poniedziałek, 2 maja 2016

"Witaj Irlandio..."

24 kwietnia wysiadłam na lotnisku w Shannon i pomyślałam: "Witaj Irlandio, dobrze Cię znowu widzieć." 


A że w pamięć komórkową jak i wędrówkę dusz mocno wierzę, więc słowa te nie zaskoczyły mojej głowy ani odrobinę.


Wręcz z radością stwierdziłam, że moja intuicja jest na tyle mocna, że nie może być tutaj mowy o pomyłce. 

Po coś mnie ta moja Irlandia do siebie zaprosiła i ja to bardzo mocno czuję. Bez wątpienia mamy sobie sporo do zaoferowania.

Nie będzie to zwiazek długodystansowy... wilgoć, częste deszcze i niezbyt afrykańska temperatura nie należą do moich ulubionych, ale czasem, żeby zdobyć ośmiotysięcznik, trzeba zacząć od Tatr. 

Tak mniej więcej widzę mój (ogromny!) sens bycia tutaj. A że póki co ziemia ta wywołuje we mnie wzruszenie, to już inna sprawa.

Na swój sposób jest w niej coś australijskiego... surowość terenu, przestrzeń i ocean. 

Coś jest w tych oceanach niezwykle mocnego. Stoisz nad nim i po prostu czujesz jego bezdyskusyjną potęgę, która odpycha Cię i przyciąga jednocześnie... 

Tak, marzę o mieszkaniu nad oceanem... i wiecie co Wam powiem? Nie mam co do tego wątpliwości, że nad nim kiedyś zamieszkam... pytanie tylko którym!

Mój nocleg na lotnisku w Shannon był boski
za sprawą cudownych foteli bez poręczy!
I to był moment, kiedy wiedziałam, 
że polubimy się z Irlandią.
Przyleciałam po północy, autobus był o 7,
więc nie miałam innego wyjścia!
Ciche i ciepłe lotnisko - polecam ;-) 

2 komentarze:

  1. My niestety nie mieliśmy tyle szczęścia - na dworcu w Amsterdamie dotarliśmy po północy (ostatnim pociągiem), a autokar, który wiózł nas do Eindhoven mieliśmy dopiero o 5. Dworzec w Amsterdamie zamknięty na noc, więc musieliśmy oczekiwać na zewnątrz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wściekła bym się na maksa jakby mi na noc lotnisko zamknęli. Mi przemiły Pan na lotnisku w Modlinie sprawdzał, czy będzie otwarte ☺
    Uściski!

    OdpowiedzUsuń