Jest coś takiego w irlandzkiej ziemi, że budzi ona we mnie najsilniejsze pokłady pisarskiej weny, o jakich bym siebie nigdy nie podejrzewała.
Właściwie są dni, że tworzę dwa, trzy posty jednocześnie... tak po prostu!
Fakt, faktem jest to jedna z najbardziej ukochanych rzeczy, jakie w życiu robię, choć nie mam z tego ani grosza,... ale może warto nisać, że PÓKI CO nie mam z tego ani grosza!
Gdyby nie moja nauczycielka polskiego, która stwierdziła już w gimnazjum, że ja się do klasy humanistycznej nie nadaję, pewnie zaczęłabym moją przygodę z pisaniem dużo wcześniej.
Swoją drogą milion razy zastanówcie się zanim strzelicie komuś taką opinię. Ja - typ bardzo niepokorny dałam sobie radę, żebu ją olać i iść za głosem serca (a serce zawsze kochało zabawę słowem... przecież właśnie dlatego chciałam iść na wydział tłumaczeniowy i po to zdawałam maturę z dwóch języków, ale po czasie okazało się, że język włoski nie był brany pod uwagę :-( ale jest multum ludzi, którzy naprawdę uwierzą w wątpliwą "mądrość" nauczyciela czy rodzica.
Zabawa słowem jest dla mnie tym, czym żonglerka przyprawami w rękach wybitnego kucharza.
Dla mnie to sztuka najwyższych lotów, dlatego tak bardzo cenię pisarzy, którzy mają taką wiecie... powieściową łatwość doboru odpowiednich słów. Szczerze jej zazdroszczę, ale być może ja nie mam opisywać nierealnego świata, a właśnie opisywać tylko to, co widzę i czuję.
Nie wiem, ale powieść to bym sobie jakąś kiedyś napisała... taką z dialogami!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz