Byłam dziś na rozmowie kwalifikacyjnej.
Miejsce, rodzaj pracy nieistotne.
Pierwszy raz w życiu pod koniec rozmowy dostałam informację zwrotną na temat moich mocnych stron - szok numer jeden!
Utkwiły mi w głowie cztery słowa: "żyjesz w kreatywnym chaosie"... oczywiście nie mogłam czegoś tak dźwięcznego i pięknego nie zapisać tuż po wyjściu z budynku. Raz, że dotyczyło to mnie, umysłu ścisłego, lubiącego schematy, tabelki. Dwa, że ujęto to tak zgrabnie i dosadnie, że siedzi mi to w głowie kolejną godzinę z rzędu - i tu nastąpił szok numer dwa, który trwa do teraz...
Co mówi superego? [dla niewtajemniczonych to taka część nas, która monolog wewnętrzny zaczyna najczęściej od słów: "powinnam, muszę, trzeba, wypada", taki wewnętrzny rodzic]
Najwyższy czas mieć stałe zatrudnienie...
Powinnam osadzić się w jednej firmie...
Muszę się na coś zdecydować...
Ja: A co z kreatywnym chaosem?
Superego: Olej go. Tak się nie da żyć.
I słysząc to, jakby serce rozpadało mi się na kilkadziesiąt, nierównych części...
Odwieczna walka między "powinnam..., bo wszyscy...", a "marzy mi się, chciałabym, pragnę...".
Nie mam pojęcia, która strona wygra. Wiem tylko jedno, że w ciągu ostatnich 3 dni dwukrotnie usłyszałam (raz dosłownie, raz między wierszami): "właściwie, dlaczego tutaj jesteś? jaki masz w tym cel, bo ja go nie widzę?".
Pół roku temu zaczęłam pisać, tworzyć. Od zawsze zmieniałam, pisałam scenariusze, pracowałam w oparciu o swoje schematy i zasady, i zawsze wydawało mi się, że doskonale wiem, kim jestem, jaka jestem i do czego dążę.
Ale gdybym to wiedziała, ten nieszczęsny kreatywny chaos nie utkwiłby mi w głowie tak mocno... mam nieodparte wrażenie, że wreszcie ktoś konkretnie nazwał po imieniu to, w czym żyję i (co gorsza!) w czym się odnajduję.
I znowu do jasnej cholery, tradycyjnie już raz na pół roku stoję przed swoim zacnym odbiciem w lustrze, patrzę sobie nieśmiało w oczy i szepczę: "to co Kochana? w którą ścieżkę tym razem?"
"A jakie mamy do wyboru?"
"W prawo, w lewo, na wprost, na północny-zachód, północny-wschód, południowy...."
A mi nie pozostaje nic innego, jak zrzucić plecak z barków, napić się gorącej herbaty, zjeść Bieszczadzkiego Suchara, kanapkę i dojść do najbliższego schroniska.
A co dalej?
Zadecyduję jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz