poniedziałek, 24 grudnia 2018

Nazywam się Pani "za dużo".

Obiecałam sobie kiedyś, że nigdy, przenigdy nie chcę żałować, że czegoś nie zrobiłam, nie napisałam, nie powiedziałam.

Ryzykuję jedynie to, że się zbłaźnię lub w czyjejś ocenie będę zachowywała się jak skończona idiotka.

Cóż... bo to raz ktoś tak o mnie pomyślał i pewnie pomyśli jeszcze setki razy.

Ja i tak wiem swoje i nie zawaham się znowu napisać o kilka słów "za dużo", powiedzieć "za dużo" i zrobić "za dużo".

A dlaczego?

A dlatego, że lubię stawiać sprawy jasno zwłaszcza, jeśli chodzi o bliskie mi relacje i wolę o coś powalczyć, choć walka raczej jest na przegranej pozycji.

Podzielić się swoimi odczuciami, choć jest duże prawdopodobieństwo, że przyjmie je jedynie klawiatura mojego laptopa.

Nie, nie biczuję się za to "za dużo"... a przynajmniej staram się biczować jak najmniej. 
www.pixabay.com

A wiesz dlaczego?

A dlatego, że ja tym "za dużo" po prostu jestem na co dzień.

Za dużo energii, radości, emocji, zmian, eksplozji, smaków, podniet i wszystkiego, co jest związane z moim życiem.

Tak, nazywam się Pani "za dużo" i dobrze mi z tym.

Co ryzykuję?

Jedynie kolejną 16.867 ocenę, którą jak nie za to, to otrzymam za coś innego.

Twoja ocena nie mówi nic o mnie. 

Jest tylko TWOJA!

Chcesz mnie ocenić za coś?

Proszę bardzo, śmiało, nadstawiam policzki, otwieram szeroko klatę... wal z całych sił, przyjmę wszystko!

Nazywam się Pani "za dużo"... i pierwszy raz w życiu dobrze mi z tym!

www.pixabay.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz