Przychodzi w końcu taki dzień, że na moim masażowym stole pojawia się spełnienie moich najskrytszych marzeń!
Nie, nie pojawił się u mnie Clooney ani Depp ani inny Bolt, ale pojawiła się ona.
Starsza Pani, która poprosiła o niezbyt mocny masaż... a że prośba ta jest tutaj niezwykle rzadka, więc na początku badałam...
Badałam, na ile mi ciało pozwala, na ile chce, na ile życzy sobie być dotykane....
Czasem trafiałam idealnie z dociskiem, czasem mięśnie wyraźnie pokazywały mi, że przesadziłam i wtedy głęboko w sercu mówiłam do nich: "przepraszam" i powtarzałam ten sam ruch, ale o trzy tony lżej.
I było w tym masażu coś z wirtuozerii niesłychanej, bo czułam się jak muzyk, który w rękach trzyma samego Stradivariusa.
Trzyma i z pewną dozą nieśmiałości, przepełniony ogromnym szacunkiem do Instrumentu, gra swoje pierwsze dźwięki, jakby grał je pierwszy raz w życiu.
Wzruszył mnie ten masaż niesłychanie...
Poczucie wdzięczności przepełniało mnie niezwykłe, bo to ja dostąpiłam zaszczytu pomasownia pięknej, dojrzałej kobiety.... a jej ciało było przepełnione doświadczeniem, mądrością i miłością.
Zawsze wiedziałam, że w masowaniu starszych osób musi być coś wyjątkowego...
I jest...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz