wtorek, 5 lipca 2016

"Dobry znak!"

Beznamiętnie przesłuchuję kolejne utwory w poszukiwaniu tych, które chciałabym mieć na mojej liście puszczanej podczas Lomi Lomi Nui i nagle trafiam na utwór ściągnięty bardziej lub mniej świadomie w okresie kiedy przeżywałam swój zachwyt szeroko pojętą Słowiańszczyzną (trwało to może z tydzień!).

Słucham kilku pierwszych dźwięków i chcąc nie chcąc łzy same napływają do oczu, a ciało pokrywają dreszcze.

Mantra...

Przynajmniej mam dowód na to, że mimo przeszywającego mnie tutaj zimna, jeszcze pozostały we mnie resztki uczuć.

"Dobry znak!" - pomyślałam wsłuchując się w tekst, bo skoro mam to puszczać na Lomi, fajnie by było wiedzieć, o czym oni śpiewają.

W sumie... w moim zestawie jest kilka innych utworów w takich językach jak aborygeński, arabski czy też hiszpański i szczerze mówiąc one nie interesują mnie aż tak bardzo w sensie znaczenia, jak ta piosenka... bądź co bądź... jakby nie patrzeć z moich terenów!

Ryzykowne będzie to puścić i masować przy tym, bo znowu mnie czeka kierowanie łez na ręcznik, a nie na nogę klienta.

Uwierzcie mi lub nie, ale kiedy jedna ręka masuje, druga robi rotacje, to płacząca głowa musi wykazać się niezłą gimnastyką, żeby łzy trafiały gdzieś obok a nie centralnie na leżącego człowieka.

Czasem mam dosyć tej swojej emocjonalność, która jakby nadrabiała lata bycia uczuciowym betonem.

Fajnie, pięknie i ładnie!

Terapeuci biją brawo, a ja wciąż nie nadążam i nawet nie próbuję przyzwyczajać się do tego, co czuję.

"Przyszło sobie to i pójdzie w cholerę!" powtarzam sobie, gdy mi źle i smutno, i gdy deszcz robi swoje przez pół dnia... oczywiście wtedy, kiedy ja mam wolne!

I tylko krąży mi po głowie jedno pytanie.

Ciekawe jaki tu jest odsetek... samobójstw?! ;-) 

P. S. Sprostowanie... ostatnio jest nawet ciepło... 16 stopni, co przy tej wilgotności wbrew pozorom daje efekt czegoś  w rodzaju wczesnego lata ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz