poniedziałek, 23 maja 2016

... jakby grał je pierwszy raz w życiu.

Przychodzi w końcu taki dzień, że na moim masażowym stole pojawia się spełnienie moich najskrytszych marzeń!

Nie, nie pojawił się u mnie Clooney ani Depp ani inny Bolt, ale pojawiła się ona.

Starsza Pani, która poprosiła o niezbyt mocny masaż... a że prośba ta jest tutaj niezwykle rzadka, więc na początku badałam...

Badałam, na ile mi ciało pozwala, na ile chce, na ile życzy sobie być dotykane....

Czasem trafiałam idealnie z dociskiem, czasem mięśnie wyraźnie pokazywały mi, że przesadziłam i wtedy głęboko w sercu mówiłam do nich:  "przepraszam" i powtarzałam ten sam ruch, ale o trzy tony lżej.

I było w tym masażu coś z wirtuozerii niesłychanej, bo czułam się jak muzyk, który w rękach trzyma samego Stradivariusa.

Trzyma i z pewną dozą nieśmiałości, przepełniony ogromnym szacunkiem do Instrumentu, gra swoje pierwsze dźwięki, jakby grał je pierwszy raz w życiu.

Wzruszył mnie ten masaż niesłychanie... 

Poczucie wdzięczności przepełniało mnie niezwykłe, bo to ja dostąpiłam zaszczytu pomasownia pięknej, dojrzałej kobiety....  a jej ciało było przepełnione doświadczeniem, mądrością i miłością. 

Zawsze wiedziałam, że w masowaniu starszych osób musi być coś wyjątkowego... 

I jest... 

Uwierzcie mi, że jest...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz