sobota, 30 lipca 2016

.... żeby chociaż mój Mąż był normalny....

Przychodzi taki moment w moim szalonym życiu, że kolejne szalone decyzje nie robią już na mnie wrażenia.

Podejmuję je tak, jakbym planowała najbliższe śniadanie - zero emocji, zero wrażeń. 

Przeraża mnie to i zachwyca jednocześnie, jakbym do swoich pomysłów przyzwyczaiła się na tyle, że plan lotu w kosmos jest dla mnie jak lot do Gdańska.

Bo nie ma w moim życiu rzeczy niemożliwych i nie jest to wcale jakieś tam wzięte z poradników zdanie, tylko przekonanie, w które naprawdę wierzę, a które dotarło do mnie około trzydziestki.

Lepiej późno niż wcale można by rzec, choć wiek trzydziestu lat wcale nie uważam za późny jak na takie mądrości.

Niektórzy o tym nie wiedzą do osiemdziesiątki!

I jedyne, co mi pozostaje, to wysilić swoją głowę i zastanowić się, jak w szybki sposób przekazać to swoim dzieciom. 

Po co mają trafić czas! 

Niech dostaną to w pakiecie ode mnie, bo szczerze wierzę, że jak one uwierzą, że rzeczy niemożliwe nie istnieją, to ich życie będzie takie, jakie ma być.

Piękne, mądre i pełne zrealizowanych marzeń i planów.

I tego jako przyszła Mama im życzę!

Ale wpierw sama muszę to wszystko porządnie utrwalić w swoim sercu, co by nie było, że Matka mówi jedno, a sama jakaś taka... nieszczęśliwa i niespełniona.

O nie! 

Moje dzieci nie tylko to usłyszą, ale przede wszystkim przywykną do tego, że ich Mateczka miewa trochę inne pomysły na życie, niż pozostałe Mamy...

No.... i wtedy ja zacznę naukę przyzwyczajenia się do pomysłów moich dzieci... i pewnego dnia "pożałuję", że je tego nauczyłam, a one pewnego dnia powiedzą: 

"Dzięki Tobie wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych"...

A ja im wtedy powiem: 

"Tak Synu/Córko, Leć w ten (cholerny!) kosmos skoro to jest to, czego najbardziej w życiu pragniesz."

I tylko proszę Was Bogowie, żeby chociaż mój Mąż był normalny, spokojny i jakiś taki zrównoważony, bo ktoś tą szaloną rodzinę będzie musiał sprowadzać na ziemię... i to dosłownie.

P.S. Nie, nie jestem w ciąży. Nie, nie mam męża (z resztą... co Cię to obchodzi!), ale szczerze wierzę, że Dzieci i Rodzina to nie tylko żywi ludzie, ale to przede wszystkim energia i jeśli ja już dziś mogę mówić coś miłego do moich Dzieci... i Męża, to ja to będę robiła, bo fajnie jest potem im powiedzieć: 

"Wiesz, Mama o Tobie myślała duuuużo wcześniej, niż Ty się urodziłeś/aś"... LUB...

"Czemu u licha tak długo nam zajęło, żeby w końcu się odnaleźć?"

P.S. P.S. Poczytajcie Anastazję, a zrozumiecie, o czym mówię...

Anastazjo, ukłony :-*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz