Przychodzi taki moment bycia w Irlandii, że nawet meszki mają mi coś ważnego do powiedzenia.
Od dwóch dni utrudniają mi tańczenie fregaty w moim ukochanym miejscu.
Nawet negocjacje nie pomagają.
Dziś na pytanie: "Co chcecie mi powiedzieć?" nie otrzymałam odpowiedzi, więc przerwałam taniec, wyłączyłam muzykę i wróciłam do pokoju, żeby zmienić buty, bo tam gdzie chciałam dojść, baleriny nie były najlepszym rozwiązaniem.
Przebrałam się i ruszyłam w drogę do kolejnego pięknego miejsca.
Włączyłam muzykę, łzy naciekły mi do oczu (nic nowego!) zaczęłam tańczyć i już wiedziałam, że to będzie moje nowe miejsce na taniec.
Widocznie mam tu prowadzić koczowniczy tryb życia i nawet miejsce do tańca mam zmieniać - przyjmuję to z pokorą.
Pokoje do masażu też zmieniam jak dzika, bo mój stół do masażu wydaje dziwne dźwięki i trzeba go naprawić... radia, których ostatnio używałam.... też nie chciały ze mną współpracować pod względem... dźwięku...
UPS! Zdaje się, że tutaj wszystko chce mi coś powiedzieć.
No słucham Was uważnie, ale mam propozycję!
Przemawiajcie! jak najwięcej przez ludzi... z angielskim dużo lepiej sobie radzę niż z bliżej nieznanymi mi dźwiękami, które wydają różne sprzęty dookoła.
Przemawiajcie! jak najwięcej przez ludzi... z angielskim dużo lepiej sobie radzę niż z bliżej nieznanymi mi dźwiękami, które wydają różne sprzęty dookoła.
No... i tak sobie rozmawiam z tą moją Irlandią, bo ufam tej ziemi bezgranicznie.
Bo szczerze wierzę, że gdzie serce moje, tam dom mój...
A tu zdecydowanie był, jest i będzie kawałek mnie !
Na zawsze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz