wtorek, 18 lutego 2014

"...w jednej z warszawskich kawiarni z widokiem na ciszę..."

- Dzień dobry Panie Piotrze, piękną pogodę dziś mamy?

- Dzień dobry Pani Natalio, wiosna idzie - odpowiedział z uśmiechem Nasz stały Klient, a ja jak zwykle bez zbędnych słów przygotowałam mu jego ulubioną kawę z nie za dużą, ale jednocześnie nie za małą ilością mleka i rogaliki z ulubionym dżemem mojej roboty. 

Tak, to były momenty, kiedy praca w tym miejscu miała wymiar wręcz duchowy, a rozmowy z Klientami nie wymagały słów czy zbędnych gestów. I tak toczyło się życie każdego poranka w jednej z warszawskich kawiarni z widokiem na ciszę... 

... a że opisuję w tej chwili fragment swoich najskrytszych marzeń, więc wybaczcie Czytelnicy, ale naprawdę nie mam pojęcia, gdzie konkretnie to marzenie zostanie zrealizowane... ale wiem, jak tam będzie... od wejścia będzie unosił się zapach kawy, ale taki delikatny, subtelny, zapach takiej kawy, której nawet niekawosze chcieliby spróbować... a na półkach będzie kilka puszek z wyśmienitą, świeżą herbatą... różną, różnistą - dla każdego coś się znajdzie... a obok puszeczek... tak, moim Mili... staną moje ciasta; może jedno, może dwa, ile wena pozwoli upiec z rana... i gdzieś jeszcze w tym obrazku koniecznie muszą stanąć moje dżemy (znaczy się mamy i moje! czasem też i taty, bo drylowanie wiśni to jego domena)... a na ścianach, na podłodze, stolikach... gdzieś musi być miejsce dla sztuki; być może kogoś dojrzałego, a może młodego, zwariowanego malarza... i koniecznie tablica z warsztatami z tańca, teatralnymi, dramowymi, pisarskimi, malarskimi i innymi rozwijającymi wszystko, co artystyczne.... 

Czujecie to miejsce? Ja je doskonale czuję, chociaż nie mam pojęcia, jakie meble bym tam wstawiła, jakimi kolorami ściany pomalowała, ile zdjęć, obrazów na ścianach powiesiła...



Już byłam o krok od zmarnowania kolejnych minut swojego życia przesiadując bezczynnie na FB i nagle na chacie pojawiła się Magda: "Cześć, co słychać?"... 

... i tak od słowa do słowa, od refleksji do refleksji, od marzenia do marzenia, właściwie nie wiem, jak i kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o TYM miejscu, którego jeszcze nie ma. To znaczy nie ma go w realnej rzeczywistości, ale jest w naszych sercach. To takie Nasze miejsce, ciepłe, przytulne... wypełnione kawą i czymś jeszcze, co nie zostało dookreślone, ale na ten moment nie mające większego znaczenia... (bo w końcu schodząc na ziemie, czymś się ta Nasza kawiarnia musi wyróżniać!) 

Taaaak, od dziś wierzę w wizualizację... 

Tak, jutro też wyobrażę sobie TO miejsce...

A pojutrze?

Pojutrze pomyślę o niedużym ośrodku w Bieszczadach... tudzież innych górach niskich... a tam będzie, tam będzie tak... wyjątkowo, tak przytulnie, tak bajecznie... ale o tym napiszę kilka marzeń później...

Tam też będę piec ciasta dla moich gości! 

P.S. Zapomniałam o najważniejszym!!! Muszą być książki. Te prawdziwe, papierowe...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz