Moja przyjaciółka wyrecytowała mi wierszyk, którym kiedyś żegnała widzów pewnego przedstawienia. Miała wtedy naście lat, a wierszyk był następujący:
Skończona inscenizacja,
opadła kurtyna...
Ale nowe przedstawienie
w Tobie się zaczyna!
Znów przeżywasz, znowu myślisz,
śmiejesz się i wzruszasz.
I na scenę wyobraźni
odważnie wyruszasz.
Miej swój TEATR i odwiedzaj
aktorów na scenach,
By powtarzać i odmieniać
wraz z nimi - MARZENIA...
"OPADŁA KURTYNA..." Ryszard Przymus
Prosiłam ją o zacytowanie go jeszcze jeden raz, i drugi, i trzeci... i to bynajmniej nie dlatego, że nic z niego nie zrozumiałam, ale przekaz słów był dla mnie na tyle mocny i ważny, że chciałam go usłyszeć jeszcze raz w jej ustach.
Tak, to był piękny moment zobaczyć kogoś, kogo wydawało mi się, że dobrze znam, w kompletnie innym świetle. Ja - ekstrawertyk odkrywający w sobie szerokie pokłady introwertyzmu, odkryłam, że jedna z najbliższych mi osób - ponoć introwertyk - występowała kiedyś na scenie, biła kolegów na zajęciach karate i tańczyła salsę!
Z podziwu wyjść nie mogę do teraz, jak zarazem wiele i niewiele o sobie wiemy. Jak zarazem wiele i niewiele o sobie mówimy.
A wracając do wiersza... tam, gdzie coś się kończy, zaczyna się nowy rozdział i choćbyśmy nie wiem, jak mocno łkali, płakali i tęsknili za tym, co stare, nie doświadczymy nowego, jeśli nic w naszym życiu się nie zmieni i nie skończy.
I chociaż wiersz kompletnie nie jest o tym, o czym teraz piszę (ale moje życie za to jest), a jego znaczenie bardziej kojarzy mi się ze wszystkimi skończonymi spektaklami, pokazami, warsztatami tańca i innymi zawodowymi i nie tylko projektami, ale wniosek z niego jakże zapachniał mi optymizmem wszystkich początków, nowych ścieżek i lęków z nimi związanych. Tak samo naturalnych i potrzebnych, jak tych żali za tym, co utracone i zakończone.
Dlatego wspominajmy, chociaż żal i działajmy, chociaż strach zagląda w oczy... niebywałe, że od kilku artykułów, postów piszę ciągle o tym samym. Widocznie tego potrzebuję :) Widocznie taki czas w życiu!
Ktoś mi niedawno powiedział, że "los się mną opiekuje"... od zawsze towarzyszyło mi uczucie, że opatrzność nade mną czuwała, czuwa i czuwać będzie... i tego się do jasnej cholery Kobieto trzymaj!!! :)
A wracając do wiersza... tam, gdzie coś się kończy, zaczyna się nowy rozdział i choćbyśmy nie wiem, jak mocno łkali, płakali i tęsknili za tym, co stare, nie doświadczymy nowego, jeśli nic w naszym życiu się nie zmieni i nie skończy.
I chociaż wiersz kompletnie nie jest o tym, o czym teraz piszę (ale moje życie za to jest), a jego znaczenie bardziej kojarzy mi się ze wszystkimi skończonymi spektaklami, pokazami, warsztatami tańca i innymi zawodowymi i nie tylko projektami, ale wniosek z niego jakże zapachniał mi optymizmem wszystkich początków, nowych ścieżek i lęków z nimi związanych. Tak samo naturalnych i potrzebnych, jak tych żali za tym, co utracone i zakończone.
Dlatego wspominajmy, chociaż żal i działajmy, chociaż strach zagląda w oczy... niebywałe, że od kilku artykułów, postów piszę ciągle o tym samym. Widocznie tego potrzebuję :) Widocznie taki czas w życiu!
Ktoś mi niedawno powiedział, że "los się mną opiekuje"... od zawsze towarzyszyło mi uczucie, że opatrzność nade mną czuwała, czuwa i czuwać będzie... i tego się do jasnej cholery Kobieto trzymaj!!! :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz