wtorek, 28 stycznia 2014

"Ech, naiwności moja! Głupiaś TY, oj głupia."

Sobota, 25-01-2014
Po godzinie 20:00.
Miejsce: Stare Schronisko nad Morskim Okiem, pokój nr 3


- Cześć, masz rezerwację na to łóżko? – spytałam widząc jego rzeczy na miejscu mojego, zarezerwowanego z tygodniowym wyprzedzeniem wyrka.
- Tak, a co?
- Bo ja też mam na nie rezerwację – chwila zastanowienia, ciszy – pokaż swój wydruk rezerwacji [dla niewtajemniczonych – w schronisku nad MO otrzymuje się w sekretariacie wydruk, na którym jest numer pokoju i łóżka, które zostało ci przydzielone].
Nowo poznany osobnik, z lekka cuchnący piwem i innymi trunkami odpowiada bez zastanowienia:
- Ok, nie gorączkuj się. Mam się stąd wynieść?
No żesz… zatkało mnie. „Przecież to moje łóżko” pomyślałam nieśmiało, „ale pewnie pomyłki zdarzają się i tutaj”.
- Idź do Pani Zosi i wyjaśnij to [Pani Zosia pracuje z sekretariacie, dzięki niej dostałam we wrześniu w środku sezonu łóżko zamiast podłogi] – odezwał się jakiś turysta, który przysłuchiwał się rozmowie, o co trudno nie było, bo izba mała, a łóżek w niej 14. 
- Czternastkę też miałem zarezerwowaną i też mi ją ktoś zajął – idzie w zaparte, a ja milczałam zszokowana, bo to jedyna reakcja, na którą mnie w tym momencie było stać.
Osobnik wyszedł z pomieszczenia.
- Pewnie nie ma rezerwacji i zgrywa pewniaka – powiedział turysta – niektórzy z nich zajmują łóżka, gaszą światło w pokoju i idą spać, żeby nikt ich nie wykurzył.
Nowo poznany, z lekka podchmielony kolega wraca do izby.
- Idź do p. Zosi i wyjaśnij to – powtórzył turysta.
- Ja nie potrzebuję do tego żadnej p. Zosi – odpowiedział wkurzony.
- Weź to łóżko nade mną, chyba jest wolne – mówię do niego czując się (jak to ja!) na współwinna zaistniałej sytuacji.
- A plecak mogę trzymać na twoim? – popatrzyłam na niego zdziwiona jeszcze bardziej niż poprzednio i chyba było to wyraźnie widać w każdym centymetrze mojej twarzy, bo tylko odburknął:  
- A oparte o łóżko może być?
- Może – odpowiedziałam.
Nie mija sekunda, dwie a turysta na bani podchodzi do wyłącznika światła i mówi:
- Zgaszę je.
Na co wszyscy obecni zareagowali chórem:
- Nie, nie ma jeszcze ciszy nocnej!
Bo nie było. Cała sytuacja miała miejsce po godzinie 20. 
I chciałabym w tym momencie jakoś mądrze, wzniośle i bez zbędnych uszczypliwości skomentować to, co wydarzyło się w starym schronisku nad MO, w pokoju nr 3, ale w związku z tym, że cisną mi się na usta same złośliwości, zamilknę na wieki.
Widać z górami jak z jogą. Przyciągają nie tylko tych uduchowionych i pełnych miłości do przyrody i bliźniego swego, a ja wiecznie naiwnie zakładam, że jak ktoś chodzi po górach i/lub na jogę, to uczciwy.
Ech, naiwności moja! Głupiaś TY, oj głupia.


2 komentarze:

  1. No niestety schroniska przyciągają też tych którzy liczą na to, że albo załatwią sobie nocleg za grosze, albo też że w zimę ich nikt nie wyrzuci i prześpią się za darmo. :( W sumie to dość smutne :(

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutne i obawiam się, że takich kombinujących jest sporo :/ Mnie to tylko zniechęca do Tatr.

    OdpowiedzUsuń