poniedziałek, 13 stycznia 2014

"Oooo, tak! Przyłóż mocniej kochany! Co? Tylko na to Cię stać?!"

Raz na jakiś czas życia doczesnego, ziemskiego przychodzi pora na konfrontację. A że z reguły mają one do siebie to, że do miłych nie należą, a w ich trakcie mam nieodparte wrażenie, jakby mnie ktoś przywiązał do krzesła i na przemiennie walił po twarzy, oblewał lodowatą wodą czy też posypywał świeże rany solą, więc chciałabym wrzasnąć:
- "Oooo, tak! Przyłóż mocniej kochany! Co? Tylko na to Cię stać?!"

A kochanieńki wtedy wyciąga magiczną walizeczkę, a w niej równie magiczne urządzenie, które wprowadzi mnie w stan kolejnych ciekawych doznań. 

Ale ja nie o tym miałam pisać. Ja jak zwykle naokoło, dygresyjnie, w celu odsunięcia tematu na bok - ot, taki psychologiczny skok w bok, taki mechaniźmik obronny. 

Co? Nie wolno mi! 
Wolno pani Natalio, wolno!

Konfrontacja nr ... 

Obiekt: Planowanie Przyszłości

Cel: dostarczenie właścicielowi mózgu wiedzy oraz doświadczeń udowadniających, iż planowanie czegokolwiek na okres odleglejszy niż tydzień, sensu nie miało, nie ma i mieć nie będzie 

Środki: wszystkie chwyty dozwolone 

Przebieg zdarzenia: jeden krótki telefon, jedna niespodziewana wiadomość i uczucie walącego się na głowę świata gwarantowane. Oj, różne myśli towarzyszyły przejeżdżającemu obok pociągowi. Na szczęście stan tak nasilony nie trwał długo. Nawet na jogę dałam radę się wyprowadzić. Tak, są takie dni, kiedy dotarcie na salę jest wyczynem, za który gdybym mogła, obdarowałabym siebie górą pączków, ale że do soboty dietuję, no to cóż... nici ze słodyczy! Na marginesie nie ma to jak zafundować sobie dietę w okresie, kiedy mam gorszy nastrój, a chęci do działania jakby schowane głęboko w szafie. Masochizm mili Państwo, masochizm jak nic!   

Wnioski: życie coraz częściej dostarcza mi lekcji pt. "Spróbuj coś zaplanować, a ja Ci udowodnię jeszcze nie jedno". Tak, nie wątpię! Ba!!! Dawaj, przyjmę na klatę wszystko! Nie żałuj! A tak już na poważnie, poza klimatem reytanowskiej, rozdartej koszuli doszłam do wniosku, że nie sprawdza mi się planowanie czegokolwiek dalej, niż na miesiąc do przodu. Wszystkie te "za 10 lat, kredyt na 30, za 5 lat to, a za pół roku tamto" przestają u mnie działać, a właściwie nigdy nie zaczęły. Ponadto są dla mnie na tyle przerażające, że nawet nie próbuję kontynuować myśli, która ma w sobie na wstępie jakąś liczbę. Po drugie mam nieodparte wrażanie, że to nie o to chodzi, żeby zapętlić się w spiralę przyszłości. 
A co jak za 2 lata nie uda mi się otrzymać...? 
A za 5 nadal nie będę miała...? 
A za 20 wciąż będę mieszkała w Warszawie??? 
Aż strach pomyśleć, jak będę wtedy nie lubiła samej siebie. I wiem jedno. Nie chcę tak! 
A jak chcę? 
Nie wiem. Jak zwykle nie wiem. Znowu odwiecznie nie wiem i to nie wiem zaczyna być pomału moją życiową tradycją. 
A co z tego wyniknie? 
Nie wiem :-) 

P.S. Miał być post pesymistyczny, zakończenie dramatyczne, tak to sobie zaplanowałam... i kolejny mój genialny plan spalił na panewce. 
  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz