poniedziałek, 1 lipca 2013

O kurach domowych, sukcesie i rabarbarze ;-)

Dawno nie było nowego posta! Post siedział w głowie i nie chciał wyjść :-)
Teraz wychodzi, a raczej wywlekam go siłą w bólach, mękach i cierpieniu. Da radę! W końcu to tylko post!

Na początku prowadzania bloga wydawało mi się, że wystarczy mieć temat, usiąść i pisać. 
Ha! Nic bardziej mylnego! Coś takiego jak wena naprawdę istnieje.

Co się pod nią kryje? W moim przypadku chyba proces trawienia tematu i dojrzewania do niego. Bywa i tak, że temat pojawia się w głowie albo (co mi się częściej zdarza) przeczytam o nim w jakieśj ledwo co dorwanej książce i bach! Proces trawienia rozpoczęty!
Przestałam już wierzyć w zbiegi okoliczności w doborze literatury. Nawet to nie dzieje się przypadkowo. 

A najlepsze jest to, że ja kompletnie nie o tym miałam pisać ;-) 

Miało być poważnie, z nutą złości i garścią refleksji. O kurach domowych, sukcesie i rabarbarze. Tak, tak! Rabarbarze. W końcu sezon na rabarbar trwa nadal a ja gotuję kompot za kompotem.

Sukces! W świecie zachodu (to tym, w którym podobno żyjemy) kojarzony z władzą, pieniędzmi, pozycją, wykształceniem. Wszystko w imię zasady im więcej / wyżej, tym lepiej. Aaa i jeszcze zapomniałam o małżeństwie, dzieciach i domku z ogródkiem. Tak mniej więcej postrzegamy sukces.

Czytam właśnie książkę Dr Alexandra Lowena "Przyjemność". Zaczęłam ją czytać jakiś rok temu, a że język wydawał mi się tak mega skomplikowany, że dozowałam  sobie małymi porcjami. Najciekawsze jest to, że dziś ją czytam dużymi porcjami i język wydaje mi się strawniejszy. Hipoteza? Być może to we mnie się coś przestawiło... bo w zmianę stylu pisania w środku książki nie wierzę ;-)

Lowen dużo pisze o sukcesie, ego, przyjemności. Streszczać, o czym jest książka, nie będę. Czy polecam? Normalnym ludziom chyba nie. Psychologom? Jak ktoś lubi klimat pracy z ciałem, czemu nie.

Temat sukcesu niewątpliwe siedzi mi w głowie od kilku miesięcy. Tak, też miałam zapędy, by rzucić w cholerę wszystko i zacząć zarabiać pieniądze. Prawdziwie i duże pieniądze, a potem jeździć raz do roku na drogie wycieczki i po roku dostać wymarzony kredyt mieszkaniowy i kupić wymarzone mieszkanie z minimum 2 pokojami. Nie wiedzieć, czemu akurat właśnie wtedy wróciłam do czytania Lowena, gdzie co drugi akapit mówi mniej więcej: sukces i władza to złudzenie i rekompensata różnych rzeczy z dzieciństwa, problemów nie likwiduje, nie stają się one mniej dotkliwe. Fuck! Czytałam to i czułam jak dostaję obuchem w łeb! O losie, jak dobrze, że sięgnęłam po tą książkę, a pomysły zostania bizneswoman siedziały we mnie jakiś miesiąc, a nie dłużej. 

A teraz o kurach domowych i rabarbarze. I tu o innej książce napisanej przez Jacka Santorskiego i Henrykę Bochniarz "Bądź sobą i wygraj. 10 podpowiedzi dla aktywnej kobiety" (tą książkę zdecydowanie polecam każdemu). 
To, co utkwiło mi po jej przeczytaniu, to pytania mniej więcej takie: 
"zastanów się kobieto współczesna, czego chcesz naprawdę? czy to, czego wymagają od Ciebie pisma/pisemka - sukcesu, czy może wolisz spokojne życie w domu i gotowanie obiadu? obie opcje są tak samo ok, ważne, by wybór, jakiego dokonasz, był w zgodzie z Tobą"... 
kolejne walnięcie w łeb, bo nie sądziłam, że będę szukać odpowiedzi na te pytania kilka tygodni. Pierwszy raz w życiu pomyślałam o byciu kurą domową (czemu to tak paskudnie ktoś nazwał?), jak o czymś tak samo dobrym i normalnym, jak robienie sukcesu... cokolwiek to oznacza.
Pierwszy raz w życiu zadałam sobie pytania: czego chcesz (Kobieto)? o czym marzysz i marzyłaś? Niby takie banalne, a jednak rzadko zadawane.  

Ja na ten moment na część z nich znam odpowiedzi, na część nie...  
ale wiem,...
że nic tak nie rozładowuje złości,...
jak krojenie obranego rabarbaru...
i wsłuchiwanie się w dźwięk jaki wtedy wydaje...
a jest to dźwięk arcy odprężający...
dźwięk jakby ktoś komuś łamał kości :D

Polecam! 

I tym ni z czapy rabarbarowym akcentem kończę tego posta. Miał być o kurach domowych, sukcesie i rabarbarze... był o pytaniach przy okazji kur domowych, sukcesu i rabarbaru :-)  

Smacznego kompotu, póki jeszcze jest rabarbar!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz