piątek, 7 czerwca 2013

Rzeźba słuchu.

Od ponad pół roku walczę z kaszlem. Kaszel mokry, kaszel suchy. Z leków nic nie pomaga.

Wyznaję zasadę, że większość chorób, dolegliwości jest powiązana z tym, jak się odżywiamy, czy radzimy sobie (lub nie) ze stresem, emocjami i problemami. 
Nie raz doświadczyłam wyjątkowo dotkliwego bólu pleców (w moim jakże ukochanym odcinku lędźwiowym) w okresie nasilonego napięcia i stresu. Nie raz bolała głowa, pojawiały się kłopoty trawienne i alergie.

Zadałam sobie pytanie:
- Co ten kaszel chce mi powiedzieć?
- Nie wiem. Może masz mniej mówić, a więcej słuchać - padła odpowiedź.

Na co dzień pracuję głosem. Mówię. Dużo mówię. Czasem więcej niż bym chciała, ale taki urok mojej pracy.

Czy w pracy potrafię słuchać?

Tak. To rola opanowana do perfekcji. Nawet jak nie słucham, sprawiam wrażenie zasłuchanej i uważnej. Perfekcja w pełni. W końcu za to mi płacą.

Czy potrafię słuchać poza pracą?

Tu odpowiedź nie przyszła z taką łatwością.

Pewnego dnia zauważyłam, że przerywam. To nie było przyjemne odkrycie. Nie dość, że przerywam, to jeszcze bardziej skupiam się na tym, co sama chcę powiedzieć, aniżeli na tym, co ktoś do mnie mówi.

Auć!

Zaczęłam słuchać. Najpierw po trochu krótkich, niezobowiązujących wypowiedzi, gryząc samą siebie w język i biorąc jeden spokojny wdech. 
Łatwo nie było, ale starałam się. W końcu kiedyś i gdzieś mnie tego nauczono. 

Im częściej kogoś słuchałam, tym bycie z kimś smakowało bardziej. 
Im częściej kogoś słuchałam, tym więcej widziałam między nami podobieństw.
Im częściej kogoś słuchałam, tym byłam spokojniejsza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz