wtorek, 11 lutego 2020

Bo wy jesteście wyjątkowi!

W świetlicy, w której pracuję mamy ferie zimowe, więc pałętamy się z dziećmi od pływalni do lodowiska, od kina do kręgli i innych zajęć, które oferuje miasto.

Pierwszego dnia dzieci, nie znając nazwy zajęć do samego końca, trafiły na "zabawy z angielskim"... wiem, to takie niefajne nie mówić im, na co idą ALE sami rozumiecie... w innym układzie by nie poszły... a co najciekawsze bawiły się zacnie i wyszły naprawdę zadowolone.

Pani prowadząca po 50 minutach zajęć postawiła diagnozę na temat kilkorga z naszych dzieci, że... wybuchają śmiechem (nie żartuję!), dogryzają sobie, a jeden to nie trzyma emocji na wodzy.

Ok, nie twierdzę, że nasze dzieci są Aniołami... nie są... tak jak ich Panie, bo jak ja sobie pomyślę, jaki ja mam monolog, kiedy mnie ktoś lub coś wku***, to jedyne, co różni mnie od moich dzieci to to, że ja tego nie werbalizuję.

Natomiast zaczęłam się zastanawiać, jak wygórowane wymagania mają niektórzy prowadzący w stosunku do dzieci.

Jak to dziś odpowiedziałam im na pytanie: proszę Pani, czemu nas jest tak mało w świetlicy, a w innych są większe grupy?

Bo wy jesteście wyjątkowi!

www.pixabay.com

I czasem dajecie czadu i wyjątkiem jest spokój, którego nam dostarczacie... ale bez jaj wolę te moje czadowe, wyjątkowe, od grzecznych, poukładanych i nudnych dzieci.

Są wyjątkowi i uczą mnie każdego dnia, kiedy jest ten moment, żeby reagować, a kiedy, żeby coś olać.

Mówiąc serio, gdyby chcieć reagować na absolutnie każde przewinienie, nieodpowiednie słowo, odzywkę czy zachowanie naszych dzieci, nie robiłybyśmy nic innego, tylko... reagowały, a ja zwyczajnie czasem lubię z nimi pobyć, pośmiać się i dobrze się bawić.

Idąc z tą refleksją o krok dalej... 

Jak często... ZBYT CZĘSTO jesteśmy reakcją na to, 
co robią dzieci, zamiast zastanowić się, 
czy aby na pewno dane zachowanie 
reakcji wymaga?

Z mojej obserwacji wynika, że są dwie skrajności... jedni nie reagują wcale (patrz: nauczyciele w szkole, bo program i niektórzy rodzice!), a inni... non stop, co sekundę.

No zwariować można od tego zrzędzenia dorosłych, że to źle, tamto źle i pogoda nie taka!

Nasi są mistrzami zarówno w byciu poprawnymi jak i w pomysłach iście szalonych, co prawdę mówiąc szczerze w nich lubię.

Natomiast wkurza mnie, kiedy ktoś o dzieciach (mych!) pisze poematy, będąc z nimi 50 minut i bawiąc się z nimi po angielsku... powtórzę jeszcze raz... Aniołami nie są ALE są naprawdę OK!

Mniej reakcji... mniej zrzędzenia... więcej BYCIA!

sobota, 8 lutego 2020

... poproś o kogoś, kto Ci to dostarczy!

Kiedy nie otrzymałeś czegoś od swoich rodziców, poproś o kogoś, kto Ci to dostarczy!

Kiedy pracuję z dziećmi w świetlicy, które mają rodziców w klimacie "dają 500+, to zabiorę moje dziecię z domu dziecka" zastanawiam się, na ile te dzieci świadomie proszą o fajnych dorosłych i przy okazji... kim/czym mogę dla nich być, żeby dać im to, o co proszą.

Bo w psychoterapii opłakuje się to, czego nie dostało się od rodziców i niektórzy opłakują to prawie całe swoje dorosłe życie, zamiast stwierdzić: "Ok, ci ludzie mi tego nie dali i już nigdy nie dadzą, kto chce mnie tym obdarować?"

Piszę o tym nie bez powodu, bo doświadczam tego będąc po obu stronach... tej, która prosi o kogoś, kto obdaruje mnie tym, czego nie dostałam od Rodziców, bo oni tego nie dostali od swoich ( i to jest ok!) i tej, która obdarowywuje tych, którzy o taką mnie poproszą.

Bo jakby to było wiedzieć, że rozliczanie kogoś 
za coś nic nam nie da i zamiast tego prościej jest... 
poprosić o kogoś, kto nam to sprezentuje? 

I tak wracając do moich dzieci i do tysięcy, które przewinęły się przeze mnie w ciągu ostatnich 10 lat... jakby to było wiedzieć, że część z nich (a może wszystkie!) o mnie poprosiła... taką niby panią wychowawczynię, ale chcącą czasem pobyć... matką? W prawdzie najgorszą na świecie, bo czasem zapominam jak mają na imię, ale widać o ten szczegół nie poprosili Wszechświata :P A ja zawsze chętnie w tą rolę wejdę, bo ucząc dorosłych też często czuję się jak... matka... więc... 

Jakby to było wiedzieć, że możemy o siebie... 
poprosić i skoro na to wcielenie wybraliśmy rodziców nieciekawych 
(klimat OPS, alkohol i inne), to możemy poprosić 
o ciekawych, mądrych i ważnych dorosłych? 

Ja tym się właśnie staję dla każdego młodego człowieka powyżej 9 r.ż., którego spotkam... i dla każdego dorosłego, który wymaga odrobiny wychowania... a za prawdę wam powiadam z dziećmi idzie prościej niż z dorosłymi, którzy dorośli są jedynie, bo ktoś im kiedyś wręczył dowód!

Gdyby spojrzeć na sprawy od tej strony, nagle patchworkowe rodziny stają się... magiczne... adopcja staje się... magiczna... dom dziecka ma ogromne szanse być... magiczny, bo już nie skupiasz się na tych, którzy zawalili, ale na tych, którzy chętnie obdarują dziecko tym, czego w domu już nigdy nie dostaną.


www.pixabay.com

Ale ja to dziwna jestem... ja zawsze widziałam magię tam, gdzie wszyscy widzą cierpienie i problemy...



Nie otrzymałeś czegoś w domu rodzinnym?
Poproś o ukazanie się kogoś, kto Ci to da (nawet na 5 minut!)?

czwartek, 6 lutego 2020

"... bo na niektóre osoby warto poczekać!"

Siedzę w jednej z krakowskich kawiarni i czekam na znajomą, z którą widuję się dosyć często jak na mieszkanie w dwóch różnych miastach... choć wciąż za rzadko, żeby się wystarczająco nagadać.

M. spóźnia się i ku mojemu zaskoczeniu pierwsza myśl, jaką mam w głowie jest następująca: "... bo na niektóre osoby warto poczekać!".

A że ja raczej należę do tych, którzy spóźnialskich nie lubią, to powyższe zdanie zahuczało mi dość mocno i obiło się po czaszce razy sto.

"... bo na niektóre osoby warto poczekać!"

To dla mnie jak wyznanie absolutnego cenienia relacji, którą z kimś tworzę.

                           "... bo na niektóre osoby warto poczekać!"

To jak szczere wyznanie pięciolatki: "Wiesz co? Lubię Cię!"

"... bo na niektóre osoby warto poczekać!"

To nic innego jak pokazanie samej sobie, kto w moim życiu jest ważny, z kim spotkanie jest warte przejechania setek kilometrów i oczekiwania, które nie denerwuje, ale koi... które nie sprawia, że zerka się nerwowo na zegarek, ale daje wiedzenie, że ta osoba przecież i tak się zaraz zjawi.

"... bo na niektóre osoby warto poczekać!"

Stanie się dla mnie zdaniem kluczowym... bo ja szczerze nie lubię czekać, ALE kiedy czekam na CIEBIE... kogoś dla mnie naprawdę ważnego, mogę czekać, ile trzeba, bo i tak wiem, że się zaraz zjawisz.

www.pixabay.com

środa, 5 lutego 2020

Bo mi jest k**** szkoda czasu!!!

Kiedy ktoś nagle zadaje mi pytanie: jak dużo czasu minęło od sytuacji XYZ? 

W mojej głowie pojawia się odpowiedź: 7 lat... a potem dociera do mnie, że przecież dziś jest czwartek... wtedy był... czwartek, więc według kalendarza minęło 7... DNI.

Min tych, którzy mnie o to zapytali, długo nie zapomnę, bo dopiero wtedy dotarło do mnie, że ja naprawdę żyję szybciej niż inni i biorę się do roboty szybciej niż Ci, których znam.

A wiecie czemu to robię?

Bo mi jest k**** szkoda czasu!!!

Kiedy w mojej przestrzeni ukazuje się temat... natychmiast zaczynam z nim pracę... przyglądamy się sobie... zadajemy pytania... i temat z łebka.

Naprawdę macie taką radochę z mielenia każdego tematu dłużej niż tydzień?

Bo mi się już prawdę mówiąc nie chce i to, że zmiany we mnie są tak szybkie jest tylko i wyłącznie kwestią tego, że praca ze sobą stała się dla mnie czymś tak naturalnym i kochanym, że robienie do niej przygotowań, nie ma sensu. 

Gdzie jeszcze marnujesz czas na przygotowania, 
zamiast od razu stanąć oko w oko z tym, co do Ciebie przychodzi?

www.pixabay.com

Dla mnie rozwój nie polega na biadoleniu i mówieniu tygodniami/latami o jakimś temacie, ale uczciwym pracowaniu z nimi tak, żeby nie trzeba było do nich wracać...  a jeśli tak się zdarzy, że odpalą się ponownie... to u licha zadaj do tego odpowiednie pytania i bardzo proszę, żeby jedno z nich brzmiało: 

Czego jeszcze nie otrzymałem 
czego nie uhonorowałem w sobie przy okazji sytuacji XYZ?

I na miłość Boską... jak chcesz odejść z pracy, to to zrób, a nie dwa lata podejmujesz decyzję... jak Ci związek Twój nie pracuje, to napijcie się kawy i albo wprowadźcie coś do niego ALBO podziękujcie sobie czule za te lata spędzone ze sobą i przestańcie mi biadolić miesiącami i latami o tym samym, bo wtedy wyciągam swój cennik, staję się Panią Od Słuchania... bo słuchać za darmo tego mielenia nie sposób... 

Ogarnijcie się i weźcie do roboty!

Przytulam, głaszczę po głowie i daję mocnego kopa w d...
N.

P.S. Jesteście zbyt cudni, a wasze życia zbyt wartościowe, żebyście marnowali czas na ciągłe przygotowania... mielenie... i przepracowywanie siebie. Uwierzcie mi... ta praca może być dużo lżejsza, prostsza, milsza i przede wszystkim szybsza. 

-----------------------------

A jeśli chcesz poznać narzędzia, które przyspieszą pracę, zapraszam na Klasę BARS®

To nie ja muszę przytulać moją wewnętrzną nastolatkę, ale Ona mnie...

Kiedy wróciła do mnie przeszłość i Młoda osoba, którą byłam 20 lat temu, wpadłam w popłoch i ciąg myśli w stylu: teraz to muszę coś przepracować, utulić ją... bla bla bla.

Za długo już pracuję metodą pytań i za długo już znam siebie, żeby uwierzyć w to, że niepoprawność i to poczucie: teraz temat jest gruby - trzeba przepracować jest jedyną i słuszną ścieżką pracy z samym sobą oraz klientami.

Więc przytulam temat, patrzę prosto w oczy tej, którą byłam 20 lat temu, zadaję odpowiednie pytania i nagle dostępuję olśnienia, bo przypominam sobie, kim była ta Młoda Dama...

A była niezwykle odważna, potrafiła postawić się nauczycielowi (dziś stwierdzam, że zawsze miała rację!), nie bała się samotności i tego poczucia niepasowania do rówieśników, ZAWSZE stała przy sobie, a jak trzeba było, potrafiła poprosić o pomoc.

I mając taki opis przed swoimi oczami natychmiast odwróciłam wektor pracy...

NIE, to nie ja Ją muszę przytulić i ukochać, ALE Ona mnie... tą dorosłą, która czasem się boi, wątpi i która czasem wybierze pasowanie do innych zamiast stania przy sobie.

Skąd u licha to durne założenie, że my mamy tulić nasze wewnętrzne dzieci/młodzież... a nie One mają tulić nas?

Skąd u licha założenie, że to my mamy coś dać sobie z przeszłości, a nie odwrotnie?

Kiedy stwierdziłam, że to JA potrzebuję przytulenia od tej, którą byłam przed dwudziestu laty... to ja JĄ powinnam uhonorować i jej podziękować, a nie ona mnie... pociekły mi łzy i zobaczyłam, jak mocno dałam sobie wmówić, że ta sprzed 20 lat potrzebuje tej z dzisiaj... CO ZA BZDURY!!!??? Jest dokładnie odwrotnie... 

www.pixabay.com
Wiecie od kogo najwięcej nauczyłam się życia? 

Bycia sobą? 

Bycia na tu i teraz?

OD NASTOLATKÓW i DZIECI.... dorośli tego mają tak niewiele, że nie są warci w tych kwestiach uwagi... ale dzieci i młodzi, których poznałam przez ostatnie 10 lat i którymi byłam ja sama, mają tego tony.

To nie ja muszę przytulać moją wewnętrzną nastolatkę, ale Ona mnie... dzięki Skarbie za to, kim byłaś, bo gdyby nie Ty, nie byłabym w tym miejscu, w którym jestem i tym, kim dzisiaj jestem.

To TY jesteś Królowa... a ja dorosła musiałam ją odkryć w sobie na nowo...

DZIĘKUJĘ <3