piątek, 21 czerwca 2013

Teraz czas na działanie!


Dziś pora na recenzję!

Beatę Pawlikowską cenię, uwielbiam, a jej słynne żółte karteczki czytam po 100 razy, żeby ich treść mocno wdrukować w swoją głowę. Dlatego z góry ostrzegam, iż na bank będę nieobiektywna! 

Książkę "W dżungli podświadomości" dostałam na Dzień Dziecka. Cieszyłam się z niej jak na Dorosłe Dziecko przystało ;-) A że książki są jednym z najlepszych prezentów, jakimi można mnie obdarować, radość była podwójna.

Książkę pochłonęłam w kilka dni czytając ją w drodze do pracy i na jogę. Nie da się jej opisać jednym słowem, gdyż to, o czym pisze autorka... hmmm...

Nie rzeźbi! 
Nie łagodzi! 
Nie uspokaja! 
Nie wskazuje kierunku, ale wali po mordzie! 

Mówię serio, bo jak zastanawiam się nad głównym przesłaniem książki i słyszę: 

Weź do jasnej cholery odpowiedzialność za siebie i zacznij żyć, bądź szczęśliwa, żyj w zgodzie ze sobą, spełniaj marzenia... 

to pierwszą myślą, jaką mam w głowie, nie jest "hurrra! już się zabieram do roboty!". O nieee! 

Mi w trakcie czytania towarzyszyła złość pomieszana z nadzieją. 
Złość, bo zdałam już sobie sprawę z tego, że odpowiedzialność za siebie i za swoje szczęście to nie bułka z masłem, a nadzieja... bo wreszcie ktoś jasno i prosto pisze o tym, co ukryte w każdym z nas. 

Mimo wykonywanego zawodu i pracy z ludźmi, nie spotkałam się jeszcze z tak prostym i "prawdziwym" wyjaśnieniem tego, jak pracuje podświadomość. Szczególną uwagę w książce zwraca fakt, iż refleksje na jej temat (na temat podświadomości) są oparte na własnych i trudnych doświadczeniach Autorki. Podkreśla Ona, że samą wiedzą cudów w swoim życiu nie dokonamy, bo jakby wiedza wystarczała, to większość ludzi potrafiłaby z niej skorzystać. Psychologię studiowało, studiuje i studiować będzie multum osób. Psychologia jest przedmiotem wykładowym na wielu kierunkach, czasem jako uzupełnienie wiedzy, czasem jako zapychacz. Mimo to większość z nas jest zwyczajnie nieszczęśliwa... co gorsze, spora część zadeklarowanych jako szczęśliwych, nie wie, że prawda jest inna. A czyja to wina? Podświadomości. Naszych Wewnętrznych Chochlików - jak to ja mam w zwyczaju je nazywać.

Książka wciąga, wkurza i mobilizuje jednocześnie, daje nadzieję, uskrzydla i po prostu rzeźbi. Rzeźbi ostrymi, zdecydowanymi ruchami. Bez zbędnego pitu-pitu, bez cenzury i głaskania po głowie.

Jeśli masz odwagę zmierzyć się sam(a) ze sobą, przeczytaj ją. Jeśli brakuje Ci odwagi, koniecznie ją przeczytaj i działaj! Bo to, co uświadomiły mi żółte karteczki, książki Pani Beaty i wiele innych książek, to fakt, iż nie da się spełniać marzeń, żyć i być szczęśliwym bez działania! Po prostu nie da się! Umiejętności biadolenia i narzekania mam opanowane do perfekcji! Serio! 

Teraz czas na działanie!

I takiego działania życzę każdemu, kto sięgnie po tą książkę i wiele innych mądrych książek :-) 

2 komentarze:

  1. potrzebuję młotka, więc z tym większą ochotą zabiorę się za czytanie

    OdpowiedzUsuń
  2. Książki są najcudowniejszymi młotkami, jakie znam :)

    OdpowiedzUsuń