niedziela, 29 grudnia 2013

"...po głowie biedak dostawał, winny za wszystkie grzechy relacji, porażki i wycofania."

Przyszedł taki dzień w moim życiu, kiedy odkryłam w sobie wewnętrznego introwertyka. 

Pierwsze objawy? 


"Zabierzcie mnie stąd! Ludzie, ludzie, wszędzie ludzie!". I nie chodzi tu o żaden rodzaj nienawiści do innych czy też niechęci, ale raczej zmęczenia gwarem i odgłosami z paszczy. 


Galeria handlowa po świętach to jakiś koszmar. Jeden wielki, ludzki koszmar! Do tego głośna muzyka z głośników sprawiły, że jedyne o czym marzyłam, to jak najszybciej 
stamtąd wyjść! Nie myślałam o kupnie sportowej kurtki, o wędrówkach do Morskiego Oka, o ciepełku, jakie mi da. Wzrokiem wypatrywałam napisu "wyjście!". 

Tak, przyszedł taki moment, że polubiłam swojego introwertyka. 


Przez lata go nie dostrzegałam, po głowie biedak dostawał, winny za wszystkie grzechy relacji, porażki i wycofania. 

A przecież gdyby nie on, nie wiedziałabym jak cudownie jest spędzać czas samej w górach.


Gdyby nie on nie wiedziałabym, jak wspaniale smakuje cisza. 


Zawdzięczam mu więcej niż myślałam.


Kocham go, akceptuję i niezwykle cenię. 


Ja, zdiagnozowany ekstrawertyk.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz