środa, 28 września 2016

... jest w tej pracy coś z gwałtu...

Mam czasem takich klientów, którzy lubią cierpieć i dla których dobry masaż, to masaż głęboki wykonany na poziomie co najmniej wątroby.

A ja według starej, polskiej zasady: "Klient nasz pan", skoro pan chce mocnego docisku, nie śmiem mu się sprzeciwiać.

Ale coraz częściej widzę oczami wyobraźni obrazek, w którym to klient cierpi, ja dociskam, klient cierpi, ja dociskam mocniej i przy okazji czuję własny pot na czole, a jakiś głos w środku mi mówi: "Jakie to jest ku*** bez sensu!"

Kiedyś lubiłam pracę głęboką i mocną, ale coś we mnie wyraźnie przeskoczyło i walczę sama ze sobą, kiedy ktoś mnie prosi o mocny docisk.

Może dlatego jestem pierwsza, żeby dać masaż, ale niekoniecznie, żeby go otrzymać...

Dlaczego?

A dlatego, że jest w tej pracy coś z gwałtu...

Nie zapomnę pierwszego dnia zjazdu Lomi z Susan.

Wszyscy, jakby się umówili, że będą udowadniać, ile to oni nie mają siły... nigdy nie czułam się aż tak bardzo zgwałcona jak wtedy... to było okropne czuć, że im bardziej moje mięśnie nie chciały się rozluźnić, tym bardziej ktoś je na siłę dociskał. Zero dialogu! Po prostu ktoś sobie założył, że je rozluźni i dążył do tego celu po trupach.

A ja tak często słyszę, jak mięśnie mi mówią: "Odpuść, nie teraz! My chcemy być napięte!"... a ich właściciel prosi o mocniejszy docisk

Nie wiem, skąd w ludziach takie zamiłowanie do gwałtu i przemocy wobec samego siebie... 

Oczywiście, skoro chcą, to ja ich gwałcę, ale szczerze modlę się, żeby nie wrócili.

Bo wyraźnie wchodzę na nowy etap pracy z ciałem i eksperymentuję ze swoimi dłońmi.

Czasem je po prostu położę i czekam!

I chyba to jest mój kolejny trop do dalszej pracy.

Żegnam cię docisku, żegnam cię przymusie rozluźnienia mięśni... nie sądzę, żebym się mogła jeszcze czegoś od was nauczyć.

Natomiast serdecznie witam Was moje piękne i kochane dłonie... prowadźcie!

W Was moja nadzieja i radość największa!


wtorek, 27 września 2016

Boję się Ciebie Polsko!

Zaczynam bać się własnego kraju!

Pobili wykładowcę, bo rozmawiał po niemiecku, pobili cudzoziemcę, bo był... cudzoziemcą...

I wiem, że zaraz wielu krzyknie, że naszych też biją i mordują...

No tak, bo skoro naszych biją i mordują, to my też możemy bić i mordować!

No ku... ręce opadają, jak się słyszy taką logikę myślenia.

A ja wciąż zastanawiam się, czy to aby bezpieczne rozmawiać z cudzoziemcami po angielsku i tłumaczyć im, jak mają dojść do starego miasta.

Czy to bezpieczne dać się poderwać cudzoziemcy, bo o ile cudzoziemcy to ja się nie obawiam, ale tych wszystkich komentarzy typu: " Dzi..., szm..." to tak!
(Sprostowanie! Już mam to w d...!)

Czy to bezpieczne w tym kraju pójść na randkę z cudzoziemcą?

Czy to w ogóle bezpieczne przyjeżdżać tam i wyglądać inaczej?

Przeraża mnie ten kraj i szczerze mam nadzieję, że mój przystanek pt. "Polska" będzie na tyle długi, na ile musi być i na tyle krótki, żebym nie zaczęła chodzić po ścianach, bo znowu dopadnie mnie poczucie nieodnajdywania się w tym miejscu, bo odnaleźć się w nim nie mam zamiaru.

I przydałby nam się kochany Czesław Niemen i jego "Dziwny jest ten świat!"... niestety wiele to się nie zmieniło od Twoich czasów Czesławie, ale wierzę, że "ludzi dobrej woli jest więcej i ten świat nie zginie dzięki nim"... jeszcze w to wierzę (?!), choć  łatwe to nie jest! 
(Sprostowanie... już nie wierzę!)

Boję się Ciebie Polsko!

Może nie tyle Ciebie, co twoich wyznawców, patriotów, jedynie słusznych i prawdziwych Polaków.

Do zobaczenia wkrótce.. na krótko!

N.

P.S. Dobrze, że irlandzka opalenizna powoli odchodzi w niepamięć i znika z mojej skóry... dobrze,  że znowu staje się...  biała, choć w sercu mam krew Afryki i piasek pustyń całego świata, ale tego na szczęście Polak - Patriota (idiota!) nie dostrzeże, bo aż tak głęboko jego mądrość (?!) nie sięga.

Jestem bezpieczna!

sobota, 24 września 2016

... z jogą jest jak ze sztukami walki.

Konfrontacje z uczniami bywają trudne.

Przychodzi ci taka trójka ludzi na zajęcia, twierdząc, że oni praktykują jogę od lat.

Spoko!

To skoro praktykujecie, to zróbmy sobie powitanie Słońca!

Akceptacja jest, więc im pokazuję to powitanie, jakie znam i jakiego uczę.

Luzik!

Robimy je krok po kroku co by ci, którzy widzą je pierwszy raz, wiedzieli, o co chodzi.

Po pięciu minutach słyszę, że oni to będą robić swoje własne powitanie.

"Że ku... co proszę??!!" pomyślałam najciszej jak się dało.

"Wiecie, z jogą jest jak ze sztukami walki. Trudno powiedzieć, że karate jest lepsze od Kung fu, a judo jest lepsze od jujitsu. One są po prostu inne."

Cisza!

Nie wiem, czy załapali sens tego, co do nich powiedziałam, ale ćwiczyli dalej.

I ja bym teraz mogła długo opowiadać, co ja na ten temat myślę, a zwłaszcza, co myślę o kimś, kto twierdzi, że praktykuje jogę 10 lat (jego pies z głową w dół był innego zdania!), a na zajęcia przychodzi w spodniach do kolan takich, jak do wędkowania... no długo mogłabym pisać.

Na szczęście takie "Perełki", to jakiś 1%.

Ciekawsze jest coś kompletnie innego.

Niedawno nauczono mnie, że pewni ludzie pojawiają się tylko po to, żeby pokazać mi, jakie Perełki mam sama w sobie, a zaprawdę Wam powiadam, że święta nie jestem i moja puszka Pandory jest wciąż odkrywana przeze mnie na nowo.

Więc cóż takiego pokazują mi tacy uczniowie?

Ano moją własną ortodoksję i moje trzymanie się schematów.

No ku*** mam z tym zagwostkę od lat!

Tak, też kiedyś byłam takim uczniem co to stał i grymasił, twierdząc, że prawda o świecie jest inna, a dany nauczyciel jest idiotą.

No cóż.... znam takiego ucznia osobiście!

Jest jednym z moich wewnętrznych pupili... nie powiem! 

Należy do ulubieńców!

Bo takiego Gnoma nie można nie lubić!

Bunt dla buntu, buntem pogania!

No logiki w tym za grosz, ale coś go jednak ciągnie do tych utartych ścieżek i schematów i za cholerę nie chce ich puścić, i nawet coś, co ma służyć otwieraniu serca, głowy, ciała, staje się kolejnym narzędziem pełnym ograniczeń i braku otwartości.

Dzięki uczniowie!

Na kolejną sesję was nie zaproszę, co się będziecie męczyć, ale dobrze, że wpadliście.

Puszko Pandory, Ty to chyba ku*** bez dna jesteś!

Lubię Cię Zołzo coraz bardziej!

Uściski 
N.

P.S. Jak się komuś przekleństwa nie podobają, to nie mój problem. Po co czytasz? Ja się po prostu żegnam z tą wiecznie, grzeczną i milusią dziewczynką! Pa pa pa dziecino! Idź w cholerę i przestań być dla wszystkich taka miła!

Bo ja w przeciwieństwie do inteligencji,
która tutaj mieszka, nie mam zamiaru przemieszczać się
taksówkami...
Ale ja i kolega A. jesteśmy dziwni!


piątek, 23 września 2016

... było, co obejmować!

Kiedy kobieta na nowo utwierdza swój związek z pierwotną, 
zwierzęcą naturą, otrzymuje dar - wieczną, wewnętrzną mądrą opiekunkę, wizjonerkę, wyrocznię, natchnienie, intuicję, sprawczynię, stwórczynię, wynalazczynię, wreszcie uważną słuchaczkę, która prowadzi, przewodzi, podpowiada i przekonuje do korzystania z pełni życia w świecie zewnętrznymi wewnętrznym. Kiedy kobiet jest tak bliska naturze istnienie tej więzi emanuje z niej blaskiem. Ta dzika nauczycielka, dzika matka, dzika mentorka wspiera jej życie wewnętrzne i zewnętrzne w każdej sytuacji.
---C.P. Estes

Wracaliśmy z długiego spaceru
I nagle zobaczyłam ogromne drzewo...
najlepsze jest to, że mijam to miejsce kilka razy w tygodniu,
ale dopiero dziś usłyszałam jego wołanie... 
Drzewo miało ponad 15 metrów wysokości...
Biała kora, ogromna podstawa - było, co obejmować!
I przytulać....
I kochać...

Podziękowałam za spotkanie...
I poszłam dalej ze świadomością,
że dzieli Nas zaledwie 10-minutowy spacer...

Dziękuję!!!! 

środa, 21 września 2016

Potrzebuję tego jak ryba wody, a ptak latania!

Uwielbiam chodzić na boso!

Jest w tym coś magicznego i prawdziwego.

Ci, którzy mnie znają wiedzą, że masuję bez obuwia, uczę jogi bez obuwia i gdybym mogła, to całe życie chodziłabym bez butów.

Butów szczerze kupować nienawidzę i nie ogarniam, jak można w sklepie z obuwiem spędzić dłużej niż 20 minut. Wchodzę, szukam tego, co mi odpowiada, mierze, idę do kasy i do widzenia.

Ale ja nie o tym miałam pisać 😉 

Mam tu swój rytuał, który staram się powtarzać kilka razy w tygodniu, a mianowicie Idę na pole golfowe z rana albo wieczorem, co by uniknąć spotkania z piłką, zdejmuję baleriny, skarpetki i chodzę po mokrej trawie.

Jest to coś, bez czego chyba nie umiem już funkcjonować.

To mój czas, moja ładowarka energii, moje spotkanie z Matką i Ojcem Naturą (czemu wciąż wymieniamy tylko matke?!) I moje Mokre i brudne stopy.

Uwielbiam ten moment, a jeszcze jak mam fazę na słuchanie muzyki, potrafię chodzić w kółko dłużej niż... godzinę.


Potrzebuję tego jak ryba wody, a ptak latania!

Chcesz być prawdziwą, pełną energii kobieta?

Choć na boso i czasem noś kiecki!

Gwarantuje ci, że odkryjesz w sobie coś, co tak mocno od lat usiłuje się stłamsić w kobietach.

Spotkasz swoją prawdziwą, kobiecą moc.

Boisz się?

Ja też się bałam, ale już mi przeszło!

I wciąż powtarzam jak mantrę: "Jestem kobietą, nauczycielką, uzdrowicielką..." i jest mi z tym niezwykle dobrze!

Idę na spacer!

Ty też się wybierz!

Do zobaczenia w drodze!

P.S. Marzę o spacerze po śniegu... to będzie odjazd!!! Ktoś chętny? Tylko, żeby śnieg był, jak wrócę 😃 


wtorek, 20 września 2016

"Masz piękny głos!"

Usłyszeć dwa razy od dwóch różnych osób i to masaż po masażu: " Masz piękny głos!" to wciąż dla mnie trudne i nie oswojone.

Tak, kocham śpiewać i nucić w trakcie masażu, i żadna siła nie jest mnie w stanie powstrzymać, i guzik mnie to obchodzi, że kogoś to może irytować.

Chyba jednak nie irytuje, skoro chwalą i dają napiwki!

Marzy mi się stworzenie ścieżki z polskimi utworami, bo one wchodzą w gardło najbardziej i wtedy mogłabym śpiewać caaaaaały masaż! 

Cały, bo po aborygeńsku czy arabsku śpiewanie łatwe nie jest (weź wymów coś, co ledwo słyszysz!), więc wtedy nucę najpiękniej jak potrafię, bo nic innego mi nie pozostaje.

Wczoraj mój klient poszedł o krok dalej i powiedział swojej żonie, że pięknie śpiewam, a potem rzucił: "Zaśpiewaj teraz!".

Oblałam się rumieńcem i szybciutko udałam się do wyjścia!

Ale że tak bez masażu śpiewać??? 

Nie potrafię! 

Przynajmniej jeszcze nie teraz!

Do zobaczenia w gabinecie nr 4!


niedziela, 18 września 2016

Witaj, już nie boję się ciebie, chcę cię dobrze poznać i mocno przytulić!"

Czasem słyszę w moim gabinecie: "To był najlepszy masaż, jaki kiedykolwiek otrzymałam!"... właściwie to nawet nie czasem, a dosyć często, a jak jeszcze ktoś dorzuci hasło: "A muszę ci powiedzieć, że chodzę na masaże raz na sześć tygodni."... to już w ogóle, nie wiem, jak zareagować.

Część osób, zwłaszcza tych po sześćdziesiątym roku życia twierdzi, że moje dłonie mają moc uzdrawiania, a ja patrzę na te swoje dłonie w rozmiarze xxs i zastanawiam się, o co tym ludziom chodzi i tylko słyszę jakiś durny, wewnętrzny głos, który mi mówi: "Ale ja nie chcę tej mocy! Dajcie mi wszyscy święty spokój!"

Muszę wam przyznać, że nie było to dla mnie łatwe tak po prostu zaakceptować to, co mam w sobie.

Nazwijmy to mocą, uzdrawianiem czy czymkolwiek innym, o czym mówią moi piękni klienci.

Przyjąć to jako dar, było jedną z najtrudniejszych lekcji na świecie!

Nie chcę używać dużych słów, nie chcę, żeby ktokolwiek oczekiwał ode mnie czegokolwiek. 

Póki co badam to, co robią moje dłonie.

Jak mi intuicja mówi: "Połóż je w tym miejscu i trzymaj!", słucham się jej bezdyskusyjnie!

"Gdzie się nauczyłaś masażu głowy?" - zapytała moja klienta, która skarżyła się na migreny.

"Nigdzie. To, co robię, do miks tego, co wiem z masażu klasycznego, hawajskiego połączony z tym, co podpowiada mi intuicja."

"Dobra robota!" 

"Dziękuję!"

I tak sobie zbieram te informacje zwrotne i tak sobie je trzymam w serduszku, i oswajam się ze swoją mocą, która tak bardzo mnie przeraża, a którą mam... i którą dziś pragnę mieć w sobie!

"Witaj Moja Piękna Mocy,

Tak długo się nie widziałyśmy, tak długo bałam się Ciebie, ale teraz jesteś wolna. 
Proszę prowadź mnie tam, dokąd uważasz, że pójść powinnam.
Ty wiesz lepiej Kochana, do czego Nas stworzono!
Zapraszam cię do mojego serca na ciasto i dobrą kawę!
Jesteś tu zawsze mile widziana!
Twoja na zawsze
Natalia

I wiesz, co jest w tym wszystkim najpiękniejsze, że ja teraz płaczę jak bóbr ledwo widząc literki i czuję, że ten moment jest jednym z najważniejszych momentów mojego życia.

Mojego i Twojego!

Dziękuję, że nie zwątpiłaś we mnie, że czekałaś na to, aż w końcu ci powiem: "Witaj, już nie boję się ciebie, chcę cię dobrze poznać i mocno przytulić!" 

Dziękuję..."


piątek, 16 września 2016

Nie, nie negocjuję z życiem.

"Nie idź z życiem na kompromisy! Nigdy nie bierz 90% tego, o czym marzysz. Oczekuj 100% i bierz całość, nigdy kawałek!"

Takich mądrości naskuchałam się w samochodzie jadąc na spotkanie z Oceanem Atlantyckim, a że góra nie mogła do Mahometa, więc Mahomet... itd... ale ja nie o tym!

Wracając do wstępu...

Och, jak ja się zgadzam z tymi słowami w stu procentach!

Nigdy nie negocjuję z życiem, wręcz krzyknę czasem na nie, co ono wyprawia i że w takie klocki to my grać nie będziemy. 

A że moje życie raz na jakiś czas musi mnie sprawdzić i podsyła mi najlepsze oferty pracy  wtedy, kiedy akurat dany etap mam zamiar zamykać, to temat na innego posta, o ile nie na książkę.

Nie, nie negocjuję z życiem!

Nie interesują mnie te wszystkie: "jakoś to będzie", "nie oczekuj zbyt wiele"... serio?

Kto wam takich bzdur nagadał i do tego tak ma maksa smutnych, że szok....

A ja mam zamiar według hawajskiej zasady być zdrowa, szczęśliwa i bogata... i nie przyjmuję do wiadomości jakiś pół środków czy tematów zastępczych.

Mogę na chwilę, w ramach przystanku gdzieś przykucnąć, ale jeśli miejsce czy ludzie nie spełniają moich oczekiwań w 100%, mówię im "do widzenia!" i idę dalej.

Nie, nie negocjuję z życiem.

To czasem życie śmie negocjować ze mną.... z marnym skutkiem!

Pozdrawiam Cię Życie bardzo serdecznie!

A w takich butach nie należy chodzić po irlandzkich szlakach...
chyba, że chcecie mieć mokro przez kolejne 7h trasy 😉


środa, 14 września 2016

Obyście i wy kiedyś nie pospali!

Są takie momenty, kiedy zaskakuję sama siebie wiedzą, którą posiadam.

Robiąc herbatę, popatrzyłam sobie palce.

Niestety nie gorącą wodą, ale parą z czajnika. 

Piekło jak cholera, trzymanie dłoni pod wodą niewiele pomagało, a była to mniej więcej 22, więc czas spania zbliżał się wielkimi krokami.

Ręki do miski z wodą nie wsadzę na noc, bo skutki znają wszyscy.

Najpierw wpadłam na pomysł owinięcia dłoni zimnym, mokrym ręcznikiem.

Pomagało na chwilę, bo po pięciu minutach ręcznik robił się suchy, a mi nie pozostawało nic innego, jak  zacząć proces  myślowy pt. "Pomyśl kotku, co masz w szafie, bo tam na pewno jest rozwiązanie tej zagadki.". Tak przynajmniej twierdził mój wewnętrzny głos.

"Olej z orzechów odpada - spali się od ciepła, olej ten do włosów - no chyba żartujesz?! Kremy do stóp - ha ha ha, szukaj dalej!"

I w końcu po kilku minutach usłyszałam: "Wiem, olej kokosowy!"

A że ja wewnętrzny głos szanuję i słucham się go zawsze, więc sięgnęłam po olej kokosowy, posmarowalam nim zbolałe palce i poszłam spać!

Tak po prostu, bo olej najpierw przyniósł zimną ulgę a potem... potem po prostu palce doszły do siebie, nic nie piekło, nic nie bolało i można było zasnąć.

Skąd ja to wiedziałam?

Co za różnica, nie wiem!

Ważne, że pospałam! 

A sen tutaj, to rzecz święta i wcale nie tak oczywista, bo tutejsze dzieci lubią sobie czasem poimprezować, potrzaskać drzwiami o trzeciej nad ranem i rozmawiać o filozofii życia informując pół wyspy o swoim istnieniu.

I ja mam tylko szczerą nadzieję, że karma zrobi swoje i kiedyś to im ktoś będzie gadać i walić drzwiami w środku nocy, nie pozwalając na sen i odpoczynek.

I wtedy żaden olej kokosowy im nie pomoże!

Szczere życzenia "Jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie"

Przesyłam Ja 

Natalia K.

Obyście i wy kiedyś nie pospali! 

P.S. Ostatnio zmieniłam strategię i zamiast się wściekać, wysyłam im miłość! To znaczy najpierw się powściekam, a potem sobie przypomnę o miłości... działa!


Blackwater bridge!

poniedziałek, 12 września 2016

Zacznij w końcu być sam.

Zauważyliście, że ludzie panicznie boją się być sami?

Kiedyś miałam klientkę z tych, co wracają na masaż i na jogę i których zaczynasz traktować jak swoich znajomych, a nie jak obcych ludzi, więc przegadujesz z nimi pół masażu.

"Zauważyłaś, że tutaj nikt nie przyjeżdża sam?" - powiedziała.

"Masz rację, same rodziny z dziećmi, znajomi, zero pojedynczych osób." - odpowiedziałam z nieukrywanym smutkiem.

"Ludzie chyba nie wyobrażają sobie tego, że mogliby być sami."

"Oj nie, zdecydowanie nie. Wtedy dopadają Cię wszystkie twoje myśli, emocje, problemy i pustki, które masz w środku. Raczej wolimy od tego  uciec, niż się z tym spotkać." odpowiedziałam jako ekspert od samotności...

A wszystko zaczęło się od dwóch samotnych wypraw w góry, których wartość jest nie do przecenienia i nie to, że mi było źle wędrować z kimś, ale prawdę mówiąc niczego się wtedy człowiek o sobie nie dowie poza tym, że czasem jest wredny a czasem go ludzie wkur... żadna nowość. Można to odkryć bez chodzenia po górach!

Ale co innego, kiedy jedziesz w nie sama... o wyjeździe do Australii nie wspomnę.

Końce świata zarówno te górskie jak i te światowe mają to do siebie, że wcześniej czy później, jak już opadnie zachwyt, euforia i wszystkie inne ochy i achy, konfrontują i to ostro.

A wrócić nie ma jak, bo bilet za drogi, bo za daleko, bo jesteś pośrodku niczego i musisz sam o własnych siłach dojść chociażby do schroniska... a zasięgu jakby co, nie ma!

Chcesz naprawdę poznać siebie? 

Zainwestuj w samotną podróż (z pominięciem biur podróży!) albo pracę pośrodku niczego.

Wyjdzie ci taniej niż własna terapia... w czterech ścianach!

Chcesz naprawdę wiedzieć, kim jesteś?

Zacznij w końcu być sam.

Idź sam do kawiarni, do biblioteki, na spacer, na jogę. Pojedź sam  w góry czy na koniec świata i zaprawdę ci powiadam, że koniec świata może być na Podlasiu i nie musisz za niego płacić nie wiadomo ile.

Boisz się???

I bardzo dobrze.

Spotkasz tam siebie i tylko siebie, i jeśli starczy ci odwagi, zerkniesz do swojej puszki Pandory, a tam czekać na ciebie będą.... same Perełki... i wiesz, co jest najgorsze?

Najgorsze jest to, że im dalej w to wejdziesz, tym mocniej sobie uświadomisz, że jest to droga w jedną stronę.

Bo jest w samotności coś w rodzaju otchłani bez końca... ale jak to pisał Miłosz: 

"Otchłań nie ma nogi,
Nie ma też ogona,
Leży obok drogi,
Na wznak odwrócona... 
Otchłań nie je, nie pije 
I nie daje mleka
Co robi otchłań?
Otchłań czeka"

No właśnie.... czeka!

Tylko czeka!

Powodzenia!

Jakby co... pisz! 

Twój ekspert od Samotności

N.



niedziela, 11 września 2016

Są piękne i sieją postrach jednocześnie...

Podczas Reiki miałam wizję... pływałam sobie z rekinem w oceanie niedaleko wyspy, która mi się tak bardzo marzy.

"Jak to z rekinem?"

Można by zawołać.

A tak to!

Rekin w moich snach jest symbolem podświadomości. Śnił mi się już kilka razy. 

Myślę, że lepszego symbolu moja głowa wybrać nie mogła. 

Są piękne i sieją postrach jednocześnie, ale tylko wtedy, kiedy się nie wie o nich nic. A że ja dużo oglądam Animal Planet, to co nie co wiem... a że przy okazji jestem psychologiem, no to już w ogóle wiem sporo (ironia!).

Rekiny kocham nad życie!

Są piękne, dumne, mocne, samotne, opiekuńcze i jeśli ich nie wkurzysz, nie tkną cię, bo mięsa ludzkiego raczej nie jedzą. 

Jak mi się z tym moim rekinem pływało?

A dokładnie tak, jakbyś rekina zamienił na delfina.

No figlowaliśmy w wodzie długo!

Gdzie mnie mój rekin zabrał i kogo dzięki niemu poznałam, zostanie moją tajemnicą, ale wiem, że gdyby nie on, nie ruszyłabym się z plaży dalej niż na dwa metry od brzegu.

Rekinie, podświadomości dziękuję!

Dokądkolwiek chcecie mnie zabrać, płynę z Wami... ale potem odstawcie mnie brzeg całą i zdrową!


piątek, 9 września 2016

...ale jestem prawdziwa...

Przychodzi taki moment w nauczaniu jogi, że już człowiek zaczyna mieć jej dosyć i jakiś taki zniechęcony się staje... i nagle... ktoś Ci przekazuje wiadomość, że masz zadzwonić do jednej ze swoich uczennic, która była na porannej sesji.

Negatywnego scenariusza nie przewidywałam, bo gdyby była niezadowolona, nie prosiłaby mnie o telefon, a pół hotelu wiedziałoby o tym, że joga była do dupy... ku uciesze co poniektórych!

Dzwonię z zaciekawieniem i odkrywam to, co podejrzewałam.

"Prowadzisz zajęcia indywidualne?"

"Yyy, nie, a chciałabyś takie?"

"Tak."

"Wiesz, możesz spytać o to w recepcji, jakby co ja nie mam nic przeciwko. A na czym byś chciała się skupić?"

"Na kolanach. Jesteś pierwszym nauczycielem, który pokazał mi, że można wykonywać niektóre pozycje i nie cierpieć."

Ja jej właściwie pokazałam, że można używać klocków pod pośladki i paska wciśniętego mocno w zgięte kolano. Tyle!

"Wiesz co... a jesteś jeszcze w środę w hotelu? Mogę zrobić taką sesję specjalnie dla Ciebie, żeby popracować z kolanami. Jak się męczyć, to w grupie."

"Ok, a napiszesz mi to, co zrobimy albo wydrukujesz?"

"Z wydrukowanie będzie gorzej, ale postaram ci się napisać wszystkie nazwy pozycji, a dokładne opisy znajdziesz bez problemu w internecie."

"Super, to widzimy się na zajęciach."

"Tak, zapraszam! Do zobaczenia za dwa dni!"

Nie powiem... połechtało mnie to, zachęciło do ruszenia tyłka rano i sprawdzenia na sobie sesji, którą dla niej zaplanowałam.

Choćbym bardzo, bardzo chciała zrobić kolejną przerwę od jogi, Ona mi na to nie pozwala!

Jogo... Ty to jesteś!!!

Ty to wiesz, jak mnie podejść!

Do zobaczenia rano na macie!

P.S. Bo dla samej siebie, to ja ostatnio wybieram długie spacery, ale skoro uczeń chce, to nauczyciel musi! 

Wiem, nie jestem wzorowym, perfekcyjnym i oddanym jodze nauczycielem, ale jestem prawdziwa, nie udaję, że umiem nie wiadomo jakie pozycje, a uczę tylko tego, co wiem, co sprawdziłam na sobie, co mi pomaga przetrwać pobyt tutaj.

Jeśli ludziom to odpowiada, to ja jestem w siódmym niebie... joga to dla mnie ciekawa droga, której sama z siebie bym chyba nie wybrała, ale co ja no to poradzę, że ta droga wybrała mnie. 

Nie śmiem się z nią kłócić.

Zobaczymy, dokąd mnie zaprowadzisz Jogo, ale pamiętaj, to ja narzucam styl i tempo marszu, a Ty możesz się temu jedynie przyglądać.

Wchodzisz w to Kochana?

Zapraszam!

Pierwsze spotkanie Oceanu Atlantyckiego z Natalią K.

Jest moc.... chociaż wiało, padało i rzucało żabami!
Kocham Was Oceany świata a Wy kochacie mnie... 

środa, 7 września 2016

... zabieram Cię na spacer! Musimy porozmawiać!

"Uważaj na to, jakimi słowami opisujesz siebie. Słowo wiedźma ma wiele negatywnych konotacji." - usłyszałam od mojej terapeutki Reiki i potem zaczęła się nasza dyskusja.

Czy słowo wiedźma kojarzy się z czymś dobrym i pozytywnym?

Czy wiedźmy były lubiane?

Czy były szczęśliwe?

Takie pytania krążyły mi po  głowie i im dłużej je sobie zadawałam, tym mocniej utwierdzałam się w przekonaniu, że E. ma rację.

Zaczęłam poszukiwania nowego dla siebie słowa.

Wszelkie wróżki i czarodziejki miały w sobie tyle lukru, że nie było opcji, żeby pasowały do mnie.

Myślałam... myślałam... rozmawiając jednocześnie i po kilku minutach nagle rzuciłam: 

- "A może po prostu zastąpić to słowem KOBIETA?"

- "Słowo to ma w sobie moc" - odpowiedziała E. 

I chyba o tą moc mi najbardziej chodzi.

Nie chcę ludzi straszyć sobą, nie chcę też być nieszczęśliwa jak moje prababki, bo szczerze wątpię, żeby Wiedźmy były szczęśliwe... na pewno były niezwykle samotne i nierozumiane przez nikogo.... część z nich po prostu palono na stosie.

"Nie, ja tak nie chcę!" - pomyślałam.

Chętnie przyjmę od nich w darze mądrość, moc, piękno... i wszystkie długie kiecki, ale zmienię "imię" na słowo "Kobieta", bo jest w nim wszystko, czego potrzebuję: moc i mądrość, wytrwałość i wiara, delikatność i czułość, dzikość i pasja, miłość i nienawiść, i wszystko inne, co tworzy mnie, ciebie, nas i co sprawia, że to, co kobiece nigdy nie zostanie pomylone z tym, co prawdziwie i pięknie męskie. I choć oba te światy przeplatają się ze sobą i uzupełniają, nigdy nie będą w stanie wypełnić sobą tego, co niesie w sobie druga strona. 

I to jest chyba najpiękniejsze w tych słowach!

Inne, różne i powiązane ze sobą jednocześnie.

Witam Cię na Świecie Kobieto moja droga, miło mi Cię poznać.

Mam na imię N. i wiele tajemnic do odkrycia, 
Poodkrywamy je razem?

Wiedźmo Kochana... zabieram Cię na spacer! Musimy porozmawiać!



wtorek, 6 września 2016

... ja - największy zmarzlak Europy...

Moje pierwsze spotkanie z Reiki miałam szczęście mieć u kogoś, kto ma 25 lat doświadczenia i przy  okazji jest nauczycielem tego, czym się zajmuje.

Lepiej trafić nie mogłam zwłaszcza, że nie za bardzo wiedziałam, co mnie czeka.

Na czym to polega?

Terapeuta przykłada dłonie w różne punkty na ciele i trzyma.

I właściwie tyle i aż tyle.

Odczuć miałam wiele, do tego jedną"wizję" i multum refleksji wynikających z samej rozmowy po zabiegu.

Chyba poraz pierwszy w życiu było mi tak gorąco i poraz pierwszy to moje ciało produkowało ciepło, które wręcz momentami było trudne do zniesienia do tego stopnia, że ja - największy zmarzlak Europy, miałam ochotę zrzucić z siebie wszystkie koce i ubrania. 

Nie zrzuciłam!

Stwierdziłam, że jest to na tyle ciekawe i nowe, że wolałam zaczekać, co będzie dalej, a ewentualny pot uznałam za cudowną i zdrową detoksykację organizmu.

"Od tego się nie umiera!" - pomyślałam.

Ciepło to rozchodziło się po całym moim ciele, a produkowane było przez nikogo innego, ale mnie samą!

Wow!

Ale najciekawsze było uczucie zimna, które było pewnie spowodowane tym, że szyja jako jedyna nie była pokryta niczym... i wiecie, co było najlepsze? 

Pierwszy raz w życiu zimno było czymś naprawdę przyjemnym. 

Jak ja marzyłam o tym, żeby to co na szyi, ogarnęło całe moje ciało... no niestety, nie poszło dalej, ale dawało taką ulgę, że je szczerze pokochałam. 

Pokochałam zimno!

Pierwszy raz w życiu...

Jeszcze nie wiem, co to oznacza, ale mam szczerą nadzieję, że kolejne miejsce, do którego pojadę na dłużej niż trzy miesiące nie będzie zimną Syberią, bo moje wielkie aczkolwiek  bardzo nowe i płomienne uczucie do zimna, może tego nie przetrwać.

Dalszych refleksji ciąg dalszy nastąpi.

Z pozdrowieniami 
Ciepło - zimna 
N.