wtorek, 8 listopada 2016

Tak, wierzę w moc ucieczki!

Irlandia była ucieczką, której bardzo potrzebowałam.

Był styczeń, na moją głowę zwaliło się kilka spraw i jednego, czego byłam pewna, to tego, że muszę wyjechać z Warszawy teraz, natychmiast, w ciągu jednego dnia. 

Po prostu uciec jak najdalej się da.

Przedstawiciele mojej byłej branży krzyknęliby jednogłośnie, że ucieczka jest zła, nie rozwiązuje problemów... bla bla bla...

Ci, którzy znają mnie dobrze wiedzą, że zaraz napiszę coś kompletnie innego, bo z mojego doświadczenia wynika, iż wszystkie moje "ucieczki" były jednymi z najcenniejszych doświadczeń w życiu.

Fakt, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że to, przed czym uciekamy i tak nas dogoni... ale skoro może nas dopaść miesiąc później, to niechaj tak się stanie. 

Moje ucieczki są już na tyle wpisane w moje życie, że stały się rodzajem rytuału, którego potrzebuję i który pozwala mi nabrać dystansu do tego, co mam w sercu.

I nigdy w życiu nie powiedziałabym, że uciekanie jest złe.

Uciekanie na chwilę (chwila może trwać dzień, miesiąc, lata) jest potrzebne. 

Jak artyści to robią, to nikt nic nie mówi, ale jak zrobi to przeciętny Kowalski, to dostaje w łeb!

Aborygeni są fatalnymi pracownikami, bo mają w swojej naturze taki mechanizm, który mówi im, że dziś tego dnia,  w tym momencie mają wyjść i iść... iść, iść, iść tak długo, aż dojdą do domu...

Pamiętam ten moment, kiedy przeczytałam te słowa... pamiętam, jak zawibrowały mi w głowie... "Przecież ja też tak mam!" pomyślałam.

Też czasem muszę coś rzucić i po prostu wyjść albo wybiec albo jedno i drugie.

Czy mi to pomaga?

Nie robiłabym tego, gdyby nie pomagało!

Nie pojechałabym do Irlandii, gdyby nie mocne przekonanie, że wyjechać muszę, bo jak tego nie zrobię, to oszaleję.

Nie pojechałam do Irlandii po doświadczenie.

Nie pojechałam do Irlandii po pieniądze.

Nie pojechałam do Irlandii po piękne referencje, choć za wszystkie te rzeczy jestem bardzo wdzięczna.

One były przy okazji.

Pojechałam do Irlandii, bo musiałam uciec.

To, co miało mnie dogonić, dogoniło, ale dziś wiem, że gdybym była w Polsce, nie poradziłabym sobie z tym.

O irlandzkiej ziemi jestem w  stanie pisać długie listy, wiersze i pieśni, bo szczerze wierzę w moc i ciepło tego miejsca.

Otuliła, wygłaskała i skonfrontowała mnie z milionem rzeczy w tak subtelny i tak łagodny sposób, że stały się one czymś normalnym i moim, choć trudnym i pełnym łez.

Tak, wierzę w moc ucieczki!

Wierzę w moc pakowania się, rzucania wszystkiego i jechania przed siebie.

Cel?

Bez celu.

Byleby wybiec, byleby się ruszyć, byleby iść przed siebie, a reszta przyjdzie sama.

Dziękuję Wam moje ucieczki za bycie ważną i niezwykłą częścią mojego życia. 

Nigdy, przenigdy nie dajcie sobie wmówić, że jesteście złe!

Jesteście niezwykle potrzebne i mądre, bo czasem, żeby ruszyć do przodu, trzeba zrobić dwa kroki do tyłu.

Przynajmniej w moim życiu taka strategia działa.

Irlandio... dziękuję za wszystko! 

Za bycie moją osobistą ucieczką, za bycie spotkaniem, za bycie mną.

Dziękuję Kochana :* 

Pełna tęsknoty i wdzięczności

Twoja na zawsze

N.

P.S. Australio, Twoja również... :* 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz