czwartek, 18 lutego 2016

Pierwszy raz w życiu naprawdę go pokochałam.

Przyszedł taki moment w moim życiu, że zapragnęłam wrócić do źródeł. 

Nie do źródeł słowiańskich czy jakichkolwiek, które dotyczą mojej rodziny, ale źródeł mojego wyglądu.

Tak się jakoś złożyło... pewne wydarzenia... pewien człowiek... i nagle w sercu pojawiła się potrzeba powrotu do naturalnego koloru włosów i długości, która przez prawie 20 lat była długością mojego życia.

A że włosy zawsze miałam przepiękne, grube i lśniące, to tym bardziej powrót do nich jest czymś, o czym marzę od ponad pół roku. 

Dlatego bardzo proszę nie reagować na mój widok: "ooo, zmieniłaś fryzurę" czy "ooo, włosy ci nie stoją, jak dawniej"... nie, nie stoją, bo jak u licha mają stać, jak są o kilka cm dłuższe niż zazwyczaj??? 

Myślałam, że ten proces będzie mnie wkurzał.

Z szoku wyjść nie mogę, że im dłuższe są moje włosy, im bardziej leżą, tym bardziej mi się podobają.

A ten kolor???

Pierwszy raz w życiu naprawdę go pokochałam.

Co mi strzeliło do głowy, żeby farbować się na blond????

Co mi strzeliło do głowy, żeby jechać w blond włosach do Australii????

Stanowczo muszę naprawić ten błąd i wrócić tam z normalnym kolorem na głowie ;-)

A mówiąc serio... nieziemsko podoba mi się ten stan pomiędzy podjętą decyzją, a efektem końcowym.

O czym marzę?

O warkoczu!

Nie wcześniej niż za dwa lata będę mogła go zapleść, ale zrobię to i będzie to najpiękniejszy, i najgrubszy warkocz na świecie.

Właściwie długie włosy śnią mi się od jakiegoś czasu...

We śnie są jeszcze za krótkie, żeby je spiąć w warkocz, ale już wystarczająco długie, żeby je złapać z tyłu... 

                          Fotografia: Anna Sychowicz //Modelka: Thinloth

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz