sobota, 17 stycznia 2015

O planowaniu słów kilka... / Let's talk about planning...

O planowaniu słów kilka...

Planowanie to taki proces, w którym do ręki bierzesz długopis tudzież ołówek tudzież kredkę czy flamaster i piszesz.

Piszesz, co chcesz zrobić.

Czasem tylko po to, żeby nie zwariować, a czasem by o niczym nie zapomnieć.

Piszesz.

Punkt pierwszy....

Punkt drugi....

Punkt trzeci....

Wieszasz sobie nad biurkiem przygotowany z misterną precyzją plan i idziesz spać.

Śpisz, śnisz i czekasz na jutro.

Przychodzi w końcu upragnione "jutro".

No, może z tym upragnione przesadziłam.

Po prostu przychodzi "jutro".

Patrzysz na swój wspaniały plan, już jesteś w blokach startowych i otrzymujesz telefon.

Jeden, krótki telefon, który wywraca Twój misternie przygotowany plan do góry nogami.

I właściwie jedyne, co możesz z nim zrobić, to wyrzucić go do kosza. 

Prosiłam kiedyś o to, że do pracy chciałabym chodzić w dresie... przyszło po roku.

Prosiłam o inny zawód... przyszło po ponad roku.

Prosiłam o mężczyznę z mieszkaniem... rok temu przyszedł doradca ... z setką mieszkań :D

Tak, precyzja, jeśli chodzi o marzenia moi mili, to podstawa!

A co dalej? 

"Dalej ma Pani usiąść na d..., podjąć dezycję w sercu i nie martwić się, bo tylko traci Pani energię. A przed wyjazdem, bo wyjedzie Pani na pewno, ale tylko los wie kiedy... a przed wyjazdem proszę zbadać tarczycę i zrobić podstawowe badania... pokażę jeszcze Pani, jak kontrolować swoje zdrowie...".... i opisała mi dokładnie, co i jak i gdzie szukać, bo "tam, będzie się Pani leczyła już sama".... 

"I proszę się o nic nie martwić, bo los się Panią opiekuje."... tak jest Pani Doktor, wedle Pani zaleceń :* 

P.S. "I życzę Pani, żeby spotkała Pani miłość... i czekam na wiadomość.

Ja: Z Australii?

Pani Doktor: Nieee, najpierw z wynikami badań!" ;-)

------------------------------


Let's talk about planning...

Planning is a kind of process in which you need a pen or a pencil or a crayon ... and begin to write.

Write what you want to do. 

You do it to don't go out of your mind or just don't forget about anything. 

You are writing...

Firstly I want to do...

Secondly...

Thirdly...

Then hang this great sheet of paper on the wall and go to bed.

You are sleeping and dreaming and waiting for tomorrow. 

No, you don't wait for tomorrow impatiently...

Just wait.

You look on your fantastic plan, start to think "what first?"... and you get a call.

One, short call which make your plan impossible to do... and you want to rip this sheet of paper up... because it is the only one thing you can do with it!

One year ago I asked about job where I could go and work in a tracksuit... I got it 4 days ago.

More than one year ago I asked about different profession... I got it! 

I asked about a man with an apartment... I met an estate agent with a lot of apartments ;)

Yep, if you want to ask about something, be precise every time ;) 

And what next???

"Then you have to sit on your ass, make a decision and don't worry because it is without sense to loose your energy on it. And before your next travel because it is obvious that you will go back [to Australia] but we don't know when... before your next travel go and check your thyroid... and I will show you how to control your health..." and then she showed me everything what I need to know that something isn't ok... "because you will be your own doctor there."

"And please... don't worry because everything will be ok!"... yes Sir! 

P.S. "And I wish you to meet a love of your life there... and I'll be waiting for a message.

Me: "From Australia?"

My Doctor: "Noooo, firstly with the results of your exam!"

piątek, 2 stycznia 2015

Zaliczyłam dziś swój pierwszy raz... / I did it in a car...

Zaliczyłam dziś swój pierwszy raz... w aucie... jako kierowca!

I chciałam powiedzieć, że to świetna sprawa to całe prowadzenie autka... właściwie to ono samo jedzie i im mniej się mu przeszkadza, tym lepiej!

Oczywiście jestem na etapie, że nóg mam za dużo i mi się plączą, a kierownica jakaś taka zbyt czuła na moje chamskie ruchy, ale nie martwi mnie to wcale, bo przecież miałam ją pierwszy raz w rękach!

No... i zaliczyłam kilka skrzyżowań, dwa ronda w samym centrum, deszcz i pierwsze obstrąbienie mnie przez jakiegoś fagasa... wróć kuriera poczty polskiej,.... że się tak staropolskim obyczajem wyrażę "fuck off!". 

I zasuwałam moi mili 40km/h!!!! Czaaaad!!!

A mówiąc poważniej... to dosyć często od powrotu mam fazę pt.: 
"Ja sobie z tym nie dam rady!"... smutna to faza muszę przyznać, ale widocznie taka teraz ma być, a nie inna...

I w związku z tym mam ogromną prośbę do tych, z którymi spędzam najwięcej czasu i z którymi gadam na FB prawie codziennie ;)

Gdybym znowu zaczynała tak biadolić, proszę powiedz mi spokojnie: 
"Nat, byłaś na końcu świata, poradziłaś sobie z nie jedną sytuacją, a w Szanghaju gadałaś na migi. Jak nie Ty, to kto ma sobie z tym poradzić Dziewczyno?" 

Z góry dziękuję :* 

P.S. Nie robię w tym roku postanowień noworocznych. 

Nie czuję, żebym potrzebowała podsumowywać stary rok - to tylko umówne, nic nieznaczące daty . 

Ale są dwie rzeczy, dla których chciałabym poświęcić tyle energii, ile jestem w stanie pomimo różnych wzlotów i upadków emocjonalnych, które mi teraz towarzyszą. 

A są to prawo jazdy, które da mi wolność wszędzie, dokąd by mnie nogi nie zaprowadziły zarówno turystycznie jak i na stałe. 

I angielski! 

Australijski native speaker spytał, po co mi lekcje, skoro gadam... dobra, dobra! Nie pitol koleś! 

Ja się po prostu strasznie stęskniłam za angielskim (nie wierzę w to, co piszę!) i chcę posłuchać kogoś, kto chociaż trochę bełkocze z australijskim akcentem. 

Bo tęsknię za angielskim... mówię serio... 

---------------------------------------------------

I did it in a car... and it was my first time... as a driver! 

And I want to say that driving a car is awesome!!! Generally you don't have to do a lot to drive a car... by the way it is better to don't do too many things at the same time ;-) 

Of course now I feel I have too many legs and sometimes don't know what to do with them and a steering wheel is too responsive for my hard moves but I don't care because it was the first time when I caught it in my hands!

And I was at the crossroads, two roundabouts in the city center of Warsaw, the first time I was driving a car and it was raining and... somebody used a beep because of my ride.... soooo I only can tell you according to Polish tradition "Fuck off!!!" 

And I was driving sooo fast... 40km/h!!! And it was really great :D


But I have to be honest with you that since I got to Poland I have thought very often: "No, I won't do that! It is too difficult for me!"... it is so sad, isn't it? But I accept it because I feel it is a part of a process... I have no idea what kind of process it is but I believe it is something good for me...

And because of that I have a big request for those who spend with me a lot of time... especially on Facebook ;)

If I say it again, please tell me calmly:
"Nat, you have been at the end of the world and managed with a lot of things and you were alone, you even talk with Chinese people using your hands... and please don't tell me that you can't. If not you, who will do that darling?"

Thanks a lot in advance :*

P.S. I don't think about New Year's resolutions now.

Honestly I don't need to summarize the last year - it is the only symbolic date, it means nothing.

But in spite of "emotional roller coaster" I feel now I really want to spend as much energy as I can on two things.

A driving licence which makes me feel free everywhere no matter where I will be living or where I will be travelling.

And English lessons!

My new Australian native speaker asked me: "What for do you need English lessons? You can communicate very well." Yep, Mate don't upset me!

I really miss English (I can't believe that I've written it!) and really want to hear (horrible!) Australian  accent!

I miss it so much... 

czwartek, 18 grudnia 2014

... na Martin Place.../...on Martin Place...

Dziś otrzymałam maila z Sydney. 

Jeden z fragmentów był następujący: "I'm glad you weren't here then." [Cieszę się, że Cię wtedy tutaj nie było.] 

Wczoraj dotarło do mnie, że byłam w Sydney niecałe 4 tygodnie temu, a jedną z moich ulubionych form spędzania czasu, było przesiadywanie w kawiarniach. Nie robiłam tego często - droga kawa, drogi muffin, więc taki luksus fundowałam sobie raz na kilka dni. 

Wczoraj dotarło do mnie, że poniższe zdjęcia zrobione są na Martin Place, a że ja nie przywiązuję wagi do tego, co fotografuje zwłaszcza, jeśli chodzi o nazwy budynków i ulic, więc dopiero dzisiaj zaczęłam sprawdzać, jak ta ulica wygląda...



Australia dała mi wiele lekcji. Tych trudnych i tych zabawnych.

Jedną z trudniejszych, która trwa do dziś, jest lekcja pt.: "Śmierć".

Możecie mi wierzyć lub nie, ale o śmierci rozmawiałam tam statystycznie 2 razy w tygodniu, bo albo ktoś akurat umarł albo ktoś leciał do Melbourne na pogrzeb albo ktoś znał kogoś z Europy... kto umarł... temat śmierci towarzyszył mi przez cały wyjazd. 

I jedyna refleksja... (może mądra, może głupia), która jest ze mną od powrotu do Polski jest taka, że ciągle żyjemy tak, jakbyśmy mieli przed sobą 80 lat życia...

...w tym miesiącu nie mam dla Ciebie czasu... spotkam się z Tobą za 3 miesiące...
...zacznę podróżować wtedy, gdy...
...spełnię marzenia wtedy, gdy...
...powiem jej/jemu, że ją/jego kocham... wtedy, gdy...
...będę szczęśliwy wtedy, gdy...

I nie chodzi mi o to, żeby żyć w poczuciu, że śmierć na mnie czyha, czai się i w ogóle wszyscy i tak umrzemy, więc po co mam coś robić i być szczęśliwym.  

Nie, absolutnie nie... 

Myśląc dziś o śmierci, mam w sobie dużo spokoju i wdzięczności...

Wdzięczności, że mnie tam nie było i że być może mam jeszcze trochę czasu przed sobą... ale też spokoju, że bez względu na to, czy mam przed sobą 6 miesięcy życia, czy 60 lat... miałam odwagę spełnić swoje największe marzenie i dziś nie żałuję ani jednej decyzji w swoim życiu!!!

P.S. Moja Droga Śmierci... 
ja odnośnie tych 6 miesięcy... 

negocjujmy! 

Żartuję :)

Ściskam Cię :* 

Nat 

Do poczytania, do przemyślenia, do popłakania :)

----------------------------------------------------

Today I got an e-mail from Sydney.

"I'm glad you weren't here then."... it was the most powerful sentence...

Yesterday I realized that I was in Sydney 4 weeks ago and one of my favorite way of spending time was going to the coffeehouses, drinking coffee and so on. I didn't do it very often - coffee was expensive, muffins were expensive, so it was a "gift" for myself which I got every once in a while. 

Yesterday I realized that photographs which you can see below were made on Martin Place... I've just realized it now because I didn't care about the names of the buildings and the streets when I was taking photos... I always don't care about it... 



Australia gave me a lot of lessons. The hard ones and also the fun ones :)


One of the most difficult lesson was called: "The death". 

You can believe me or not but when I was in Australia I was talking about it very very often... because someone had just died or one of my host had to fly to Melbourne to the funeral or another host knew someone who had been from Europe and had died... 

And when I'm thinking about it, I have one thought... maybe stupid, maybe not... that we still live like people who think they will be living next 80 years... 

...this month I'm so busy and cannot meet with you... let's meet in 3 months from now...
...I will be traveling if...
...I will tell you "I love you" if...
...I will be happy... if...
...I will make my dreams come true... if...

And I don't want to say: "Be afraid of the Death, wait for Her because She is waiting for you... and don't do anything... because everybody dies!" 
No no no no no no!

When I'm thinking about Her today I feel calm and gratefulness :)

Why gratefulness? 

Because I wasn't there... because probably I still have time... 

Calm... because even if I have only 6 months on this planet or maybe 60 years (I have no idea! nobody knows!) I was brave enough to make my dreams come true and today I live without any regrets!!!

P.S. My Dear Death...
I really want to talk with you 
about these 6 months...

Can we negotiate???

Ha ha ha, I'm joking :)

Hugs for you :*

Nat 

poniedziałek, 15 grudnia 2014

"Skup się...!" / "Be concentrated..."

Już drugi tydzień latam na zajęcia teoretyczne z prawka i chciałam powiedzieć, że na ulicach wygląda to znacznie prościej, aniżeli w teorii!

A poza tym uświadomiłam sobie, że wedle mojej życiowej zasady: "Jak wszyscy w prawo, to Ty w lewo!", robię prawo jazdy w najgorszym okresie, w jakim można je robić, a moja pierwsza jazda wypadnie na czas, kiedy ma lać, wiać i rzucać żabami z nieba... taaa, ale nikt przynajmniej o mnie nie powie, że "ma prawko, a wycieraczek włączyć nie umie!". Obawiam się, że manewr włączania i wyłączania wycieraczek opanuję do perfekcji! 

Czy mnie to przeraża? 

Prawdę mówiąc przerażona to ja byłam 12 października dzień przed wylotem do Australii (spytajcie rodziców, jak nie wierzycie!)... a prawo jazdy wywołuje we mnie 1/4 tego strachu, który mi wtedy towarzyszył.

Swoją drogą, cóż za ironia, że musiałam polecieć na koniec świata, żeby zrozumieć, jak bardzo (zwłaszcza na końcu świata!) przydaje się prawo jazdy!!! Oj bardzo! Jak wrócę do Austr... znaczy się... z resztą... nieważne!

Miałam w weekend zjazd ze studentami. Przedmiot: "Pedagogika międzykulturowa". Rozmawialiśmy m.in. o szoku kulturowym.

- Czy ktoś z Was doświadczył SK? - zapytałam.

Pokiwali głowami.

- W którą stronę? Jak przyjechaliście tam? Czy jak wróciliście do Polski?

- Tam to nie - powiedział mężczyzna, który był 3 razy... w Afryce - ale tutaj za każdym razem. Rok potrzebowałem, żeby się zaaklimatyzować. A jak mi było źle, to jechałam na następną misję.

Cisza.

Prawo jazdy... prawo jazdy... skup się na prawie jazdy!


Tak na wszelki wypadek umieściłam... bo to Warszawa, 
tu się zdaje po kilka razy w zależności od pakietu szczęścia w życiu, 
jaki się posiada ;) 

---------------------------------------------------

It is my second week when I'm going on theoretical drivers lessons and believe me - the practice looks much easier than the theory!

Besides, I realized that I did what I always do every time. "When people want to turn left, Nat turns right."... sooo, I'm doing drivers lessons during the most difficult period of the year when the weather is changing very often and one day it rains and next it snows.... yep, but no one will tell about me that I will be a driver who cannot use the wipers!!! I'm sure that turning the wipers on and off will be my favorite activity!

Is it terrible for me?

No, it isn't. I was much more terrified one day before my flight to Australia (if you don't believe me ask my parents!)... going on the drivers lessons is only a quarter of that fear... so, no worries Nat! Everything will be ok :-)

Isn't it ironic, anyway, that I realized at the end of the world that a drive license is useful (especially... at the end of the world!). So if I want to go back to Austra... I mean... yyyy... never mind! 

On Saturday I had a workshop for the students. The subject: "Intercultural education". We were talking about a cultural shock.

- Have you ever felt it? - I asked.

They nodded.

- When it was? When you go back to Poland or maybe you get to a new place?

- When I went back to Poland - answered a man... who had been in Africa tree times!!! - I needed one year to feel comfortable in Poland and when I had a problem with it I decided to go on the next voluntary in Africa.

Yep... I heard only the silence in a classroom... 

So, Nat, please, be concentrated on your drive licence and just do it as fast as you can... please darling... just do it! 

"- Why you didn't pass the first time?
- Because they really want to meet again with the best drivers!"

In Poland especially in Warsaw you have to be lucky to pass the exam the first time... 
even if you are a great driver you have to find a great examiner ;-)

wtorek, 9 grudnia 2014

Kto ukradł słoneczko...

Co ratuje mnie, żeby nie popaść w otchłań rozpaczy wśród szarości dnia codziennego???


Muzyka... znów myślę o powrocie do tańca...

Rok temu też tak pomyślałam, co przyczyniło się do kupna biletów do Australii... hmmm... 

Nie umiem przywyknąć do braku słońca... codziennie rano budzę się i zastanawiam, kto ukradł słoneczko... paradoksalnie odżywam nocą, a w ciągu dnia najchętniej bym spała. 

Od dzisiaj zaczynam kurs na prawo jazdy, bo to jedyna rzecz, której jestem pewna. Innych decyzji nie podejmuję, zostawiam sobie czas na to, co przyniesie mi życie, a wierzę, że przyniesie mi to, co dla mnie dobre.

A poniżej mój ukochany film, jaki puszczam na zajęciach z pedagogiki międzykulturowej :D Tak mi się jakoś przypomniał po powrocie do Polski ;-)

Uwaga!!! Polacy pozbawieni dystansu do siebie, niechaj nie oglądają!!!