środa, 12 listopada 2014

I know that I can't but I don't care!!!

Yesterday I was in Ukulele evening.

No, I didn't play... but I was singing the songs... I have heard the first time in my life.


I don't know where my home is... or maybe I know but I'm still too afraid to say it loudly...

I'm still in Fremantle and cannot leave this place. There is something in my legs what tells me: "stay here, don't leave, just stay".

Yesterday I was at a lecture about Aboriginal people, today I will be painting... with Aborigines... I know that I can't but I don't care!!!

Could you explain me why I can watch the birds the whole time?

Could you explain me why they are so fascinating?

Could you explain me who I am... because sometimes I really don't know... or maybe I know but I'm still to afraid to say it loudly...

---------------------------- 

Wczoraj bylam na wieczorze Ukulele.

Nie, nie gralam na Ukulele... ale spiewalam piosenki, ktore slyszalam po raz pierwszy w zyciu...

Nie wiem, gdzie jest moj dom... chociaz... moze to wiem, ale wciaz zbyt mocno boje sie powiedziec to na glos...

Nadal jestem we Fremantle i nie potrafie opuscic tego miejsca. Jest cos takiego w moich nogach, co mi mowi: "zostan tu, nie opuszczaj tego miejsca, po prostu zostan".

Wczoraj bylam na wykladzie o Aborygenach, dzisiaj ide malowac... z Aborygenami... wiem, ze nie potrafie, ale co z tego!!!

Czy ktos moglby mi wytlumaczyc, dlaczego moge obserwowac ptaki godzinami?

Czy ktos moglby mi wytlumaczyc, co jest w nich fascynujacego?

Czy ktos moglby mi wytlumaczyc, kim jestem... bo czasem naprawde tego nie wiem... chociaz... moze to wiem, ale wciaz zbyt mocno boje sie powiedziec o tym na glos... 

poniedziałek, 10 listopada 2014

I remember you...

Dotarlam do Fremantle.

Spedze tu 4 dni, bo dobrze jest wracac do miejsc, ktore pokochalo sie od pierwszego wejrzenia.

Od razu po "zameldowaniu sie" w hostelu, poszlam zapisac sie na warsztaty z malowania, ktore odbeda sie w Galerii Sztuki Aborygenskiej...

- Is it your first time here? [Jestes tutaj poraz pierwszy?]
- No, it isn't. I was here two weeks ago. [Nie, bylam tutaj 2 tygodnie temu.]
- I remeber you. [Pamietam cie.]

Fremantle bylo dla mnie magiczne od samego poczatku... rano tuz po przybyciu pomyslalam sobie, ze nie zaplace za butelke wody 2-3 dolarow... wiec zaczelam paletac sie po miescie i co??? I butelka pelna wody lezala na ulicy... wylalam wode, napelnilam swieza (tutaj nie warto jej kupowac; raz, ze kranowa jst swietna, dwa, ze blisko plazy sa kraniki z woda... darmowe!]

A potem spotkalam Aborygenke we wspomnianej wczesniej galerii sztuki... to bylo wyjatkowe spotkanie... mam nadzieje, ze zobacze ja w czwartek...

Poza tym pokochalam ptaki... pelikan robi na mnie wieksze wrazenie, niz plywajacy delfin... ktorego mam na filmie ;) Pelikana tez mam!

Wczoraj uswiadomilam sobie, jak durnym czlowiekiem jestem... w Afryce martwia sie o wode, jedzenie, a mnie glupia komorka wyprowadza z rownowagi... wczoraj rano pomyslalam sobie: "ok, zzarlas mi sporo kasy, nie sluchasz sie mnie, ale wiesz co? nie zepsujesz mi tego dnia! o nie!"... nie zepsula... chociaz byla na bardzo dobrej drodze.

Polubilam ludzi w hostelach... serio... moze dlatego, ze w Busselton wreszcie spedzilam jeden dzien tak, jak JA tego chcialam. Zero zwiedzania, gonitwy, ogladania i fotografowania... dzien spedzony na dwoch dluuuugich spacerah po plazy, czytaniu ksiazki, saczeniu kawy i pojsciu do kina... z kina wyszlam kochajac absolutnie wszystkich.... nawet moich wspollokatorow z pokoju!

P.S. Cudownie jest zadzwonic do rodzicow po 3 tygodniach rozlaki :)



czwartek, 6 listopada 2014

Wieczorem ide do kina.

Wieczorem ide do kina.
 
Kupilam bilet na 18... przepraszam, na 6 wieczorem... tu nikt nie uzywa godzin typu 18, 19...
 
Mialam do wyboru: dwa filmy wojenne, horror i komedie romantyczna... wybralam ten ostatni - na wakacjach w koncu jestem!
 
Czy w Polsce tez juz mozna kupic w sklepach swieteczne gadzety???? Bo tu juz swieta pelna para wkroczyly do supermarketow!!!!
 
Czy ja juz mowilam, jak ja sie ciesze, ze jutro w Mandurah ktos bedzie na mnie czekal????
 
I ze we Fremantle moge zatrzymac sie az u dwoch osob, bo mi odpowiedzialy... a w Perth wracam do D., z ktora plywalam rano w oceanie???
 
Aaaaaaaaaa, wreszcie wracam do takiego podrozowania, ktore mi w 100% odpowiada, bo hostele niestety sprawiaja, ze ledwo co sie obudze, juz chce je opuscic... i tak tez robie... jest to niesamowity paradoks, bo w hostelach jest od cholery ludzi.... a ja nigdzie bardziej nie czuje sie samotna, niz wsrod hostelowych mieszkancow...
 
Dzis, a wlasciwie wczoraj zycie dalo mi kolejna lekcja... tak bardzo chcialam miec plan, tu nocleg, tam jade rano, tam wieczorem i co???
 
Ledwo, co kupilam bilet do Mandurah... dostalam maila od przemilej pary z Augusty, ze jakby co moge do nich wpasc... fakt, ze odpisali po tygodniu, ale odpisali i wydawali sie mega sympatyczni... ale co???? Planow mi sie zachcialo....
 
Lekcja nr 5896: w podrozy strzez sie planow jak wroga swego!!! Gorszego nie spotkasz...
 
Cenna lekcja, dziekuje za nia! Ale do Australii z pewnoscia wroce, wiec nic straconego ;)
 
W koncu nawet sim-karte australijska mam, ktora nie dziala na moim piep.... zablokowanym telefonie, ale MAM! I nie zawaham sie jej uzyc nastepnym razem, kiedy stane na australijskiej ziemi!!!!
 
Wlasnie siedze w bibliotece i kmputer obok siedzi Azjatka. Jakis film na youtubie oglada i z czestotliwoscia co minute wybucha smiechem tak glosnym, ze polowa Australijskich rekinow to slyszy... w Pl juz dawno ktos by jej zwrocil uwage... ale ja jestem w Australii i sama nie wiem, czy bardziej mi sie to podoba, czy mnie to drazni... a jej smiech jest naprawde irytujacy!!! Wierzcie ;)
 
Jutro jade do Mandurah... tak, wiem, ze juz wiecie, ale powtorze to!!!

Bedzie tam ktos na mnie CZEEEEEEEE-KAL :D
 
 

"...i znowu ktos bedzie na mnie czekal..."

Wczoraj mialam kryzys... trwal 2 godziny...
 
Co pomoglo???
 
Wizyta w Widlife Park, gdzie karmilam ptaszory... jeden tak mnie polubil, ze mi na ramieniu siadal za kazdym razem, jak otwieralam paczke z jedzeniem...
 
A moglam isc na weterynarie... ech,... ale nic straconego!!!
 
Kontakt ze zwierzakami zdzialal cuda.
 
W Bunbury mialam ze 4 podrywy... trzeba przyznac mezczyznom z tych stron, ze podrywaja niezwykle inteligentnie i czarujaca... a jak dostaja kosza, odpuszczaja i ida dalej.
 
Dzis jestem w Busselton, gdzie wywialo mnie na molo tak, ze nadal czuje wiatr w uszach, ale warto bylo sie przejsc na srodek oceanu... znaczy sie na ten maly kawalek blizej srodka oceanu.
 
W sobote wracam w kierunku Perth (Mandurah)... i znowu ktos bedzie na mnie czekal, i znowu kogos spotkam z Couchsurfingu, a we Fremantle kogos z Servasa... bo poki co nikt na mnie nie czeka i nocleguje sie w hostelach... nie moja bajka, ale na kilka nocy ujdzie.
 
Wracam do Fremantle, bo bylo mi tam niezwykle dobrze... wracam z nadzieja na spotkanie Aborygenek, z ktorymi rozmawialam w galerii sztuki...
 
A w ogole zaczelam odwiedzac galerie... kto ze mna idzie w grudniu do Zachety tudziez Narodowego????
 
Tesknie za rodzicami, przyjaciolkami i szelestem jezyka polskiego... za praca nie tesknie, bo wroce w grudniu do szarej, znanej mi rzeczywistosci... bez ubezpieczenia, wlasnej dzialalnosci, bo nie stac mnie na zwykly ZUS i... aaaa, szkoda gadac...
 
Wczoraj dotarlo do mnie, jak jedna pierdola nalozona na druga moze mi spieprzyc dzien do tego stopnia ze chcialo mi sie wyc... co wtedy chcialam zrobic?
 
Pewnie czesc nie uwierzy, ale chcialam wejsc do kosciola... tutaj jest ich tak malutko... a jak sa, to zamkniete... i tak z kosciola doszlam do Wildlife Park, gdzie karmilam papugi roznych odmian... i kangury. Park bez kangurow to nie park!
 
Tak, cos warto by zrobic Pani Natalio w sprawie pracy ze zwierzetami...
 
I tym optymistyczno-refleksyjnym akcentem koncze...
 
Aaaaa i jeszcze jedno! Nienawidze mojej komorki!!!!
 
Dlaczego?
 
Bo po 2 tygodniach dzialania nagle nie moge polaczyc sie z wifi, a to cholerstwo ma simlocka i nie moge miec australijskiego numeru (wiem! moglam sprawdzic to i usunac przed wyjazdem!) i w ogole... nienawidze jej!!!!!!
 
Na tym koncze, musialam to z siebie wyrzucic!
 
Amen!
 
P.S. Mam sweet focie z papuga!!! Zobaczycie w grudniu ;)


środa, 5 listopada 2014

Are you happy in Poland?

Dotarlam do Bunbury... coraz blizej cywiliazcji zwanej Perth...

Dzis poraz pierwszy mialam kryzys, kiedy uswiadomilam sobie, ze jade w ciemno nie majac pojecia, czy znajde wolne lozko w hostelu... znalazlam. 

Ten hostel w przeciwienstwie do hostelu w Perth wyglada na taki, w ktorym pwinnam sie wyspac... i daja darmowa kawe i ciasto o 18:30 wieczoram, a rano darmowe sniadanie... nooo, taki hostel to ja rozumiem!

Najciekwasze jest to, ze nie mialam problemu ze znalezieniem noclegu na couchsurfingu/Servasie na koncu swiata (Esperance, Albany), ale tutaj na ponad 10 maili otrzymalam zaledwie dwie odopowiedzi - obie odmowne... matko. to jest dopiero koniec swiata...

Chyba pojde rano pobiegac... 

Zgubiwszy sie w Bunbury (czy jest jakies miasto w tym kraju czy tez busz, w ktorym nigdy sie nie zgubie??), zapytalam o droge starszego pana... okazalo sie, ze to "sasiad" z Czech mieszkajacy w Australii od ponad 40 lat... jak dobrze bylo na chwile pogadac po polsku/czesku... 

Im dluzej tu jestem, tym bardziej tesknie za szelestem mojego jezyka, tym mocniej jestem dumna z bycia Polka i nie wyobrazam sobie, zeby moje dzieci nie znaly polskiego jezyka i smaku pierogow, ale na pytanie:

- Are you happy in Poland? [Czy jestes szczesliwa w Polsce?]

... nadal odpowiadam...

- No, I'm not happy. It isn't my place if you know what I mean. [Nie, nie jestem szczesliwa, to nie jest moje miejsce, jesli wiesz, o co mi chodzi.]