wtorek, 31 maja 2016

... jest mi tu dobrze, pięknie i bezpiecznie...

Nigdy w życiu w tak krótkim czasie nie otrzymałam tylu pozytywnych informacji zwrotnych jak tutaj.

Mówiąc serio w poprzednim zawodzie raz na pół roku przeżywałam kryzys, bo szczerze wątpiłam w sens tego, co robiłam.

Tutaj mój sens ma grymas uśmiechu w trakcie masażu, dźwięk chrapania  a czasem jest konkretnym zbiorem słów typu: "lovely, that was amaizing".

Kolejny kamyczek sensu dostałam w ankiecie, którą wypełnili goście przed opuszczeniem hotelu i co najpiękniejsze czytało ją wielu (patrz: szef wszystkich szefów!) zanim trafiła do mnie.


To chyba jedna z najpiękniejszych laurek jakie kiedykolwiek dostałam, bo przecież ta osoba nie musiała tego pisać... 

Mam tu również raz na jakiś czas stałych klientów, którzy do mnie wracają...

Teraz sami rozumiecie, dlaczego to miejsce wywołuje we mnie takie wzruszenie... wzruszenie do tego stopnia że nie ma dnia, żebym nie miała łez w oczach... i są to łzy szczęścia. Prawdziwego szczęścia!

Tak, jest mi tu dobrze, pięknie i bezpiecznie, a Irlandia codziennie daje mi tyle miłości, że ja jej się chyba długo za to nie odwdzięczę i jedyne to, co mi pozostaje, to tańczyć dla niej rano moją fregatę i cieszyć się i codziennie dziękować za to, że tutaj jestem.

A co do pogody... cóż... można się przyzwyczaić i na swój sposób ją pokochać, i zaakceptować taką, jaka jest!

Zwłaszcza, że dwa dni temu tak mnie słońce spaliło, że dziś zmieniam skórę!

UPS! 

Zdecydowanie nie doceniłam irlandzkiego słonka!

Przepraszam!

poniedziałek, 30 maja 2016

... będę miała bliżej niż do Australii!"

Wracając do tematu: "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie... i radości" zacznę od podziękowań.

Dziękuję Ci K. za to że jesteś i za to, że mogę Ci wysłać sms z końca świata, a mieć poczucie jakbym wysyłała go kilka bloków dalej.

Dziękuję Ci za te słowa "chcesz zostać w Irlandii? Fantastycznie, będę miała bliżej niż do Australii!".

I to jest Moi Drodzy przyjaźń przez ogromne P!

Zero wyrzutów, zero "wracaj!".

Po prostu pełne zrozumienie tego, co mam w sercu.

Bo chyba tylko kilka osób naprawdę rozumiało moje słowa po powrocie z Australii: "duszę się tu, nie umiem się tutaj odnaleźć..." nawet nie wiecie, jak jestem Wam za to wdzięczna.

I szczególnie dziękuję moim Rodzicom za te słowa wypowiedziane przez telefon: " nie widzę Cię, ale słyszę, że jesteś szczęśliwa " i za te sms-y "kiedy Ty jesteś szczęśliwa, ja jestem spokojna".

Moi Drodzy, to jest prawdziwa miłość!

Dziękuję!!!! 

Do mojego pakietu szczęścia dorzucam jeszcze K., która nie m Fb, ale z którą nawet byczymy się w tym samym momencie, A., wybierającą się do kraju na T. oraz I. i A. za to poczucie, że gdzie bym nie była, to zawsze jestem mile widziana u Was na kawie.

Ściskam Was mocno i dedykuję Wam piosenkę... nie, ja jej Wam nie zaśpiewam ;-) 

Nie tym razem!

niedziela, 29 maja 2016

"Lubię Cię, bo Ty zawsze taka uśmiechnięta chodzisz."

"Lubię Cię, bo Ty zawsze taka uśmiechnięta chodzisz." 

Usłyszałam od M., Hiszpanki, która również pracuję w hotelu.

"A czemu miałbym nie być uśmiechnięta. Jestem w pięknym miejscu, robię to, co kocham, wokół mnie sami życzliwi ludzie...." - odpowiedziałam.

I potem zaczęła się nasza rozmowa o podejściu do życia, radości i Camino de Santiago, szlaku pielgrzymów, który ciągnie się przez prawie całą długość północnej Hiszpanii 

I wszystko to odbywało się na schodach znajdujących się blisko kuchni, bo tak padało, że nie dało się wyjść z budynku, a socjalny, gdzie jemy wymaga od nas wyjścia z niego, więc siedziałyśmy na schodach, jadłyśmy obiad i rozmawiałyśmy o życiu.

Ach, jak cudownie spotykać tu tyle osób o podobnym podejściu do życia, jak moje i jak cudownie jest z nimi porozmawiać. Tak po prostu!

Z każdym dniem zakochuję się w tym miejscu coraz bardziej i bardziej.

Naprawdę dobrze mi tu.... 

Irlandio, urzekasz i chwytasz za serce... nawet, kiedy pada!


Na dowód polsko-irlandzko-hawajskiej
wymiany miłości i  tego co najpiękniejsze!

sobota, 28 maja 2016

... tutaj wszystko chce mi coś powiedzieć...

Przychodzi  taki moment bycia w Irlandii, że nawet meszki mają  mi coś ważnego do powiedzenia.

Od dwóch dni utrudniają mi tańczenie fregaty w moim ukochanym miejscu.

Nawet negocjacje nie pomagają. 

Dziś na pytanie: "Co chcecie mi powiedzieć?" nie otrzymałam odpowiedzi, więc przerwałam taniec, wyłączyłam muzykę i wróciłam do pokoju, żeby zmienić buty, bo tam gdzie chciałam dojść, baleriny nie były najlepszym rozwiązaniem. 

Przebrałam się i ruszyłam w drogę do kolejnego pięknego miejsca.

Moim oczom ukazał się poniższy widok.




Włączyłam muzykę, łzy naciekły mi do oczu (nic nowego!)  zaczęłam tańczyć i już wiedziałam, że to będzie moje nowe miejsce na taniec. 

Widocznie mam tu prowadzić koczowniczy tryb życia i nawet miejsce do tańca mam zmieniać - przyjmuję to z pokorą.

Pokoje do masażu też zmieniam jak dzika, bo mój stół do masażu wydaje dziwne dźwięki i trzeba go naprawić... radia, których ostatnio używałam.... też nie chciały ze mną współpracować pod względem... dźwięku... 

UPS! Zdaje się, że tutaj wszystko chce mi coś powiedzieć.

No słucham Was uważnie, ale mam propozycję!

Przemawiajcie! jak najwięcej przez ludzi...  z angielskim dużo lepiej sobie radzę niż z bliżej nieznanymi mi dźwiękami, które wydają różne sprzęty dookoła.

No... i tak sobie rozmawiam z tą moją Irlandią, bo ufam tej ziemi bezgranicznie.

Bo szczerze wierzę, że gdzie serce moje, tam dom mój... 

A tu zdecydowanie był, jest i będzie kawałek mnie !

Na zawsze!

piątek, 27 maja 2016

Jestem dzieckiem świata!

Weszła do gabinetu i stwierdziła, że jest w nim za gorąco.

Ok, pokornie zmniejszyłam klimatyzację z 24 stopni na 22 komentując, że mam biały kolor skóry, ale w sercu Afrykę.

Kiedy skończyłam masaż porozmawiałyśmy jeszcze trochę o pracy z ciałem, rozciąganiu i jako przykład podałam Hindusów, którzy może najszczuplejsi nie są, ale za to są porozciągani.

I po tym moim Indyjskim wykładzie padło pytanie: 

- Jesteś z Indii albo Afryki?

- Nie, niestety nie. Jestem z Polski - odpowiedziałam rozradowana pytaniem.

-  Bo tyle opowiadasz o Indiach i afrykańskim sercu, że myślałam, że stamtąd pochodzisz.

Ha ha ha, naprawdę?

Szczerze ucieszyło mnie to pytanie. Serio!!!!

To dla mnie jakiś rodzaj zaszczytu mieć białą skórę i być posądzoną o pochodzenie afrykańskie albo hinduskie.... 

Im dłużej tu jestem, tym bardziej nie czuję się Polką.

Nie, nie jestem Polką. 

Jestem dzieckiem świata!

Mam białą skórę, ale w sercu suchość i samotność Australii, żar afrykańskiej pustyni, zimno Syberii, mądrość i spokój Indian oraz Słowian, irlandzką muzykę, skośne, mongolskie oczy i pewnie wiele, wiele innych miejsc, o których nie mam jeszcze pojęcia.

Dlatego przykro mi, ale nie czuję się Polką.

Moje Ja sięga znacznie dalej.

- Jesteś z Afryki?

- Tak, część mnie zawsze była z Afryki proszę pani!

A inna część z Australii... a jeszcze inna z... 


czwartek, 26 maja 2016

Lepszy rydz, niż nic!

Przychodzi taki moment pobytu w Irlandii, że zaczyna się lubić Irlandii deszcz.

Wiem, teraz to przesadziłam!!

Ale ja mówię całkiem serio.

Gdyby nie on nie doceniałabym aż tak bardzo tych momentów, kiedy słonko radośnie ogrzewa mi twarz, a irlandzki wiatr jakby na chwilę zapominał o swoich obowiązkach.

I wtedy naprawdę kochasz to miejsce, ten spokój oceanu, to słoneczko, które opala Ci pysia i przestajesz złościć się na deszcz, bo wiesz,że jest on tak samo normalny, jak +40 w Australii i jedyne, co możesz zrobić, to odpowiednio się ubrać i przestać pitolić, że Ci mokro i źle!

Lotnisk nikt nie zamknął. Droga wolna!

Ja natomiast tu sobie jeszcze posiedzę i poopalam pysia! 

Jest mi tu dobrze i błogo... choć irlandzki wiatr dostarcza mi czasem seksulnych wrażeń,  nie narzekam. Lepszy rydz, niż nic!

środa, 25 maja 2016

...na poziomie duszy, a nie słów...

Przychodzi taki moment masażu, że trzeba go wreszcie zakończyć... więc tak też zrobiłam według znanego mi dobrze schematu.

Podotykałam czakr, omiotłam wokół klienta to, co mu zbędne i oddałam tamtym na Górze (skoro dali, niech zabierają!), podeszłam i spytałam, jak się mój klient czuje, wyłączyłam muzykę i następny proszę...

- Jak się czujesz?

- Jak w niebie - odpowiedziała klientka.

- Niestety nadal jesteś na ziemi - odpowiedziałam inteligentnie... i wtedy zaczęła się nasza rozmowa.

 - Nie wiem, kto cię tego nauczył, ale to było wyjątkowe - powiedziała ze łzami w oczach.

- Otrzymałam w swoim życiu wiele masaży, ale bardzo rzadko czułam takie połączenie masażysty z osobą masowaną... jakby to powiedzieć... niektórzy masażyści... na chwilę zawahała się szukając odpowiednich słów.

- Wiem co masz na myśli... niektórzy po prostu tylko pracują z mięśniem - weszłam jej w słowo, bo znam doskonale takie masaże, kiedy ktoś mnie porządnie przeorze, rozluźni mi mięśnie, ale na tym kończy się cały masaż.

- Dokładnie, a ja czułam połączenie dusz. To było bardzo uzdrawiające.

I potem jeszcze usłyszałam, że Irlandia nie może mnie wypuścić (!), że koniecznie mam tutaj robić Lomi Lomi Nui i że masaż to moja droga, i że pomogę wielu ludziom...

Stałam nad nią ze łzami w oczach, kompletnie osłupiała nie za bardzo wiedząc, co innego mam powiedzieć aniżeli "dziękuję!", więc powiedziałam jej to chyba ze sto razy nie umiejąc inaczej wyrazić swojej wdzięczności.

A teraz piszę sobie tego posta siedząc w Irlandii... ja - psycholog z wykształcenia, który obraził się na psychologię (przynajmniej na jakiś czas) i postanowił nauczyć się masażu. 

Tak po prostu!

I stoję nad tym stołem i słyszę nie raz, że dotyk był idealny, że docisk nie za mocny, nie za słaby... i tak sobie zbieram w sercu te informacje i utwierdzam się w tym, że to, co tak przez wielu nie było rozumiane (przeze mnie chyba też nie),  a co nazywam moim odejściem od psychologii, było jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.

Paradoksalnie w ogóle nie czuję, żebym zmieniła zawód... jedyne, co uległo zmianie, to moje narzędzia pracy...

Czy lepsze???

Trudno stwierdzić, ale to dzięki nim czuję ludzi tak, jak czuć się powinno, na poziomie duszy, a nie słów. 

Serca, a nie głowy!

I ta perspektywa znacznie bardziej mi odpowiada i w niej jestem po prostu lepsza! 

Ja dziś rozmawiam z ludźmi nie używając słów... 

O świecie mój kochany! O Bogowie, o Boginie... O Ty najważniejsza N., dziękuję za drogę, na której jestem. Choć przeraża mnie ona od początku, to wiem, że zaprowadzi mnie tam, gdzie będzie mi po prostu dobrze! Dziękuję....

Dziękuję równiez Tobie Irlandio za zaproszenie i gościnę, za bardzo dobre serce i życzliwych ludzi.. ale...

... jeśli chodzi o to nie wypuszczanie mnie, to ja mam sprawę... 

... Ty zadziałasz coś w kierunku afrykańskiego klimatu, a ja tu zostaję na zawsze. 

Wchodzisz w to?! 

Wiem, wiem! 

Dziś było fenomenalnie jak na irlandzkie warunki! 

Ciepło i bezwietrznie.

Starasz się Kochana, to Ci trzeba przyznać!

I za to Cię kocham! 

Twoja N.

P.S. Tak , Australio! Ciebie też kocham (choć nasza miłość jest inna). Nie zapomniałam o Tobie. Ja po prostu mam bardzo pojemne serce, które pomieści wszystkie Was naraz. 



poniedziałek, 23 maja 2016

... jakby grał je pierwszy raz w życiu.

Przychodzi w końcu taki dzień, że na moim masażowym stole pojawia się spełnienie moich najskrytszych marzeń!

Nie, nie pojawił się u mnie Clooney ani Depp ani inny Bolt, ale pojawiła się ona.

Starsza Pani, która poprosiła o niezbyt mocny masaż... a że prośba ta jest tutaj niezwykle rzadka, więc na początku badałam...

Badałam, na ile mi ciało pozwala, na ile chce, na ile życzy sobie być dotykane....

Czasem trafiałam idealnie z dociskiem, czasem mięśnie wyraźnie pokazywały mi, że przesadziłam i wtedy głęboko w sercu mówiłam do nich:  "przepraszam" i powtarzałam ten sam ruch, ale o trzy tony lżej.

I było w tym masażu coś z wirtuozerii niesłychanej, bo czułam się jak muzyk, który w rękach trzyma samego Stradivariusa.

Trzyma i z pewną dozą nieśmiałości, przepełniony ogromnym szacunkiem do Instrumentu, gra swoje pierwsze dźwięki, jakby grał je pierwszy raz w życiu.

Wzruszył mnie ten masaż niesłychanie... 

Poczucie wdzięczności przepełniało mnie niezwykłe, bo to ja dostąpiłam zaszczytu pomasownia pięknej, dojrzałej kobiety....  a jej ciało było przepełnione doświadczeniem, mądrością i miłością. 

Zawsze wiedziałam, że w masowaniu starszych osób musi być coś wyjątkowego... 

I jest... 

Uwierzcie mi, że jest...



niedziela, 22 maja 2016

Proś, a będzie Ci dane!

Jeszcze nikt, nigdzie tak się mną nie opiekował, jak tutaj!

Ciągle ktoś pyta, czy nie potrzebuję czegoś i czy wszystko wiem, a jak proszę żeby mi ktoś kupił owoce w Sneem (miasteczko oddalone o 3km od hotelu), to przynosi mi je z kuchni.

A dzisiaj nawet na basen mogłam wejść choć pracownikom nie wolno... to znaczy nie wolno oficjalnie...

No i tu by mi się takie warszawskie cwaniactwo przydało!

Jak tu dogadać się z obsługą i ratownikiem ze Słowacji, co by korzystać z basenu raz w tygodniu ;-)

O polskości, dodaj mi skrzydeł!!!

A wracając do poczucia zaopiekowania to nawet Australia, choć wykazała się ogromną życzliwością dla mnie, nie była aż tak opiekuńcza jak Irlandia.

Szczerze jestem tym wzruszona!

Nie jesteś u siebie a jednak możesz liczyć na innych... wystarczy, że powiesz tylko jedno słowo i dostajesz to, o co prosisz.

Nikt mnie tak nie uczy proszenia, jak to miejsce, bo skoro zawsze dostaję pomocną dłoń, to po co mam siedzieć cicho...

Proś, a będzie Ci dane!




piątek, 20 maja 2016

Tak, w Irlandii pada!!!

"Ciągle pada, asfalt ulic jest dziś śliski jak brzuch ryby..."

Tak, w Irlandii pada!!!

Może nie ciągle, bo jednak jakoś udaje mi się większość fregat tańczyć bez udziału deszczu, ale jednak brak deszczu jest tu takim samym zaskoczeniem jak 3 dni ulewy na Saharze.

Na swój sposób można się do tego przyzwyczaić!

Jak?!

W najprostszy z możliwych sposobów!

Ja się z tym w 100% zgadzam, że jest to część irlandzkiego uroku i jak mi się nie podoba ten urok, zawsze mogę stąd wyjechać!

Proste?

No pewnie, że tak!

Zero biadolenia, zero narzekania.

Pełna akceptacja irlandzkiej pogody.

W sumie nie dziwota, że irlandzkie rodziny, które tu przyjeżdżają to przeważnie dwa + trzy, cztery. 

Jak na zewnątrz wieje i leje, to cóż innego oni mają robić! 

....

....

....

Ej, a może jednak zostać tu na dłużej???

Wieje, leje, więc cóż innego robić... ;-) 

Wiedziałam Irlandio, że My się szybko dogadamy!

Buziak dla Ciebie  Złociutka :-*



czwartek, 19 maja 2016

Narąbać, zwieźć do szopy, poukładać i...

Jest kilka rzeczy na obczyźnie, które są trudne do zniesienia i które sprawiają, że człowiek naprawdę zaczyna doceniać tych, dzięki którym pewne rzeczy były o niebo prostsze.

I do tych rzeczy należy malowanie paznokci u stóp.

No ja pitole, nie robiłam tego od lat i dopiero teraz wiem, dlaczego tak bardzo kochałam i ceniłam wizyty mojej manicurzystki...

Utrzymać dłoń bez drgawek graniczy u mnie z cudem!

Niby dłonie mam maleńkie, masuję nimi, co też wymaga precyzji, ale motyla noga nie aż takiej!!!

No radzę sobie jak tylko mogę i tęsknię niezwykle za wizytami mojej Pani A. i wciąż się zastanawiam, jak Wy to robicie, że nie dostajecie przy tym szału, bo jak mnie E. uczyła masażu kobiet w ciąży, a jednym z jego elementów jest paćkanie się w kremie, to myślałam, że wyjdę z siebie!

Ja mogę macać, miziać, dociskać, ile dam radę, ale nie paćkać się w kremach i lakierach! 

Zbyt toporny ze mnie człowiek i zbyt wiele mam cech zwykłego drwala.

Narąbać, zwieźć do szopy,  poukładać i to jest konkretna robota!

Dlatego tak bardzo kocham masaż, bo tak niezwykle przypomina moje ukochane z dzieciństwa rąbanie drewna!

Trafić w punkt, docisnąć, pomiziać i życzyć miłego dnia!

P.S. Na ewentualne pytanie, czy muszę w ogóle malować paznokcie u stóp odpowiedź brzmi "TAK". Masuję na boso i stopy to jedyna część ciała, którą widzi mój klient, więc muszą być ładne i zadbane!


wtorek, 17 maja 2016

...wziąć prysznic, zrobić przedziałek i...

Jak to jest z moim językiem angielskim?

Ano u mnie z nim jest tak, że tworzymy związek na zasadzie separacji.

Nie kochamy się za bardzo, ale jeszcze do sądu z tym nie idziemy.

Dodatkową trudność stanowi akcent... który dosłownie (bardzo motyla noga!) każdy ma tutaj inny. 

Szczerze kocham tych ze Stanów i (uwaga!) Wielkiej Brytanii - wszystko rozumiem, co do mnie mówią.

Ale ten irlandzki i każdy inny potok słyszę jako jeden dłuuuuuugi nic mi nie mówiący wyraz.

Oh God, znowu to samo! Jak w mojej Australii!!

Miesiąc, motyla noga, miesiąc zajęło mi rozumienie australijskiego bełkotu, bo to, co oni robią z językiem trudno nazwać inaczej.

Irlandczycy niby nie bełkoczą, ale jest coś w ich angielskim tak płynnego, że trudno mi wyłapać pojedyncze słowo.

Dobrze, że istnieje mowa ciała, czytanie z ruchu warg i inne mantry, bo inaczej ciągle musiałabym mówić, że ja nic nie rozumiem i że proszę wolniej.

I tutaj warto by zaznaczyć, jak idiotyczny jest nasz polski system nauczania języków!

Generalnie i tak wszystkiego muszę uczyć się od nowa, a tego, co najważniejsze, czyli rozumienia tego, co do mnie mówią praktycznie od zera... jak niemowlę!

Jest w tym coś niezwykle frustrującego, bo jednego dnia idzie mi ekstra, innego do kitu, ale przerabiałam to i w Australii, i w poprzednim związku, więc wiem, jak to smakuje od środka.

I że trzeba wziąć trzy głębokie wdechy, i po męczącym dla głowy dniu nie czytać już niczego po angielsku tylko wziąć prysznic, zrobić przedziałek i iść grzecznie nyny... jak niemowlę!



Warszawo, przykro mi... nasz związek dobiegł już końca!

Niektórzy mogą ulec złudzeniu, że ja tutaj nic innego nie robię, jak tylko piszę.

Jest w tym sporo prawdy, bo ziemia ta działa, na mnie tak niezwykle twórczo, że aż sama siebie nie poznaję.

Jak pisać książki, to tylko tutaj!

Tak jak wspomniałam na FB odpadają mi dojazdy do pracy i nawet, jak pracuję po 7-8h, nie tracę czasu w żadnym autobusie czy innym środku transportu.

Poza tym codziennie wstaję o 6, więc jak pierwszy masaż mam na 10 czy  na 12,  mam sporo czasu dla siebie. 

Do tego dochodzą dni wolne i dzięki temu jest taki efekt, jaki jest i chyba pierwszy raz odkąd pamiętam mogę sobie pozwolić na codzienną publikację postów podczas, gdy kolejne pięć nadal czeka na publikację.

Aż żal, że nie wzięłam ze sobą żadnego płótna i ani jednej farby!

Po kilku tygodniach tej irlandzkiej banicji, prawdę mówiąc nie wyobrażam sobie powrotu do miasta... ten nasz hotel jest położony wręcz idealnie. 

Chcesz zrobić zakupy? Najbliższe miasta oddalone są od niego 3 lub 18km. Nie za blisko, nie za daleko. Idealnie, żeby odpocząć od miejskiego zgiełku! 
I jedne, co mogę teraz napisać.. to to jak bardzo nie wyobrażam sobie mieszkania w mieście, gdzie wszystko pędzi i śmierdzi!
Także...

...Warszawo... 

....przykro mi... 

...ale nasz związek dobiegł już końca!





poniedziałek, 16 maja 2016

Ptak powinien latać....

Fantastycznie jest widzieć wylegujące się na skałach foki.

Z początku nie wiedziałam, z czym mam do czynienia.

Zooma w smartfonie nie mam, przynajmniej nie znalazłam go póki co, więc nie miałam, jak sprawdzić z daleka, co to właściwie jest [sprostowanie! już znalazłam zooma w moim smartfonie, ale jest niewystarczający, żeby fotografować foki].

Podeszłam najbliżej, jak się dało i moje przypuszczenia zostały potwierdzone.

Najprawdziwsze, wolne foki, które byczą się na irlandzkiej skale.

To naprawdę wzruszające móc widzieć zwierzęta na wolności.

Szczerze brzydzę się wszelkiego rodzajami zoo, parkami czy innymi fokariami. Ja wiem, że czasem jakieś zwierzę matka porzuci... ale wątpię, żeby niewola była tym, co dla nich najlepsze!

Będę okrutna, ale wolę brutalne prawa matki natury - słabszy ginie - od pomagania na siłę i zamknięcia zwierzęcia do końca życia za kratami. 

Oczywiście co innego odbudowywanie gatunku, gdzie np. fokarium jest rodzajem domu tymczasowego i foki po jakimś czasie wypuszczane są na wolność, ale jak widzę rekina pływające w akwarium kilka razy większym od niego, to mnie serce boli i mam ochotę wyć.

Ptak powinien latać, a mieszkańcy mórz i oceanów w nich właśnie powinni żyć.

Chcesz je zobaczyć na wolności? 

Się (motyla noga!) naucz nurkować!!!

P.S. A dzisiaj koło mnie przebiegła wydra! Ja sobie tańczyłam fregatę, a ona postanowiła sprawdzić, kto śmie zakłócać jej poranne pływanie :-) 

A na zdjęciach jakby wziąć lupę, to ujrzy się foki :D 



niedziela, 15 maja 2016

Spytaj w recepcji!

Czytanie z mowy ciała opanowuję pomału do perfekcji.

Podchodzi do mnie Pani i nawija!

Super, czy ja naprawdę wyglądam na Irlandkę???

Wolniej proszę!

Wyraźniej... lub zrób cokolwiek, co pozwoliłoby mi przyswoić choćby jedno słowo z tego potoku słów, którym mnie zalewasz!

Ale cóż ja widzę.... wyraźną gestykulację i wskazywanie na zahaczony czymś paznokieć!

Ha, nie zrozumiałam ani słowa, ale ból zahaczenia znam, więc od razu wiedziałam, że chodzi jej o pilniczek do paznokci!

Alleluja!!!! 

I wtedy chwyciłam po swoje ukochane zdanie: "spytaj w recepcji".

Bo ludzie pytają mnie o multum rzeczy, a ja tu tylko masuję i jestem tu od trzech tygodni, a najbliższy pilniczek mam 5 minut spacerem od hotelu.

No nie pomogę tym razem!

Spytaj w recepcji!

sobota, 14 maja 2016

...złoszczenie się na kogoś jest jak wypicie trucizny...

Szczerze lubię nasze rozmowy z Jimem.

To ten Irlandczyk, który ma żonę z Nowej Zelandii.

To jedna z nielicznych osób, z którymi rozmawiam o mindfulness, wybaczaniu i innych życiowych mądrościach.

Nie dlatego, że z innymi się nie da, ale po prostu Jima potrafię spotykać po kilka razy dziennie, a że ile można gadać o pogodzie, więc sięgamy po ambitniejszy repertuar.

A jeszcze jak się słyszy coś w rodzaju: " dobrze jest z kimś czasem pogadać, można zobaczyć niektóre rzeczy od innej strony" to już w ogóle aż chce się filozofować z takim rozmówcą.

Akurat wtedy rozmawialiśmy o złości i wybaczaniu, że zawsze można je w sobie nosić, ale głównie ranią one nas, a nie osobę, której dotyczą. 

Ktoś kiedyś powiedział (chyba Gandhi), że złoszczenie się na kogoś jest jak wypicie trucizny z nadzieją, że ta trucizna zrobi coś złego tej drugiej osobie.

I podobnie jest z wybaczaniem.

Zawsze możesz dźwigać urazę do końca życia z nadzieją, że komuś coś się w końcu stanie.

(Nie)stety to tak nie działa!

Zawsze masz wybór: odpuścić albo nosić to wszystko w sobie aż do śmierci...

Także ten... takie mniej więcej rozmowy prowadzimy z Jimem!

Mądre, piękne i wartościowe, bo to mądry, piękny i wartościowy człowiek, i jestem pewna, że takich tutaj sporo.


piątek, 13 maja 2016

Bo aklimatyzacja to niełatwy proces!

Mój organizm chyba zwariował!

To znaczy ja rozumiem, że pierwsza w życiu zawodowa emigracja, że zmiana klimatu, jedzenia i wszystkiego, ale żeby na poranne śniadanie zareagować taką nietolerancją, to zaskoczona byłam i skołowana bardzo.

Według mojej rodzinnej tradycji, jak Cię nudności doprowadzają do szału i ani stać, ani siedzieć, ani usnąć, to należy posłużyć się palcami tudzież szczoteczką do zębów i zronić swoje... ale że aż trzy razy?! Przeważnie wystarczało raz...

Ech, przypomniała mi się tego dnia jedna z najgorszych decyzji w moim życiu. 

Nie, nie chodzi o mężczyznę. 

Mężczyźni przy tym to pikuś.

W pełnym zaufaniu do lekarzy, poddałam się operacji korekty przegrody nosowej...  i ile ja się wtedy ponachylałam nad miską, tego nawet ja nie wiem, bo gdzieś po 9 razie przestałam liczyć.

Paradoksalnie jestem niezwykle wdzięczna mojemu ciału za wyrzucanie z siebie tego, co mu szkodzi zamiast wielogodzinne trawienie i wchłanianie trucizny do organizmu.

Od tamtej pory z zasady nie ufam lekarzom medycyny zachodu! Mój organizm oczyszczał się z narkozy i dochodził do siebie ze dwa lata, a efektem było jakieś kilkusetkrotne nasilenie alergii! 

I tak stworzono pacjenta idealnego, bo wg medycyny zachodu leki na alergię właściwie przyjmuje się do końca życia. Dobrze, że medycyna chińska ma na ten temat inne zdanie.

No, ale ja nie o tym chciałam ;-) 

Mój organizm odreagował, co miał odreagować i mam nadzieję, że nasza dalsza współpraca przebiegnie równie pomyślnie, jak dotychczas!

Fakt faktem, to ich jedzenie jest mega ciężkie... chyba ograniczę się do zupy dwa razy dziennie i porannych tostów z gorzką herbatą, bo te kiełbaski, te mięsa już mi bokiem wychodzą! 

P.S. Dzięki temu, że sobie pochorowałam w dniu wolnym od pracy (warto to dodać!), to napisałam aż cztery nowe posty!!! Jestem Mistrzem swojego własnego bloga! 


A to przykład wzorowego, lekkiego śniadania!
Tosty, jajeczka, dżem i jestem w niebie!!!


czwartek, 12 maja 2016

"Let's talk about love"

"Let's talk about love" [porozmawiajmy o miłości] jak to śpiewała kiedyś Celine Dion.

Irlandia ma jej pełno lub po prostu ja ją wszędzie dostrzegam!

Wracam ze spaceru, koło hotelu mijam dwójkę młodych ludzi. Widzę, że On niesie ze sobą wielki, piknikowy kosz, a że tutaj to normalne, że każdy do kogoś coś powie, więc inteligentnie spytałam: "Zrobiliście sobie piknik?"

Na co oni inteligentnie odpowiadają: "Tak!"

I nagle ona dorzuca: "Właśnie dostałam pierścionek zaręczynowy."

No muszę Wam przyznać, że wzruszyłam się jakby to był co najmniej mój własny pierścionek, pogratulowałam im i życzyłam wszystkiego, co najlepsze. 

Innym razem rozmawiam z jednym z pracowników. Głównie spotykamy się w socjalnym i jemy wspólnie posiłki. Jim jest hydraulikiem.

Rozmawiamy, od słowa do słowa, okazuje się, że jego żona jest... z Nowej Zelandii (on, Irlandczyk!).

"To jak wy się poznaliście?" spytałam inteligentnie.

"Tutaj, ona przyjechała tutaj do pracy."

Czyli jednak ludzie z końca świata wpadają do małej, skromnej Irlandii??? (I knew it!! Wiedziałam!)

Nie wiedzieć czemu, ta perspektywa wniosła ogromną nadzieję do mojego słowiańskiego serca...  spodobała mi się ta historia od razu!

A na dodatek wiecie, co my tu jeszcze mamy?

Most miłości mamy! 




Ach, dusza romantyczki się we mnie obudziła!

I bardzo dobrze! 

I nareszcie! 

W końcu jestem 100% kobietą i zawsze będę płakała na komediach romantycznych!

Zawsze! 

I nikt mi tego nie odbierze!

A jak będzie trzeba, to i na moście miłości będę się całowała, i nikt mi tego nie zabroni!!!