie:

Co jest w tym ku**** dobrego, 

czego ja jeszcze nie widzę, 

że nie mogę dokończyć sprzątania mego?"

Przeszłam jeszcze raz wszystkie zakamarki mieszkania mego, nawet do Rodziców zadzwoniłam z pytaniem, czy aby nie świsnęli mi tej nakładki i w głowie nagle pojawiło się pytanie:

Gdzie jeszcze niepotrzebnie sprzątam, 

a tam jest już dawno... posprzątane?

www.pixabay.com
www.pixabay.com

UPS... mopa schowałam, małe mebelki ponownie stanęły na podłodze, a ja zdecydowanym krokiem poszłam do paczkomatu po odbiór nowej... kiecki!

Dla mnie Rzeczy Martwe nie są... MARTWE!

Dla mnie Rzeczy Martwe to cudni Przyjaciele, Podpowiadacze i Nakierowywacze na magię życia mego.

Więc kiedy Ci się coś psuje... gdy otworzy niespodziewanie, zamiast wściekać się, proszę Cię... zadaj do tego jakieś... PYTANIE <3 

wtorek, 14 lipca 2020

A co jeśli nie wszystko, co nadaje się do naprawy, tej naprawy wymaga?

Przychodzi taki moment w życiu każdej baterii komórkowej, że pada z sił i trzeba ją ładować kilka razy dziennie, a że komórka moja ma już kilka sezonów, więc uznałam to za coś absolutnie normalnego.

Okazało się, że kupno do niej baterii na mieście graniczy z cudem - w pięciu odwiedzonych punktach poczułam smuteczek, więc zaczęłam szperać w Internecie, ile to moje cudo kosztuje.

Koszt wywołał kolejny smuteczek, ale przyjęłam go dzielnie na klatę, wiedząc, że ładowanie baterii kila razy dziennie nie ma najmniejszego sensu i albo zmieniam aparat albo baterię.

Następnego dnia robiąc kilka zdjęć nie działał mi flash, a jak nie działa, to robię  restart komórce i działa ponowie. 

Tak też uczyniłam i dzięki temu odzyskałam światło i... baterię!

Prawdę mówiąc do dnia dzisiejszego nie wiem, jakim cudem wyłączenie i ponowne włączenie komórki może wskrzesić baterię, ale widocznie nic tak nie działa jak dobre... stare... ctrl+alt+del. 

Po tym magicznym uzdrowieniu w głowie powstało pytanie:

Gdzie jeszcze mam punkt widzenia, że muszę coś wyrzucić
 i wymienić na lepszy model, 
a to, co tak naprawdę rozwiąże mój problem, 
to zwykłe przywrócenie ustawień fabrycznych?

Właściwie przydałby się inteligentny komentarz... podsumowanie, ale nie mam pojęcia, co mam Wam napisać, bo przyzwyczajona byłam raczej do rzeczy wywalania... a na pewno nie do... naprawiania i restartowania!

Do tego zaprasza mnie mój nowy DOM... ja tu wciąż coś naprawiam, przepycham, czyszczę, by mogło działać jak nowe!

A co jeśli nie wszystko, co nadaje się do naprawy 
(lub spotkania z koszem!), 
tej naprawy wymaga?

www.pixabay.com

Sesja BARS® by zrobić restart dla głowy... 

Sesja Facelift® by zrestartować Ciało...

poniedziałek, 18 maja 2020

Królestwo NAS... zamiast czubka własnego nosa...

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o "Królestwie Nas" na jednej z klas Access Consciousness, byłam szczerze oczarowana. 

Wielki minus, że o tym pisze się w ich książkach rzadko, a mówi się dopiero na drugim czy nawet trzecim etapie szkoleń, ale jak się głębiej nad tym zastanowię, ma to ukryty sens. 

Różnica w kreowaniu życia z Królestwa Mnie vs Królestwa Nas jest kolosalna.

To drugie to myślenie jedynie o czubku własnego nosa z założeniem, że JA i MOJE liczy się najbardziej, podczas gdy to pierwsze zaprasza do energii kreacji... każdego.

I teraz przykład: kiedy jestem z kimś w związku często pytam: "Czy jak zrobię XYZ to, to NAM więcej wykreuje czy mniej?", gdzie NAM oznacza mnie, partnera i jeśli partner ma dzieci, to również do tej szufladki zaliczam dzieci jego... gdyby była była żona, też zostanie... zaliczona ;) 

I teraz cały problem polega na tym, co absolutnie uzasadnia, dlaczego nie mówi się o tym na Klasie BARS® , ale na wyższych klasach, że jeśli nie jesteś jeszcze biegły w odróżnianiu, co jest lekkością, za czym warto iść, a co ciężarem, to niestety zaczniesz wtedy słuchać... głowy!


Głowa Ci powie: tego nie wolno Ci zrobić, bo zranisz innych, a w energii będzie kompletnie coś innego - tak, to wymaga wprawy i ogromnego zaufania do siebie!


www.pixabay.com
Czym jest dla mnie Królestwo NAS?

Dokładnie tym, że jeśli zadaję pytanie, nie zapominam o tym, że jestem z tym wszystkim, co dookoła mnie, połączona, ale nie w sensie negatywnym, ale takim, że jeśli ja zrobię XYZ, ktoś obok mnie lub tysiące kilometrów ode mnie skorzysta z tej energii i przestrzeni, którą dzięki temu stworzę.

Dla mnie Królestwo NAS to od momentu świrusa jakaś podstawa kreacji... czy jeśli umieszczę to zdjęcie na FB, to prócz mnie, ktoś na tym skorzysta? 


Bo ten czas nauczył mnie, że choć ja mogę WIEDZIEĆ, mieć świadomość, wybierać więcej, to inni mają najświętsze prawo się bać, wiedzieć swoje i wybierać to, co im na ten moment pracuje. Bez przekonywania siebie, bez racji, bez tego poczucia, że ja jestem teraz PONAD, a Ty całuj berło!

Nie!

To, że nie wszystko, co nas otacza, zaprasza mnie do strachu, nie oznacza, że mój świat nie może zaprosić twojego świata i w tej przestrzeni nie może zadziać  się... MAGIA.

A może właśnie... może!

Jaką magią możesz być dla mnie?

Jaką magią ja mogę być dla Ciebie?

Królestwo NAS... zamiast czubka własnego nosa <3  

Królestwo NAS... by wciąż pamiętać, że nie jesteśmy w tym wszystkim.... SAMI.

czwartek, 14 maja 2020

Ale wiem również, że to WIĘCEJ nie oznacza tylko... MNIE!

Poniższy post nie jest pisany dla każdego, ale jedynie dla tej grupy, która ma świadomość, że nic nie dzieje się przypadkowo i wszystko, co nas spotyka, jest naszą kreacją.

Jeśli powyższe zdanie sprawia, że pojawia się w Tobie myśl: "co ona pier***?!", zmień kanał!

Jeśli jednak hasło tak często powtarzane przeze mnie na klasie BARS "odpowiedzialność włącz!" jest Ci bliskie, zapraszam do lektury i do zadania sobie kilku pytań.

Kiedy rozmawiałam w ludźmi jeszcze na początku świrusa, wiele razy słyszałam: "styczeń, luty były rewelacyjne, biznes i wszystko inne szło super" i słowa te dotyczyły wielu różnych branż i form zatrudnienia. 

U mnie było podobnie!

www.pixabay.com
Kiedy przypomniałam sobie o tym jakieś 2 tygodnie temu, w mojej głowie pojawiły się natychmiast pytania:

Czego się przestraszyłam? 

Czego nie wybrałam? 

Co uznałam za "zbyt wiele / zbyt intensywnie" 
i że na pewno tego nie dźwignę?

Jakie zmiany stały na wyciągnięcie ręki, 
a ja udawałam, że ich nie widzę?

Powiem Wam szczerze, jak na spowiedzi... ukazało się co najmniej 5 momentów, 5 konkretnych myśli i sytuacji, w których zamiast wybrać z odwagą, wybrałam bez niej. 

I to jest OK!

Nie biczuję się za to, z życzliwością na to parzę, bo to pewnie nie pierwszy i nie ostatni raz, kiedy sama sobie podstawię kłodę pod nogi, ale uczciwie wracam myślami do początku marca.

Wiecie, po co to robię?

Żeby nie kreować ponownego zastoju w sobie, w swoim życiu prywatnym i zawodowym.

Dzięki temu czasowi i setkom pytań, jakie dzięki niemu powstały wiem, że pragnę WIĘCEJ!

Ale wiem również, że to WIĘCEJ nie oznacza tylko... MNIE!

P.S. O tym, jaka jest różnica między kreowaniem w klimacie "ja, ja, ja i tylko ja!", a kreowaniem z "królestwa NAS" w kolejnym poście.

czwartek, 30 kwietnia 2020

To wszystko wcześniej czy później wróci na stare tory... trzeba będzie wyjść z domu...

Spacerując dziś po parku dotarło do mnie, że wszystko powoli wraca na stare tory. 

Część z Nas pomału odmraża swoje Ciała z ponad miesięcznego siedzenia w domu, a część wciąż w tych domach siedzi i myśl o powrocie zwyczajnie ich przeraża. 

Opowiem Wam coś, czego doświadczyłam kiedyś w górach...

10 sierpnia 2013 rok
To była samotna wędrówka na Szpiglasowy Wierch z Morskiego Oka w kierunku Doliny Pięciu Stawów. 

Do szczytu pogoda była idealna, ale to, co spotkało mnie przy zejściu, ździebko mnie zaskoczyło. 

Ogromna mgła, mokre skały i łańcuchy.

Nie byłam przygotowana psychicznie na ten widok.

Na początku radziłam sobie nieźle, aż do momentu, w którym stojąc przodem do kierunku schodzenia poczułam w ułamku sekundy, jak mój ośmiokilogramowy plecak przechyla mnie do przodu, a ja coraz bardziej tracę pion.

Nie wiem... naprawdę nie wiem, jakim cudem z tego wyszłam, ale ktoś lub coś chwyciło mnie wtedy za plecak i skierowało moje ciało w kierunku skał.

Kimkolwiek... czymkolwiek wtedy byłe(a)ś... ja Ci nigdy za to nie podziękowałam, a dzięki Tobie... ŻYJĘ!

Przeraziłam się i to na poważnie.

Mocno przytuliłam do skał, złapałam łańcuchy, ile sił w dłoniach i poczułam jak z każdą sekundą moje nogi stają się jak z waty, a strach i panika centymetr po centymetrze zabierają moje ciało. Na szczęście odezwał się głos rozsądku:

10 sierpnia 2013 rok
"Musisz się teraz ruszyć. TERAZ, bo z każdą sekundą Twoje nogi coraz bardziej przestaną Cię słuchać, a Ty tam utkniesz na zawsze."

A że uznałam, że to byłaby niezła siara utknąć tak na łańcuchach (zwłaszcza, że w Dolinie Pięciu Stawów nie ma zasięgu!), postanowiłam ruszyć się z miejsca, choć bliżej mi było do paraliżu, aniżeli do radości istnienia.

Wiecie, jak wyprowadziłam się z tego stanu?

Mówiłam do siebie najcieplejszym głosem, jakim mogłam: "Tak Natalko, bardzo dobrze, tu się trzymaj... taaaak, przesuń prawą nogę niżej... świetnie..." i tak w totalnym połączeniu z samą sobą zeszłam na taką wysokość, gdzie ujrzałam turystów, którzy czekali, aż zwolnię łańcuchy... a że to już w ogóle byłoby siarą przy obcych panikować, szybko złapałam pion i na ledwo zipiących nogach zeszłam na dół.

Dlaczego o tym opowiadam... wielu ludzi dookoła nas odczuwa coś podobnego.

Myśl o odmrożeniu gospodarki, otwarciu miejsc pracy, galerii czy szkół zwyczajnie ich przeraża.

I teraz kieruję te słowa do Was, ale również do waszego otoczenia.

To wszystko wcześniej czy później wróci na stare tory... trzeba będzie wyjść z domu... im dłużej będziesz zwlekać z oswajaniem swojego strachu, tym trudniejsze się to stanie. 

Wiem... naprawdę wiem, co mówię... nauczyły mnie tego Góry i ten Ktoś, komu zależało, żebym nadal żyła.

Wcześniej czy później to wszystko wróci na stare tory, więc centymetr po centymetrze oswajaj siebie, swoje ciało i swój strach. 

A w razie czego... bardzo chętnie przejdę się z Tobą na spacer... a calutki Wszechświat poproszę o posiłki, by stanęły za nami murem tak, jak coś stanęło wtedy za mną pod Szpiglasowym... ale też czuwało nade mną, kiedy podczas innej wędrówki zsunęłam się ze szlaku <3 

Nigdy Wam za to nie podziękowałam... a dzięki Wam... ŻYJĘ!

Nie opisywałam tego wcześniej z tak wielką świadomością tego, co się wtedy stało, bo niby pamiętałam to fragment po fragmencie, ale schowałam ten opis gdzieś głęboko w sercu i podczas jednego z procesów (MTVSS), jakie mi mój wspaniały znajomy robił na Ciało, wszystko do mnie wróciło.... tak, doskonale wiem, czym jest stan paniki... co to znaczy bać się tak, że nogi, ciało odmawiają Ci posłuszeństwa. Trzeba wtedy ruszyć z miejsca... choćby na centymetr... a potem na następny... następny i następny...

Góry... moje góry... nawet nie wiecie jak cholernie jestem Wam wdzięczna... DZIĘKUJĘ <3 

Nie byłabym dzisiaj tym, kim jestem, gdyby nie WY... a teraz pozwólcie, że sobie popłaczę, bo moja wdzięczność sięga myślami na te wszystkie szlaki, na te wszystkie momenty, gdzie stawałyście za moimi plecami, chwytałyście mój plecak i dzięki temu... ŻYJĘ! 

A przypominam sobie o tym wszystkim dzień po obejrzeniu filmu AVATAR... czyli jednak wiem, czym jest prawdziwa komunia z Ziemią... wiem, tylko gdzieś po drodze o tym zapomniałam.

DZIĘKUJĘ... po prostu cholernie Wam za to dziękuję <3  

piątek, 24 kwietnia 2020

... a świat stawał się takim, do którego naprawdę chce się wracać.

Coraz więcej pojawia się artykułów mówiących o tym, że powrót do tego, co kiedyś, może nie być możliwy.

Różnie na nie reagowałam i nie do końca podobało mi się to, co zakładały, ale nie wczytywałam się prawdę mówiąc w sedno reagując jedynie na tytuł.

A wiele z nich mówi o patologii świata, w jakim żyliśmy.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym gonitwa była ważniejsza od wspaniałości chwili, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym ilość była ważniejsza od jakości, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym komórka była na stole tak samo ważna jak talerz pełen jedzenia, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym rodzic wolał wieczór przed telewizorem niż czas spędzony z dzieckiem, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym zysk był ważniejszy od dobra przyrody, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym polityk bardziej dbał o swój portfel niż o dobro tych, którzy go wybrali, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym edukacja polegała na wkuwaniu tysięcy nikomu do niczego niepotrzebnych rzeczy, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym ludzie wciąż woleli schematy wtłoczone im do głów, zamiast wybrać siebie, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym ludzie zamiast sobie kibicować czekali na kolejne potknięcie, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym dbanie o Ziemię było ważne dla niewielu, nie chcę do tego wracać.

Jeśli mamy wrócić do starego świata, w którym JA było ważniejsze niż MY, nie chcę do tego wracać...

... i tak mogłabym wymieniać i wymieniać jak wiele rzeczy mogłoby upaść, jak wiele rzeczy mogłoby ulec zmianie i do jakiego świata nie chcę już wracać.

Czy to jest w ogóle możliwe?

Czy to może ulec zmianie?

Obawiam się, że wiele jeszcze wody w Wiśle musi upłynąć, choć i tak jej teraz w niej niewiele, by ludzie oprzytomnieli, a świat stawał się takim, do którego naprawdę chce się wracać.

www.pixabay.com

Możesz czyścić coś godzinami... a możesz to po prostu wyprać!

Postanowiłam kilka dni temu, że w końcu wyczyszczę kanapę z plam, plamek i innych, które narobiłam w ciągu ostatnich 2 lat wynajmowania mieszkania na Ursynowie.

I tak czyściłam na różne sposoby to dzień, dwa, a plamy z małych stawały się coraz większe. Znacie to? Chcesz dobrze, chcesz się plamki pozbyć, a ona rozpływa się i staje dwa razy większa.

"O losie, o Bogowie, czym ja mam to wyczyścić?"

I tak myślałam... i tak pytania zadawałam i nagle coś mnie tknęło, żeby podnieść materac do góry... a tam???

Zamek ujrzałam... taki wiecie jak w spodniach i po nitce do kłębka doszłam do wniosku, że mam do czynienia z materiałowym pokrowcem i wystarczy go zdjąć, wsadzić do pralki i albo będę musiała odkupować całe łóżko albo "Uratowani - Booocian!".

www.pixabay.com
Na szczęście pranie zadziałało i moim oczom ukazał się całkiem nieźle wyglądający pokrowiec, na pewno dużo lepiej niż z tymi plamami-gigantami.

Uratowana... a potem przyszedł czas na refleksję i na kolejne pytanie:

Gdzie jeszcze czyszczę, grzebię i pocę się przy tym okrutnie, 
a wystarczyłoby zdjąć pokrowiec i go po prostu uprać?

Gdzie jeszcze utrudniam sobie wywabianie plam, 
zamiast użyć do tego narzędzi, które dają łatwość, lekkość 
i nie wymagają pracy dłuższej niż 5 minut?

I tak od pokrowca doszłam do wniosku, że życie to jednak ma być proste, lekkie i przyjemne, a jeśli mam w nim wciąż pod górkę, widocznie coś w tym niezwykle kocham, skoro to wybieram.

Możesz czyścić coś godzinami... a możesz to po prostu wyprać!

Co ja na ten temat wiem?

Żyjemy w czasach, w których jesteśmy zalewani informacjami, newsami i prawdami objawionymi w takim stopniu, w jakim nie byliśmy zalewani nigdy.

Bo nawet moje pokolenie, kiedy miało zrobić referat, szło do biblioteki, siadało nad kilkoma książkami i na tej podstawie pozyskiwało wiedzę i nikt nie zastanawiał się wtedy, czy źródło, z jakiego korzysta jest dobre, czy jest w nim prawda i czy nie należy szukać dalej.


Autor obrazu Tomasz Alen Kopera
Autor kalendarza <3 
Dlatego tak ważne dzisiaj jest zaufanie do samego siebie i bycie ciągle w pytaniu: 


Nie wyobrażam sobie, jak można funkcjonować w czasach "korony" bez tego, bo ilość informacji wszelakich jest tak ogromna, że trzeba mieć naprawdę nerwy ze stali, by od tego nie zwariować.

Moimi nerwami ze stali jest moje wiedzenie i zaufanie do tego, że zawsze wiem, gdzie jest prawda, a gdzie dobrze ukryte kłamstwo. 

Moimi nerwami ze stali jest zaufanie do siebie i ciągłe bycie w pytaniu.

Moimi nerwami ze stali jest sesja BARS, dzięki której natłok myśli, emocji i uczuć wycisza się i tworzy przestrzeń, by widzieć i wiedzieć więcej.

Bez tego nic tylko zwariować albo obarykadować się tak mocno na to, co dookoła, że aż ciało zacznie boleć, a głowa pękać od nadmiaru.




I zaufanie do siebie WŁĄCZ!

Jakby to było wiedzieć, że zawsze... WIESZ 
tylko nigdy nam o tym nie wspominano 
i wyrośliśmy w przekonaniu, że to wszyscy inni są świadomi, 
ale... na pewno nie my?

"Wszystko w życiu przychodzi do mnie z lekkością, radością i glorią"
mantra Access Consciousness

wtorek, 21 kwietnia 2020

A co jeśli nikt z nas nie ma racji???

A co jeśli nikt z nas nie ma racji???

A co jeśli wszyscy mają rację?

A co jeśli to nie o rację w tym wszystkim chodzi?

Przekonywanie się, przepychanie, podział na tych obudzonych, oświeconych (z pozoru!) i tych przestraszonych. 

Jak nosisz maseczkę to...

Jak nie nosisz to...

Jak wierzysz w wirusa i zagrożenia z nim związane to...

Jak nie wierzysz to...

Ludzie... wy tak na serio?

A może nikt z nas nie ma racji... mając ją jednocześnie?

Lepiej się czujesz krzycząc na cały głos, że ludzie dali się zmanipulować?

Lepiej Ci w Twoim oświeceniu i przebudzeniu?

A Tobie lżej, kiedy przeginasz z higieną i odstępem od ludzi tak, jakbyś chciał nadrobić lata niemycia rąk i niedbania o czystość klamek... o odbudowywaniu odporności zaniedbywanej przez lata nie wspomnę?

Co wy ludzie chcecie sobie nawzajem udowodnić?

A co jeśli... wszyscy ... absolutnie wszyscy zostaliśmy... zmanipulowani?

A co jeśli NIKT... absolutnie nikt z nas nie ma racji lub racja jest po każdej ze stron jednocześnie?

Prawdę mówiąc teraz mam czas, że najchętniej poszłabym spać i obudźcie mnie, jak ustalicie, kto miał rację. 

A jak nie ustalicie... też mnie obudźcie, ale dopiero wtedy, gdy otworzą nam w końcu... pływalnie i sauny... bo tego mi brak i to bardzo <3 

www.pixabay.com

niedziela, 19 kwietnia 2020

...ja też czasem bywam oświeconym, wywyższającym się dupkiem...

Kiedy rozmawiam z niektórymi osobami i słucham tego, co mówią, dostrzegam jak wielu naprawdę się boi.

Kiedy ja do swoich nawyków dorzuciłam jedynie mycie rąk po każdym powrocie do domu, wielu dorzuca mycie klamek, kranów, pranie ubrań po każdym powrocie itd.

Kilka tygodni temu byłabym gotowa zrobić wykład, tłumaczyć i pokazać, co ja o tym myślę.

Dzisiaj mam obraz człowieka kurczowo trzymającego się drabinki zawieszonej nad przepaścią, spanikowanego i blokującego przejście wszystkim, którzy są nad nim, a chcieliby zejść niżej.

Widzieliście kiedyś osobę w takim stanie?

To nie jest czas, by jej tłumaczyć, że jej strach jest nieuzasadniony. 

To też nie jest czas, by ją uspokajać tekstami w stylu: "Tylu tędy szło, nie jest wcale tak wysoko, co ty odwalasz?! Blokujesz wszystkich!".

Ale jest to na pewno czas, by mój spokój przytulał... by łagodził i uspokajał, zamiast dzielić się tym, co może i jest bliższe prawdy, ale na pewno nie jest czymś, co osoba stojąca na drabince jest w stanie na ten moment usłyszeć.

Co najlepiej do niej mówić?

"Świetnie sobie radzisz. Do następnego szczebelka masz blisko. Opuść spokojnie, powoli lewą nogę... taaak, mocno trzymaj się rękami, jestem cały czas przy Tobie, dasz radę... super... brawo, a teraz prawa noga... taaaak..."

Wiecie, jak wielu jest w tej chwili w rodzaju zbiorowej paniki?

Jak wielu ludzi po prostu boi się o swoje zdrowie? 

A wy do nich podchodzicie i mówicie: "Strach?! Jaki strach... strach nie istnieje!"

Ok, na takie filozoficzne prawdy będzie czas, kiedy sprowadzisz osobę do schroniska, ALE nie wtedy, gdy dyndasz z nią nad przepaścią... a wielu ludzi wokół nas dynda i jedyne, co widzi, to przepaść... i jedyne, co czuje, to strach.

To nie jest czas na Twoją prawdę... to nie jest czas, by tłumaczyć ludziom, że przepaść to zaledwie dwumetrowa odległość oddalająca ją od ziemi... to jest czas by z ludźmi BYĆ... BYĆ w tym, co na ten moment są w stanie usłyszeć.

A jeśli nadal masz zakusy, by tam wejść i bawić się w mentora i dostarczyciela prawdy... cóż... ja też czasem bywam oświeconym, wywyższającym się dupkiem... ale na szczęście dupkiem, który coraz częściej zadaje pytanie:

Co ta osoba jest w stanie usłyszeć?

Jakie słowa będą teraz dla niej wsparciem?

I w końcu czy ja i moja objawiona prawda to aby na pewno jest to, czego potrzeba komuś, kto z przerażenia dynda teraz na drabinie?

Pokory... trochę więcej pokory moi mili!

Więcej BYĆ... 

... mniej gadać...

www.pixabay.com

sobota, 18 kwietnia 2020

Jeśli ta maseczka jest czymś, co przyniesie Ci spokój, chętnie ją na siebie nałożę...

Kiedy wprowadzane w życie jest coś, z czym nie do końca się zgadzam, a do tego wieki byłam buntownikiem dla zasady, zastanawiam się na serio, co z tym zrobić, bo wiem, że walka nie jest już tym, co wybieram.

Wciąż zadaję pytania, zastanawiam się, jak my jako ludzie możemy się dzisiaj w tym wszystkim spotkać, żeby było nam prościej.

www.pixabay.com

Tak jak pisałam w poprzednim poście, przekonywanie siebie, przeciąganie na czyjąś stronę już nie działa, więc ja się na spokojnie pytam:

Jaki jest następny krok? 

Co możemy zrobić, by być dla siebie wsparciem?



I choć do maseczki mam więcej "ALE" niż przekonania, że jest ona dobra, to zakładam ją, kiedy obok mnie są ludzie... a wiesz czemu?

Bo wśród nas są ci, którzy naprawdę boją się i dla których widok mnie bez maseczki ten strach prędzej podkręci, aniżeli zaprosi do tego, by maseczkę zdjąć.

Dlatego jeśli na pytanie: 

Jakim ja wkładem mogę być dla Ciebie na ten moment?

Masz szybką odpowiedź w głowie: załóż proszę maseczkę, czuję się wtedy bezpieczniej!

To z radością to dla Ciebie zrobię... a Ty proszę Cię... jeśli chcesz być wkładem dla mnie, uśmiechnij się pod swoją maseczką... może nie zobaczę Twoich ust, ale Twoje oczy przytulą mnie czule.

A ja kiedy odejdę od Ciebie na odległość większą niż kilka metrów pozwolę sobie zsunąć to, czym zakrywam usta i nos nie dlatego, że chcę komukolwiek udowadniać, jakie to głupie, ale dlatego, że się pod tym po prostu duszę. 

I proszę Cię... jeśli i Ty dusisz się pod tym przykryciem... zsuń to z twarzy chociaż na chwilę i weź kilka głębokich wdechów, kiedy nikt nie widzi, kiedy jesteś sam(a).

Jeśli ta maseczka jest czymś, co przyniesie Ci spokój, chętnie ją na siebie nałożę, a Ty uśmiechnij się do mnie i pozwól mi wziąć kilka wdechów, kiedy stoję daleko od Ciebie i niczym Ci nie zagrażam.

Bądźmy w tym razem zamiast szukać walki i udowadniania sobie, kto mądry, a kto głupi.

Może wszyscy jesteśmy w tym na swój sposób mądrzy... i jednocześnie... na swój sposób... głupi.


piątek, 17 kwietnia 2020

...by zacząć dialog, a zakończyć niepotrzebną "wojnę"?

Przyszedł ciekawy moment, w którym zaproponowana światu pandemia ukazała wyraźnie dwie grupy ludzi.

Grupa numer jeden jest grupą pytającą, podważającą, która być może odczuwa czasem strach, ale martwią ją zupełnie inne rzeczy, niż wirus.

Z kolei grupa numer dwa słucha doniesień i tego, co zapodają media. Strach w tej grupie przeważa nad pytaniami. Martwią się głównie o swoje życie, zdrowie do tego stopnia, że są gotowi mieszkającym obok lekarzom czy pielęgniarkom powiedzieć czułe: "wypier**** mieszkać gdzie indziej!".

Dla mnie oczywistym jest to, że te grupy były na świecie od dawna, ale dopiero dzięki wirusowi wyraźnie widać, czym są i kto w nich zasiada. 

Niestety jest to również moment, w którym jest mało prawdopodobne, że grupa numer jeden przekona numer dwa i odwrotnie.

Wiecie dlaczego?

Jest taki mechanizm w psychologii, który nazywa się dysonansem poznawczym.

Polega on na tym, że kiedy docierają do nas dwie sprzeczne informacje, trzeba coś z tym zrobić.

Oczywiście ideałem byłoby, gdybyśmy w każdej sytuacji tego typu rozbieżności usiedli sami ze sobą i przyjrzeli się dwóm zaprzeczającym sobie obszarom i wyciągnęli z tego wnioski... niestety większość z nas, kiedy docierają do nas sprzeczne informacje, zrobi wszystko, by obronić swój obraz siebie czy też obraz grupy, której kibicuje.  

Dlatego też im bardziej na siłę będziemy przekonywać siebie nawzajem, tym mocniej obie grupy będą bronić swoich stanowisk... bo jakby nie patrzeć, jeśli do grupy numer dwa docierają informację, że pandemia to "ekstra zaplanowana manipulacja", a do grupy numer jeden, że jednak "sorry, to nie jest zwykła grypa!", to jeśli obie grupy to łykną, to oznacza, że... dały się oszukać, co natychmiast wpłynie negatywnie na ocenę własnej osoby... a naturalne dla nas jest to, że nie lubimy myśleć o sobie w kategorii "jestem idiotą... ale mnie nabrali!"

Mówię to jako psycholog w pełni świadoma tego, co widzę dookoła... to już nie czas na przekonywanie siebie nawzajem... ale czas na zupełnie coś innego.

Autor obrazu: Tomasz Alen Kopera
Autor kalendarza <3
 

Co?

Nie mam pojęcia, ale wiem, że strategia: "My mamy rację, wy nie" na ten moment przestaje się sprawdzać... więc...

Wszechświecie, jakie mamy inne możliwości, 
których nie braliśmy pod uwagę?

Pokaż nam Przyjacielu, jak inaczej możemy się w tym wszystkim spotkać 
jako ludzie, by zacząć dialog, a zakończyć niepotrzebną "wojnę"?

No i generalnie... bez jaj... jaki jest dla nas wszystkich następny krok, bo ja zaczynam się na serio niecierpliwić... ;) 



wtorek, 14 kwietnia 2020

Czy prosiłeś kiedykolwiek Wszechświat o... wsparcie...?

Czy prosiłeś kiedykolwiek Wszechświat o... wsparcie, kiedy nic innego nie pomaga?

Nie pamiętam, w której książce o tym przeczytałam, ale byłam wielce zaskoczona, że tak po prostu mogę to wywrzeszczeć i kurna mam to dostać... już... natychmiast... na wczoraj!

Wczoraj dokładnie o to poprosiłam, bo ilość rzeczy, jakie zaczęły wychodzić na zewnątrz, wydawała się nie do udźwignięcia i wiedziałam, że jak coś zaraz murem za mną nie stanie, to będzie ze mną kiepsko.

Poprosiłam... i powiem Wam... to, jak wiele dostałam od wczoraj, nie da się tego wycenić!

A wystarczyło trochę wrzasnąć, poprosić o mur wsparcia i go po prostu otrzymać.

www.pixabay.com

Jakby to było wiedzieć, że nigdy nie zostajemy z troskami sami?

Jakby to było wiedzieć, że wystarczy poprosić o posiłki, 
a one zjawią się w takiej ilości, o jakiej nie śniliśmy?

Wczoraj otrzymałam wiele ciepłych słów od ludzi, a dziś dowiedziałam się, że skoro mieszkam w Warszawie, to muszę być... bogata... no skoro tak ktoś uważa... tak sądzi... ma rację!

Wszechświecie, dziękuję... fajnie, że jesteś!

Czym jeszcze pięknym mnie dzisiaj obdarujesz?

I jakie jeszcze cudowności masz dzisiaj dla mnie?

Przyjacielu... dziękuję <3 

sobota, 11 kwietnia 2020

A co jeśli to Twoja jedna myśl ma moc milionów?

Są takie teksty... słowa, które brzmią w mojej głowie tak głośno, że są mnie w stanie obudzić o 3 w nocy i nie pozwolić na dalszy sen.

A że wprost nie cierpię przewracać się z boku na bok, wstałam, włączyłam czajnik, światło, komputer i zabrałam się do dzieła.

A co jeśli to TY możesz zmienić wszystko, co nas otacza?

A co jeśli to Twoja jedna myśl ma moc milionów?

Dlaczego zakładamy z góry, że skoro setki dookoła nas nie są gotowe na wybór zmiany, to nasz wybór zmiany nie ma znaczenia...?

Wdech... wydech... powtórzę jeszcze raz!

fot. Grzegorz Zdrójkowski

Dlaczego zakładamy z góry, że skoro setki dookoła nas nie są gotowe na wybór zmiany, to nasz wybór zmiany nie ma znaczenia...?

Wiesz, co to z góry zakłada?

Że większość rewelacyjnych idei... filozofii czy biznesów tego świata (o religiach nie wspomnę!) nie miałaby szansy powstać! 

Bo ktoś z góry założyłby, że skoro jest jeden i jako jeden jedyny widzi możliwości, których nikt inny nie widzi, nie ma szans, by się z nimi przebić do świata!

A co jeśli to TWOJA JEDNA MYŚL 
może dokonać zmiany wszystkiego, co nas otacza?

Więcej nie skomentuję... nie napiszę... jest prawie czwarta w nocy, powinnam grzecznie spać... a mnie ta jedna myśl, jedno pytanie zmusiło do tego, by nadać jej MOC...

Dziękuję, że mnie obudziłaś <3 

A co jeśli jako jednostki mamy większą moc, 
niż nam się wydaje?

fot. Grzegorz Zdrójkowski