Sobota, 25-01-2014
Po godzinie 20:00.
Miejsce: Stare Schronisko nad Morskim Okiem, pokój nr
3
- Cześć, masz rezerwację na to łóżko? – spytałam
widząc jego rzeczy na miejscu mojego, zarezerwowanego z tygodniowym
wyprzedzeniem wyrka.
- Tak, a co?
- Bo ja też mam na nie rezerwację – chwila
zastanowienia, ciszy – pokaż swój wydruk rezerwacji [dla niewtajemniczonych – w
schronisku nad MO otrzymuje się w sekretariacie wydruk, na którym jest numer
pokoju i łóżka, które zostało ci przydzielone].
Nowo poznany osobnik, z lekka cuchnący piwem i innymi
trunkami odpowiada bez zastanowienia:
- Ok, nie gorączkuj się. Mam się stąd wynieść?
No żesz…
zatkało mnie. „Przecież to moje łóżko” pomyślałam nieśmiało, „ale pewnie pomyłki
zdarzają się i tutaj”.
- Idź do Pani Zosi i wyjaśnij to [Pani Zosia pracuje
z sekretariacie, dzięki niej dostałam we wrześniu w środku sezonu łóżko zamiast
podłogi] – odezwał się jakiś turysta, który przysłuchiwał się rozmowie, o co
trudno nie było, bo izba mała, a łóżek w niej 14.
- Czternastkę też miałem zarezerwowaną i też mi ją
ktoś zajął – idzie w zaparte, a ja milczałam zszokowana, bo to jedyna reakcja, na którą mnie w
tym momencie było stać.
Osobnik wyszedł z pomieszczenia.
- Pewnie nie ma rezerwacji i zgrywa pewniaka –
powiedział turysta – niektórzy z nich zajmują łóżka, gaszą
światło w pokoju i idą spać, żeby nikt ich nie wykurzył.
Nowo poznany, z lekka podchmielony
kolega wraca do izby.
- Idź do p. Zosi i wyjaśnij to – powtórzył turysta.
- Ja nie potrzebuję do tego żadnej p. Zosi –
odpowiedział wkurzony.
- Weź to łóżko nade mną, chyba jest wolne – mówię do
niego czując się (jak to ja!) na współwinna zaistniałej sytuacji.
- A plecak mogę trzymać na twoim? – popatrzyłam
na niego zdziwiona jeszcze bardziej niż poprzednio i chyba było to wyraźnie
widać w każdym centymetrze mojej twarzy, bo tylko odburknął:
- A oparte o łóżko może być?
- Może – odpowiedziałam.
Nie mija sekunda, dwie a turysta na
bani podchodzi do wyłącznika światła i mówi:
- Zgaszę je.
Na co wszyscy obecni zareagowali chórem:
- Nie, nie ma jeszcze ciszy nocnej!
Bo nie było. Cała sytuacja miała miejsce po godzinie
20.
I chciałabym w tym momencie jakoś mądrze, wzniośle i bez zbędnych
uszczypliwości skomentować to, co wydarzyło się w starym schronisku nad MO, w
pokoju nr 3, ale w związku z tym, że cisną mi się na usta same złośliwości,
zamilknę na wieki.
Widać z górami jak z jogą. Przyciągają nie tylko tych
uduchowionych i pełnych miłości do przyrody i bliźniego swego, a ja wiecznie
naiwnie zakładam, że jak ktoś chodzi po górach i/lub na jogę, to uczciwy.
Ech, naiwności moja! Głupiaś TY, oj głupia.
No niestety schroniska przyciągają też tych którzy liczą na to, że albo załatwią sobie nocleg za grosze, albo też że w zimę ich nikt nie wyrzuci i prześpią się za darmo. :( W sumie to dość smutne :(
OdpowiedzUsuńSmutne i obawiam się, że takich kombinujących jest sporo :/ Mnie to tylko zniechęca do Tatr.
OdpowiedzUsuń