I przychodzi taki moment, kiedy od napisanego tekstu oczekuję więcej, niż oczekiwałam na początku.
Wtedy sam proces pisania był spełnieniem a każde słowo wydawało się odpowiednie.
Dziś niektóre słowa przychodzą z trudem, a nie wszystkie napisane teksty cieszą tak samo.
Są dni, gdy zabawa słowem jest niczym swobodny lot szybowcem. Są też takie, że choćbym przekopała wszystkie możliwe słowniki synonimów, nie znajdę tego odpowiedniego, a napisany tekst smakuje jak niedoprawiona potrawa.
Pomału dopada mnie coś, co dopaść musi każdego pisarza - przynajmniej mam taką nadzieję.
Czyżby to mój perfekcjonizm dobijał się do drzwi przypominając o swoim istnieniu?
A może to normalny stan niezadowolenia ze swoich dzieł, który tylko mobilizuje do ciągłego szukania, do dalszej zabawy słowem i poszukiwania tego najodpowiedniejszego?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz