środa, 30 grudnia 2015

"Śpiewaj! Koniecznie śpiewaj przed masażem."

Dwa dni z rzędu usłyszałam: "Śpiewaj! Koniecznie śpiewaj przed masażem."

Wyjaśnię dla niewtajemniczonych. 
Przed masażem Lomi Lomi Nui masażysta śpiewa. 
Tak, po prostu kładzie dłonie na plecach Klienta i śpiewa.

Jakieś pół roku zajęło mi przekonanie samej siebie, że to ma sens, że taki jest rytuał, że wcale nie robię z siebie idiotki....

Właściwie to nie tyle JA dokonałam tej rewolucji w głowie, co moje wspaniałe Klientki.

No bo jak Klient Ci mówi, że masz to absolutnie robić, a wedle zasady "klient nasz pan", a w polemikę przez grzeczność wchodzić nie będę, więc nie pozostaje mi nic innego, jak każdy następny masaż zacząć śpiewem.

I dlatego bardzo przepraszam wszystkich tych, których miałam przyjemność masować, a którym nie zaśpiewałam... wstydziłam się, bałam się, a strach ten można by porównywać do strachu, z jakim wsiadałam do samolotu lecącego na koniec świata.

I dlatego kocham moje strachy i moje wstydziochy miłością bezwarunkową. Nauczyły mnie nie jednego. Otworzyły na nie jedno cudowne doświadczenie i tylko dzięki nim wiem, gdzie iść warto a gdzie nie, bo skoro coś nie wzbudza we mnie strachu, to najczęściej nie jest warte mojej uwagi. 

A śpiewanie... cóż... paradoksalnie dla osoby, która od zawsze pracuje głosem i od zawsze go używa.... od zawsze był on jednym z największych wstydziochów, jakie w sobie miałam.

Nie, wcale nie bycie rozebraną na stole do masażu, ani nie kąpiel w jeziorze nago (właśnie!!!! dostałam na zjeździe Lomi taką pracę domową - nadal jej nie odrobiłam!), ale to właśnie śpiew przyprawiał mnie o dreszcze wstydu. Okropnego wstydu... czemu? Cóż... etap dogłębnej psychoanalizy swojego wnętrza uważam za zakończony i niewarty powrotu. Szkoda czasu!  

Dlatego rok 2016 będzie dla mnie rokiem (u)słyszenia siebie... i to dosłownie. 

A zacznę od najprostszej rzeczy. 

Ja się po prostu zapiszę na jednodniowe warsztaty śpiewu :D 

Taki mam plan!

niedziela, 5 lipca 2015

"...życie Artysty jest pełne pułapek."

To nie był dla mnie łatwy dzień.

Raczej należał do tych, w trakcie których jedyne, co człowiek może zrobić, to zjeść 3 pączki i pójść spać.

I tak też zrobiłam. "Wyćwiczy się, poje się zupy przez następne dni - zejdzie samo." - pomyślałam.

Nawet farby nie przemawiały do mnie zachęcająco, a wzięcie ich do ręki było nie lada wysiłkiem.

Jednak po długich, wielogodzinnych negocjacjach przypadkowo wybrany pędzel znalazł się w mojej dłoni.

A to, co poniżej widzicie, nie jest efektem dzisiejszego malowania. Dziś było mnie stać zaledwie na kilka białych kropek.

To, co poniżej, to mój pierwszy, najprawdziwszy obraz. 

Moje pierwsze zetknięcie z płótnem.

Moje pierwsze dzieło, przy którym nie czułam się ograniczona... bo malowanie pudełek ze sklejki doprowadza mnie czasem do szału. Raz, że mała przestrzeń. Dwa, że pomalowana farbą sklejka zaczyna żyć swoim życiem i po wyschnięciu nagle wieczko nie pasuje do reszty.... ech, życie Artysty jest pełne pułapek.

Jestem dumna z mojej jaszczurki, bo uzyskałam dokładnie taki efekt, jaki chciałam i aż boję się pomyśleć, jakie efekty uzyskam na dziesiątym, dwunastym czy dwudziestym piątym płótnie. 

Gdyby mi ktoś powiedział rok temu: "Będziesz malować!", kazałabym mu się porządnie przebadać.

A dziś sięgam po pędzel codziennie i stawiam kropki. Intuicyjnie, bez celu, oczekiwań i planów. Stawiam tam, gdzie serce mówi: "Postaw". 

I nie wiem jak. Nie wiem skąd, ale po prostu w pewnym momencie wiem, że już więcej kropek nie potrzeba i że dzieło zostało ukończone.


wtorek, 16 czerwca 2015

"Tu mi dobrze. Tu chcę zostać na zawsze."

Wymiana na masaże to jedna z najpiękniejszych wymian świata!

Wczoraj ja wykonałam dla Ani masaż lomi-lomi nui.

Dziś Ania wykonała dla mnie masaż ajurwedyjski. 

I to wszystko odbyło się bez ani jednej złotóweczki! 

Uwielbiam moją nową pracę. 

Uczenie innych + praca z ciałem to jest to, w czym wreszcie po latach jestem sobą! 

Najprawdziwszą sobą. 

Nie muszę nikogo udawać, nie muszę grać, a ludzie, których spotykam, zachwycają mnie, inspirują i bawią. 

I zaprawdę powiadam, że nie spotkałam jeszcze grupy, która nie nauczyłaby mnie czegoś wyjątkowego... a grup było 7. 

Pójście na mój pierwszy kurs masażu było jedną z najlepszych decyzji w moim życiu! Najlepszych!!!! 

Utwierdza mnie to tylko w przekonaniu, że mój wewnętrzny głos serca jest moim najlepszym przyjacielem, doradcą, przewodnikiem. 

Co obecnie robię?

Dla mniej wtajemniczonych w moje życie... od ponad pół roku uczę ludzi masażu klasycznego i jest mi z tym baaaardzo dobrze! A na telefony z pytaniem: "Dzień dobry, dzwonię z poradni uzależnień. 75 lat temu składała Pani do nas CV. Czy to nadal aktualne?"... reaguję śmiechem! 

Och, życie, moje życie. Lubię, kiedy sprawdzasz mnie czasem i pytasz wprost: "Czy aby na pewno nie chcesz wrócić do znanej, psychologicznej strefy komfortu?" 

"Nie, Kochanie. Tu mi dobrze. Tu chcę zostać na zawsze." 



czwartek, 26 lutego 2015

"... a co się stanie jak polecisz?"

Niniejszym oświadczam wszem i wobec, iż pierwszy raz wsiadłam za kierownicę 2 stycznia 2015 roku, a w dniu 26 lutego 2015 roku zdałam ezgamin na prawo jazdy kategorii B... za pierwszym razem :D

Co mi pomogło???

Ciągle powtarzałam sobie, że wszystko, czego potrzebuję do zdania tego egzaminu, mam w sobie, a poza tym jedyne, co ryzykuję idąc tam dzisiaj to to... że zdam za pierwszym razem! 

A o 12 idę na jazdy z moim cudownym instruktorem... który nie ma zielonego pojęcia o tym, że byłam dziś na egzaminie :D    

"Przytul mnie życie..." robisz to bardzo dobrze!


Dziękuję za wsparcie tym, którzy wysłuchiwali o moich jazdach, narzekaniu na pierwszą instruktorkę i zachwycaniu się p. Andrzejem (drugi instruktor - polecam!)... 

... ale w szczególności dziękuję Australii... 

... za odwagę, którą mi dałaś. 

Gdyby nie TY, do głowy by mi nie przyszło, żeby robić prawko i co najważniejsze... w życiu bym nie pomyślała, że dam sobie z nim radę... dziękuję :* 

- A co się stanie jak upadnę?
- Oj, kochana... a co się stanie jak polecisz? 

A teraz idę sobie popłakać ze wzruszenia i z radości, jaką daje mi moje własne życie.

A dlaczego daje mi tyle radości? Bo jest MOJE :) Moimi nićmi szyte!

A wieczorem? A wieczorem idę do pracy uczyć ludzi masażu... a w rogu pokoju stoi mój pierwszy stół do masowania...

Od ponad roku nie wiem, co to strefa komfortu. I wiecie co?

Nie chcę do niej wracać :) Jest mi dobrze z tym, co mam.

"... a z każdym krokiem mam większy smak na życie..." 

czwartek, 5 lutego 2015

"Nawet nie waż się zgasnąć!!!" / "Don't you dare to cut out!!!"

Przyszedł taki moment w jeżdżeniu samochodem, że zaczęłam do niego mówić. 

"Cześć Samochodziku!"

"Nawet nie waż się zgasnąć!!!"

"No już już już zmieniam bieg!" tudzież... "Przepraszam, już zmieniam bieg!"

I przyszedł taki moment, że zaczynam tworzyć nowe klasyfikacje aut... bo dotąd znałam tylko jedną. Podział wg koloru na: białe, czarne, srebrne, niebieskie, granatowe, czerwone, zielone... itd. 

Kilka dni temu pod moim blokiem stał czarny Hummer... 

... toż to czołg, a nie auto... ale jaki zacny, jaki dumny... i jaki koszmarny do parkowania w mieście!!!

Nigdy nie sądziłam, że jazda samochodem tak mnie wkręci. Właściwie mogłabym mieć jazdy 2 razy dziennie, a nawet 3. Odpręża mnie to bardziej niż joga, słuchanie muzyki i malowanie razem wzięte! 
Wróć odpręża mnie to na równi z malowaniem!

I nawet jak mi coś nie wychodzi, poprawiam się i jadę dalej z nadzieją, że na następnym skrzyżowaniu będzie lepiej.

Nadal umiem mało, ale absolutnie wiem, że po 1765 h jazdy będę śmiało mogła powiedzieć: "Tak Knap, jesteś dobrym kierowcą!". I taki jest plan!

Zostać dobrym kierowcą :) 

Ale póki co nadal szlifuję wszelkie szarpnięcia, gaśnięcia, parkowania, wyjeżdżania, skręcania, zmieniania biegów, hamowania, przyspieszania i przeglądania się w lusterku (tak, jestem 100% kobietą!), które ciągle wymagają ćwiczeń, ale nie przejmuję się tym, bo perfekcjonizm mój został bardzo głęboko w szafie, a w życiu doszłam do etapu, w którym wiem, że nie muszą wszytskiego robić najlepiej!

www.funnyjunk.pl 

----------------------------------------------------

There came a moment in my life when I started to speak to the cars.

"Hello Mr Car! How's going?"

"Don't you dare to cut out!!!"

"I know, I know I'll change gear for your" OR "I'm sorry, I'm changing gear for you now!"

There came a moment in my life when I started to create new classification of the cars... because to this day I knew only one classification ... by the colors: a blue car, a white car, a black car, a.... etc.

Some days ago I saw a black hummer!!!!

Wooooow! It's not a car, it is a tank, a really great and gorgeous machine... and horrible to park it in the city center ;-)

I never thought I'd love driving a car. I could go on drive lessons three times a day. It gives me relax much bigger than yoga, listening to the music and painting altogether. 
No, no, no... it gives me as much relax as painting!

And even if I cannot do something I don't care. Just drive to next crossing and think: "next time will be better!".

I still cannot do everything. I'm still learning but I believe that after 1765 h of driving I could say "Yes Nat, you are a great driver!" and this is my goal!

To be a great driver!

But for the time being I'm practicing everything what I need and I'm better from day to day and feel much more comfortable than I felt one month ago :)
Turning, changing gears, breaking, accelerating... and looking at myself in the rearview mirror (I am real woman! ;-) are still to improve but I don't care. I don't have to be perfect now :) 

sobota, 17 stycznia 2015

O planowaniu słów kilka... / Let's talk about planning...

O planowaniu słów kilka...

Planowanie to taki proces, w którym do ręki bierzesz długopis tudzież ołówek tudzież kredkę czy flamaster i piszesz.

Piszesz, co chcesz zrobić.

Czasem tylko po to, żeby nie zwariować, a czasem by o niczym nie zapomnieć.

Piszesz.

Punkt pierwszy....

Punkt drugi....

Punkt trzeci....

Wieszasz sobie nad biurkiem przygotowany z misterną precyzją plan i idziesz spać.

Śpisz, śnisz i czekasz na jutro.

Przychodzi w końcu upragnione "jutro".

No, może z tym upragnione przesadziłam.

Po prostu przychodzi "jutro".

Patrzysz na swój wspaniały plan, już jesteś w blokach startowych i otrzymujesz telefon.

Jeden, krótki telefon, który wywraca Twój misternie przygotowany plan do góry nogami.

I właściwie jedyne, co możesz z nim zrobić, to wyrzucić go do kosza. 

Prosiłam kiedyś o to, że do pracy chciałabym chodzić w dresie... przyszło po roku.

Prosiłam o inny zawód... przyszło po ponad roku.

Prosiłam o mężczyznę z mieszkaniem... rok temu przyszedł doradca ... z setką mieszkań :D

Tak, precyzja, jeśli chodzi o marzenia moi mili, to podstawa!

A co dalej? 

"Dalej ma Pani usiąść na d..., podjąć dezycję w sercu i nie martwić się, bo tylko traci Pani energię. A przed wyjazdem, bo wyjedzie Pani na pewno, ale tylko los wie kiedy... a przed wyjazdem proszę zbadać tarczycę i zrobić podstawowe badania... pokażę jeszcze Pani, jak kontrolować swoje zdrowie...".... i opisała mi dokładnie, co i jak i gdzie szukać, bo "tam, będzie się Pani leczyła już sama".... 

"I proszę się o nic nie martwić, bo los się Panią opiekuje."... tak jest Pani Doktor, wedle Pani zaleceń :* 

P.S. "I życzę Pani, żeby spotkała Pani miłość... i czekam na wiadomość.

Ja: Z Australii?

Pani Doktor: Nieee, najpierw z wynikami badań!" ;-)

------------------------------


Let's talk about planning...

Planning is a kind of process in which you need a pen or a pencil or a crayon ... and begin to write.

Write what you want to do. 

You do it to don't go out of your mind or just don't forget about anything. 

You are writing...

Firstly I want to do...

Secondly...

Thirdly...

Then hang this great sheet of paper on the wall and go to bed.

You are sleeping and dreaming and waiting for tomorrow. 

No, you don't wait for tomorrow impatiently...

Just wait.

You look on your fantastic plan, start to think "what first?"... and you get a call.

One, short call which make your plan impossible to do... and you want to rip this sheet of paper up... because it is the only one thing you can do with it!

One year ago I asked about job where I could go and work in a tracksuit... I got it 4 days ago.

More than one year ago I asked about different profession... I got it! 

I asked about a man with an apartment... I met an estate agent with a lot of apartments ;)

Yep, if you want to ask about something, be precise every time ;) 

And what next???

"Then you have to sit on your ass, make a decision and don't worry because it is without sense to loose your energy on it. And before your next travel because it is obvious that you will go back [to Australia] but we don't know when... before your next travel go and check your thyroid... and I will show you how to control your health..." and then she showed me everything what I need to know that something isn't ok... "because you will be your own doctor there."

"And please... don't worry because everything will be ok!"... yes Sir! 

P.S. "And I wish you to meet a love of your life there... and I'll be waiting for a message.

Me: "From Australia?"

My Doctor: "Noooo, firstly with the results of your exam!"

piątek, 2 stycznia 2015

Zaliczyłam dziś swój pierwszy raz... / I did it in a car...

Zaliczyłam dziś swój pierwszy raz... w aucie... jako kierowca!

I chciałam powiedzieć, że to świetna sprawa to całe prowadzenie autka... właściwie to ono samo jedzie i im mniej się mu przeszkadza, tym lepiej!

Oczywiście jestem na etapie, że nóg mam za dużo i mi się plączą, a kierownica jakaś taka zbyt czuła na moje chamskie ruchy, ale nie martwi mnie to wcale, bo przecież miałam ją pierwszy raz w rękach!

No... i zaliczyłam kilka skrzyżowań, dwa ronda w samym centrum, deszcz i pierwsze obstrąbienie mnie przez jakiegoś fagasa... wróć kuriera poczty polskiej,.... że się tak staropolskim obyczajem wyrażę "fuck off!". 

I zasuwałam moi mili 40km/h!!!! Czaaaad!!!

A mówiąc poważniej... to dosyć często od powrotu mam fazę pt.: 
"Ja sobie z tym nie dam rady!"... smutna to faza muszę przyznać, ale widocznie taka teraz ma być, a nie inna...

I w związku z tym mam ogromną prośbę do tych, z którymi spędzam najwięcej czasu i z którymi gadam na FB prawie codziennie ;)

Gdybym znowu zaczynała tak biadolić, proszę powiedz mi spokojnie: 
"Nat, byłaś na końcu świata, poradziłaś sobie z nie jedną sytuacją, a w Szanghaju gadałaś na migi. Jak nie Ty, to kto ma sobie z tym poradzić Dziewczyno?" 

Z góry dziękuję :* 

P.S. Nie robię w tym roku postanowień noworocznych. 

Nie czuję, żebym potrzebowała podsumowywać stary rok - to tylko umówne, nic nieznaczące daty . 

Ale są dwie rzeczy, dla których chciałabym poświęcić tyle energii, ile jestem w stanie pomimo różnych wzlotów i upadków emocjonalnych, które mi teraz towarzyszą. 

A są to prawo jazdy, które da mi wolność wszędzie, dokąd by mnie nogi nie zaprowadziły zarówno turystycznie jak i na stałe. 

I angielski! 

Australijski native speaker spytał, po co mi lekcje, skoro gadam... dobra, dobra! Nie pitol koleś! 

Ja się po prostu strasznie stęskniłam za angielskim (nie wierzę w to, co piszę!) i chcę posłuchać kogoś, kto chociaż trochę bełkocze z australijskim akcentem. 

Bo tęsknię za angielskim... mówię serio... 

---------------------------------------------------

I did it in a car... and it was my first time... as a driver! 

And I want to say that driving a car is awesome!!! Generally you don't have to do a lot to drive a car... by the way it is better to don't do too many things at the same time ;-) 

Of course now I feel I have too many legs and sometimes don't know what to do with them and a steering wheel is too responsive for my hard moves but I don't care because it was the first time when I caught it in my hands!

And I was at the crossroads, two roundabouts in the city center of Warsaw, the first time I was driving a car and it was raining and... somebody used a beep because of my ride.... soooo I only can tell you according to Polish tradition "Fuck off!!!" 

And I was driving sooo fast... 40km/h!!! And it was really great :D


But I have to be honest with you that since I got to Poland I have thought very often: "No, I won't do that! It is too difficult for me!"... it is so sad, isn't it? But I accept it because I feel it is a part of a process... I have no idea what kind of process it is but I believe it is something good for me...

And because of that I have a big request for those who spend with me a lot of time... especially on Facebook ;)

If I say it again, please tell me calmly:
"Nat, you have been at the end of the world and managed with a lot of things and you were alone, you even talk with Chinese people using your hands... and please don't tell me that you can't. If not you, who will do that darling?"

Thanks a lot in advance :*

P.S. I don't think about New Year's resolutions now.

Honestly I don't need to summarize the last year - it is the only symbolic date, it means nothing.

But in spite of "emotional roller coaster" I feel now I really want to spend as much energy as I can on two things.

A driving licence which makes me feel free everywhere no matter where I will be living or where I will be travelling.

And English lessons!

My new Australian native speaker asked me: "What for do you need English lessons? You can communicate very well." Yep, Mate don't upset me!

I really miss English (I can't believe that I've written it!) and really want to hear (horrible!) Australian  accent!

I miss it so much...