Przychodzi taki moment masażu, że trzeba go wreszcie zakończyć... więc tak też zrobiłam według znanego mi dobrze schematu.
Podotykałam czakr, omiotłam wokół klienta to, co mu zbędne i oddałam tamtym na Górze (skoro dali, niech zabierają!), podeszłam i spytałam, jak się mój klient czuje, wyłączyłam muzykę i następny proszę...
- Jak się czujesz?
- Jak w niebie - odpowiedziała klientka.
- Niestety nadal jesteś na ziemi - odpowiedziałam inteligentnie... i wtedy zaczęła się nasza rozmowa.
- Nie wiem, kto cię tego nauczył, ale to było wyjątkowe - powiedziała ze łzami w oczach.
- Otrzymałam w swoim życiu wiele masaży, ale bardzo rzadko czułam takie połączenie masażysty z osobą masowaną... jakby to powiedzieć... niektórzy masażyści... na chwilę zawahała się szukając odpowiednich słów.
- Wiem co masz na myśli... niektórzy po prostu tylko pracują z mięśniem - weszłam jej w słowo, bo znam doskonale takie masaże, kiedy ktoś mnie porządnie przeorze, rozluźni mi mięśnie, ale na tym kończy się cały masaż.
- Dokładnie, a ja czułam połączenie dusz. To było bardzo uzdrawiające.
I potem jeszcze usłyszałam, że Irlandia nie może mnie wypuścić (!), że koniecznie mam tutaj robić Lomi Lomi Nui i że masaż to moja droga, i że pomogę wielu ludziom...
Stałam nad nią ze łzami w oczach, kompletnie osłupiała nie za bardzo wiedząc, co innego mam powiedzieć aniżeli "dziękuję!", więc powiedziałam jej to chyba ze sto razy nie umiejąc inaczej wyrazić swojej wdzięczności.
A teraz piszę sobie tego posta siedząc w Irlandii... ja - psycholog z wykształcenia, który obraził się na psychologię (przynajmniej na jakiś czas) i postanowił nauczyć się masażu.
Tak po prostu!
I stoję nad tym stołem i słyszę nie raz, że dotyk był idealny, że docisk nie za mocny, nie za słaby... i tak sobie zbieram w sercu te informacje i utwierdzam się w tym, że to, co tak przez wielu nie było rozumiane (przeze mnie chyba też nie), a co nazywam moim odejściem od psychologii, było jedną z najlepszych decyzji w moim życiu.
Paradoksalnie w ogóle nie czuję, żebym zmieniła zawód... jedyne, co uległo zmianie, to moje narzędzia pracy...
Czy lepsze???
Trudno stwierdzić, ale to dzięki nim czuję ludzi tak, jak czuć się powinno, na poziomie duszy, a nie słów.
Serca, a nie głowy!
I ta perspektywa znacznie bardziej mi odpowiada i w niej jestem po prostu lepsza!
Ja dziś rozmawiam z ludźmi nie używając słów...
O świecie mój kochany! O Bogowie, o Boginie... O Ty najważniejsza N., dziękuję za drogę, na której jestem. Choć przeraża mnie ona od początku, to wiem, że zaprowadzi mnie tam, gdzie będzie mi po prostu dobrze! Dziękuję....
Dziękuję równiez Tobie Irlandio za zaproszenie i gościnę, za bardzo dobre serce i życzliwych ludzi.. ale...
... jeśli chodzi o to nie wypuszczanie mnie, to ja mam sprawę...
... Ty zadziałasz coś w kierunku afrykańskiego klimatu, a ja tu zostaję na zawsze.
Wchodzisz w to?!
Wiem, wiem!
Dziś było fenomenalnie jak na irlandzkie warunki!
Ciepło i bezwietrznie.
Ciepło i bezwietrznie.
Starasz się Kochana, to Ci trzeba przyznać!
I za to Cię kocham!
Twoja N.
Twoja N.
P.S. Tak , Australio! Ciebie też kocham (choć nasza miłość jest inna). Nie zapomniałam o Tobie. Ja po prostu mam bardzo pojemne serce, które pomieści wszystkie Was naraz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz