poniedziałek, 5 września 2016

Masaż Lomi za Reiki...

Są pewne spotkania, które trudno zaliczyć do przypadkowych. 

Właściwie każde spotkanie do takich należy!

Idziemy sobie z A. do wioski, bo trzy ulice i kilka sklepów trudno inaczej nazwać i nagle po lewej widzimy ogród.

Zero bram, krat, furtek.

Ogród z tych, które zachęcają, żebyś go odwiedził, więc długo się nie zastanawialiśmy i weszliśmy na czyjś teren nie pytając nikogo o zdanie. 

Z oddali było słychać: "Zapraszamy!", co popchnęło nas jeszcze bardziej do środka. 

Pozwiedzaliśmy, pooglądaliśmy, A. narobił zdjęć, a ja zakochałam się w tym miejscu od pierwszej minuty i marzyłam o tym, żeby zaproszono nas na herbatę.

Zaproszono!

Chyba ze 40 minut tam spędziliśmy otoczeni życzliwością, radością i pięknymi uśmiechami właścicieli.

Ba, ja się nawet na wymianę umówiłam!

Masaż Lomi za Reiki, którego nigdy nie miałam!

I muszę przyznać, że to był najpiękniejszy dzień, jaki tu do tej pory mnie spotkał... być może będą jeszcze piękniejsze (na bank będą!), ale póki co ten wygrywa wszystkie konkursy na "dzień roku!".

Jak mi było na reiki?

Opowiem innym razem!

P.S. A teraz jak zwykle podziękowania!

Aniołowie... dziękuję!

Bogowie i Boginie... na Was zawsze mogę liczyć! 

Dziękuję :*** 

Irlandio! Nie przestajesz mnie zaskakiwać!
Dziękuję:*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz