Mam zdjecie z koala, wombatem, possumem, wezem i krokodylem.
Zartuje, z tym ostatnim nie mam fotki, ale widzialam go w parku... przez szybe... wiem, nie liczy sie... ALE widzialam!!!
Glaskalam kangury za uszami - lubia to skubance!
W parku spotkalam 3 Polakow... moj zachwyt byl odwrotnie proporcjnalny do ich. Poziom rozmownosci w skali od 1 do 10 oceniam na 1... bez komentarza!
Jak im powiedzialam, ze nie mam planow, nazwali mnie podrozniczka... ciagle mi to slowo nie lezy...
Gralam w Scrabble po angielsku i ogralam G., u ktorej spedzilam 2 cudowne dnie na przedmiesciach Perth.
Dziennie ucinam ze 3 przemile rozmowy z przypadkowo spotkanymi ludzmi... i stwierdzam, ze to jest najmlisza i najwazniejsza czesc mojej podrozy.
Teraz jestem w Centrum Perth... i nie mam ochoty stad wyjezdzac. Nie wiem, czemu, ale polubilysmy sie od pierwszego wejzenia!
Dzis wieczorem ide na spotkanie klubu ksiazki... panie beda rozmawiac o ksiazce, ktora przeczytaly... ciekawe, ile z tego zrozumiem ;) Ale niewazne! Spotkanie bedzie w domu kobiety pochodzacej z Indii... czy spotkaloby mnie cos takiego, gdybym nocowala w hostelach??? I don't think so! [nie sadze!]
Jutro zamierzam sie kapac w oceanie razem z D., u ktorej mieszkam!!
Zaczelam pic herbate z mlekiem, wino i jesc obfite kolacje (bo tutaj wszystko jest na odwrot i kolacja to najwiekszy posilek!).
Wybaczcie znajomi wegetarnianie... jakie oni tu maja smaczne mieso!!!
Powoli w mojej glowie zaczyna sie tworzyc plan... wokol tego planu jest duzo spokoju.
Dobrze mi tu... Perth mi sluzy... moj katar powoli znika.