Dawno nie było nowego posta! Post siedział w głowie i nie chciał wyjść :-)
Teraz wychodzi, a raczej wywlekam go siłą w bólach, mękach i cierpieniu. Da radę! W końcu to tylko post!
Na początku prowadzania bloga wydawało mi się, że wystarczy mieć temat, usiąść i pisać.
Ha! Nic bardziej mylnego! Coś takiego jak wena naprawdę istnieje.
Co się pod nią kryje? W moim przypadku chyba proces trawienia tematu i dojrzewania do niego. Bywa i tak, że temat pojawia się w głowie albo (co mi się częściej zdarza) przeczytam o nim w jakieśj ledwo co dorwanej książce i bach! Proces trawienia rozpoczęty!
Przestałam już wierzyć w zbiegi okoliczności w doborze literatury. Nawet to nie dzieje się przypadkowo.
A najlepsze jest to, że ja kompletnie nie o tym miałam pisać ;-)
Miało być poważnie, z nutą złości i garścią refleksji. O kurach domowych, sukcesie i rabarbarze. Tak, tak! Rabarbarze. W końcu sezon na rabarbar trwa nadal a ja gotuję kompot za kompotem.
Sukces! W świecie zachodu (to tym, w którym podobno żyjemy) kojarzony z władzą, pieniędzmi, pozycją, wykształceniem. Wszystko w imię zasady im więcej / wyżej, tym lepiej. Aaa i jeszcze zapomniałam o małżeństwie, dzieciach i domku z ogródkiem. Tak mniej więcej postrzegamy sukces.
Czytam właśnie książkę Dr Alexandra Lowena "Przyjemność". Zaczęłam ją czytać jakiś rok temu, a że język wydawał mi się tak mega skomplikowany, że dozowałam ją sobie małymi porcjami. Najciekawsze jest to, że dziś ją czytam dużymi porcjami i język wydaje mi się strawniejszy. Hipoteza? Być może to we mnie się coś przestawiło... bo w zmianę stylu pisania w środku książki nie wierzę ;-)
Lowen dużo pisze o sukcesie, ego, przyjemności. Streszczać, o czym jest książka, nie będę. Czy polecam? Normalnym ludziom chyba nie. Psychologom? Jak ktoś lubi klimat pracy z ciałem, czemu nie.
Temat sukcesu niewątpliwe siedzi mi w głowie od kilku miesięcy. Tak, też miałam zapędy, by rzucić w cholerę wszystko i zacząć zarabiać pieniądze. Prawdziwie i duże pieniądze, a potem jeździć raz do roku na drogie wycieczki i po roku dostać wymarzony kredyt mieszkaniowy i kupić wymarzone mieszkanie z minimum 2 pokojami. Nie wiedzieć, czemu akurat właśnie wtedy wróciłam do czytania Lowena, gdzie co drugi akapit mówi mniej więcej: sukces i władza to złudzenie i rekompensata różnych rzeczy z dzieciństwa, problemów nie likwiduje, nie stają się one mniej dotkliwe. Fuck! Czytałam to i czułam jak dostaję obuchem w łeb! O losie, jak dobrze, że sięgnęłam po tą książkę, a pomysły zostania bizneswoman siedziały we mnie jakiś miesiąc, a nie dłużej.
A teraz o kurach domowych i rabarbarze. I tu o innej książce napisanej przez Jacka Santorskiego i Henrykę Bochniarz "Bądź sobą i wygraj. 10 podpowiedzi dla aktywnej kobiety" (tą książkę zdecydowanie polecam każdemu).
To, co utkwiło mi po jej przeczytaniu, to pytania mniej więcej takie:
To, co utkwiło mi po jej przeczytaniu, to pytania mniej więcej takie:
"zastanów się kobieto współczesna, czego chcesz naprawdę? czy to, czego wymagają od Ciebie pisma/pisemka - sukcesu, czy może wolisz spokojne życie w domu i gotowanie obiadu? obie opcje są tak samo ok, ważne, by wybór, jakiego dokonasz, był w zgodzie z Tobą"...
kolejne walnięcie w łeb, bo nie sądziłam, że będę szukać odpowiedzi na te pytania kilka tygodni. Pierwszy raz w życiu pomyślałam o byciu kurą domową (czemu to tak paskudnie ktoś nazwał?), jak o czymś tak samo dobrym i normalnym, jak robienie sukcesu... cokolwiek to oznacza.
Pierwszy raz w życiu zadałam sobie pytania: czego chcesz (Kobieto)? o czym marzysz i marzyłaś? Niby takie banalne, a jednak rzadko zadawane.
Ja na ten moment na część z nich znam odpowiedzi, na część nie...
ale wiem,...
że nic tak nie rozładowuje złości,...
jak krojenie obranego rabarbaru...
i wsłuchiwanie się w dźwięk jaki wtedy wydaje...
a jest to dźwięk arcy odprężający...
dźwięk jakby ktoś komuś łamał kości :D
Polecam!
I tym ni z czapy rabarbarowym akcentem kończę tego posta. Miał być o kurach domowych, sukcesie i rabarbarze... był o pytaniach przy okazji kur domowych, sukcesu i rabarbaru :-)
Smacznego kompotu, póki jeszcze jest rabarbar!
I tym ni z czapy rabarbarowym akcentem kończę tego posta. Miał być o kurach domowych, sukcesie i rabarbarze... był o pytaniach przy okazji kur domowych, sukcesu i rabarbaru :-)
Smacznego kompotu, póki jeszcze jest rabarbar!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz