poniedziałek, 31 grudnia 2018

...bo cel najważniejszy straciłam z oczu...

31 grudnia jest pod wieloma względami dniem wyjątkowym i nie chodzi tu o datę i że to Sylwester, bo ja Sylwestra od wielu lat spędzam w piżamie i mam prawdę mówiąc gdzieś te wszystkie imprezy, alkohole i słodkie postanowienia.

W tym roku 31 grudnia jest wyjątkowy, bo postanowiłam usiąść do dokumentów mojej firmy i je uporządkować, sprawdzić, co jest, a czego mi brakuje.

www.pixabay.com

Na szczęście wszystko jest tyle, że niepodrukowane :P 

I siedząc nad tymi wszystkimi dokumentami naszła mnie myśl, jak bardzo zaniedbałam swój biznes "W dialogu z..." na koszt biznesów, które są mi tak obojętne, jak śnieg sprzed 40 lat. 

I głupio mi się zrobiło okrutnie, bo w sumie właśnie po to poszłam na kurs rachunkowości, żeby ogarniać swoje rzeczy, a nie czyjeś.

Super, że przez jakiś etap w życiu mam okazję bycia księgową ALE nie taki był mój cel, bo cel najważniejszy straciłam z oczu...

Przepraszam Cię za to... wiem, że to, co dziś zrobiłam, było jedną z najbardziej czułych rzeczy, jakie zrobiłam dla Ciebie od wieeeeeelu miesięcy.

I można by stwierdzić, że mi odbiło, bo gadam do swojego biznesu... masz rację!

Ja po prostu uważam, że jest On osobnym, cudownym bytem, o którym zapomniałam i którego zaniedbałam...

I tu nasuwa się kolejne pytanie... 


Co jeszcze i kogo jeszcze zaniedbałam w tym roku, 
bo ktoś lub coś przysłonił mi sobą oczy?

O Mamo... 

Czasu nie cofnę, ale jakby to było wyciągnąć z tego wnioski 
i od jutra posyłać czułość i wsparcie tam, 
gdzie zawsze chciałam je posyłać?

Przepraszam... wybacz mi proszę... dziękuję... kocham cię... i chyba to będą najlepsze słowa wprost z hawajskiej mądrości wzięte <3

Przepraszam Ciebie... przepraszam Siebie...
Wybaczam Tobie... wybaczam Sobie...
Dziękuję Tobie... dziękuję Sobie...
Kocham Ciebie... kocham Siebie...

Ech... jak to (nad)zwyczajny biznes może Ci dać świadomość tego, co w życiu ważne <3

W dialogu z... DZIĘKUJĘ!

Jesteś czymś więcej, niż mi się wydawało <3 

www.pixabay.com

czwartek, 27 grudnia 2018

"... nie ściągaj do swojego poziomu innych tylko dlatego, że Ty tam jesteś."

Przyszedł taki moment mojej pracy z młodzieżą, w którym po pierwsze przestałam się przejmować tym, czym przejmowałam się latami, a po drugie przestałam się certolić z tymi, którzy siedzą przede mną. 

O dzisiejszej młodzieży można by pisać poematy, wiersze, dramaty.

Wciąż mnie pozytywnie zaskakują, zachwycają, ale coraz częściej zasmucają.

I to, co chyba najbardziej mnie uderza w pracy z młodymi ludźmi teraz w porównaniu do ich rówieśników sprzed 10 lat, to fakt, że oni kompletnie nie potrafią i/lub nie chcą słuchać.

I o ile ja jakoś jestem w stanie wywalczyć różnymi sposobami, żeby słuchali mnie, o tyle kompletnie mają gdzieś swoich kolegów... 


www.pixabay.com

Raz nawet usłyszałam z ust młodego człowieka w okolicach 15 r. ż., że on nie będzie słuchał tego, co koledzy mają do powiedzenia i woli ten czas spędzić produktywniej... rozmawiając z kolegą obok...

Serio!

Tak mi powiedział... kopara i wszystkie członki mi opadły.

Z kolei inna klasa podzieliła się mniej więcej na pół... z czego połowa była zainteresowana zajęciami, druga skutecznie tej pierwszej utrudniała udział.

Kiedy widzę takie rzeczy, wyciągam działa... działa słów i mocy wszelakiej, bo zostawić im to tak po prostu bez pokazania, tego, co robią, uważam za skrajny brak profesjonalizmu.

Zajęcia przerwałam, bo to była połowa ostatniej lekcji, poprosiłam ich o ustawienie krzeseł, ławek i zajęcie miejsc tak, jak na lekcji.

Byli w lekkim szoku, no bo mało który dorosły ot tak nagle przerywa swoją pracę... przecież jego obowiązkiem jest kontynuować.

Chwilę pomilczałam, co by zbudować napięcie i zaczęłam monolog.

Padło w nim wiele słów - dział, zdań o mocy herosów, ale jedno z nich poszło nawet w moje własne pięty, a brzmiało mniej więcej tak:

"To, że jesteście niezainteresowani słuchaniem, nauką, rozwojem to bardzo proszę nie przeszkadzajcie w słuchaniu, nauce i rozwoju innym."

Szczerze lubię ten moment, kiedy w sali jest grobowa cisza i nawet mucha bałaby się zabrzęczeć, więc powtórzę jeszcze raz, ale tym razem dla tych dorosłych: 

"To, że jesteście niezainteresowani słuchaniem, nauką, rozwojem to bardzo proszę nie przeszkadzajcie w słuchaniu, nauce i rozwoju innym. Chcesz siedzieć i nic nie robić? Ok, ale nie ściągaj do swojego poziomu innych tylko dlatego, że Ty tam jesteś."

Poszło w pięty i mi... 

A tak poza tym mamy fajną młodzież i już dawno przestałam mieć do nich pretensje o ich zachowanie... to nie ich wina. 

To MY dorośli dajemy ciała, a oni są tylko i wyłącznie naszym odbiciem.

Zostawiam to ku refleksji dla wszystkich tych, którzy mają dzieci... bo ja się z Waszymi dziećmi widuję przeważnie RAZ w życiu, a świata sama nie zbawię.  

poniedziałek, 24 grudnia 2018

Nazywam się Pani "za dużo".

Obiecałam sobie kiedyś, że nigdy, przenigdy nie chcę żałować, że czegoś nie zrobiłam, nie napisałam, nie powiedziałam.

Ryzykuję jedynie to, że się zbłaźnię lub w czyjejś ocenie będę zachowywała się jak skończona idiotka.

Cóż... bo to raz ktoś tak o mnie pomyślał i pewnie pomyśli jeszcze setki razy.

Ja i tak wiem swoje i nie zawaham się znowu napisać o kilka słów "za dużo", powiedzieć "za dużo" i zrobić "za dużo".

A dlaczego?

A dlatego, że lubię stawiać sprawy jasno zwłaszcza, jeśli chodzi o bliskie mi relacje i wolę o coś powalczyć, choć walka raczej jest na przegranej pozycji.

Podzielić się swoimi odczuciami, choć jest duże prawdopodobieństwo, że przyjmie je jedynie klawiatura mojego laptopa.

Nie, nie biczuję się za to "za dużo"... a przynajmniej staram się biczować jak najmniej. 
www.pixabay.com

A wiesz dlaczego?

A dlatego, że ja tym "za dużo" po prostu jestem na co dzień.

Za dużo energii, radości, emocji, zmian, eksplozji, smaków, podniet i wszystkiego, co jest związane z moim życiem.

Tak, nazywam się Pani "za dużo" i dobrze mi z tym.

Co ryzykuję?

Jedynie kolejną 16.867 ocenę, którą jak nie za to, to otrzymam za coś innego.

Twoja ocena nie mówi nic o mnie. 

Jest tylko TWOJA!

Chcesz mnie ocenić za coś?

Proszę bardzo, śmiało, nadstawiam policzki, otwieram szeroko klatę... wal z całych sił, przyjmę wszystko!

Nazywam się Pani "za dużo"... i pierwszy raz w życiu dobrze mi z tym!

www.pixabay.com

czwartek, 20 grudnia 2018

"Proszę Pani, bo ja wolę pracować sam(a)"

Zdarza mi się na warsztatach z dzieciakami prosić ich o dowolny podział na grupy na zasadzie: dobierzcie się w dwójki / trójki z kim chcecie i jak chcecie.

Ci, którzy pracują z dzieciakami i młodzieżą wiedzą, jak ryzykowne jest to zagranie, bo niestety, a może stety, zawsze znajdzie się jakaś jedna lub dwie osoby, które zostają same.

A bo reszta już się podobierała, a bo nikt z tą osobą nie chce pracować... nie dociekam, prawdę mówiąc, o co w danym przypadku chodzi, bo kiedy dostaję jakąś klasę na 2-3 lekcje, choćbym chciała zdziałać cuda dla nich, co najwyżej mogę ograniczyć się do cudeniek, ale tej świadomości nabrałam po wieeeeelu latach biczowania samej siebie za to, że nie dokonuję cudów ;)

Zawsze im podkreślam, że to jest ok, że chcą pracować sami i że absolutnie mogą nie szukać sobie pary.

I moje zdziwienie jest ogromne, kiedy wielu z nich jakimś nie wiadomo jakim zrządzeniem warsztatowego losu siada koło mnie jeszcze zanim reszta skończy i mówi szeptem: 

"Proszę Pani, bo ja wolę pracować sam(a)" 

A ja mam wtedy jedną i taką samą odpowiedź dla każdego i nie waham się jej mówić głośno: 

"Ja też! Nigdy nie lubiłam pracy w grupach, 
zawsze wolałam sama. Nie ma w tym nic złego, 
że jest się indywidualistą."

Kiedy jako dorosła osoba przeglądam oferty pracy, gdzie w 75% pojawia się wymóg "umiejętności pracy w grupie" to sobie myślę... "o mamo, znowu?".

Tak, jestem indywidualistką i chyba pierwszy raz w życiu jestem z tego dumna!

Praca w grupie jest dla mnie ok pod warunkiem, że mogę w niej być liderem, bo w tej roli czuję się najlepiej i dlatego uwielbiam stać przed ludźmi i do nich mówić, uwielbiam uczyć i uwielbiam robić egzaminy ustne.... niby praca z grupą, ale jakby troszku inna ;)

Nie, nie wstydzę się tego, że nie lubię pracy zespołowej, w której muszę sama uczestniczyć. 

Lubię patrzeć, jak inni pracują w grupach, ale sama wolę stać z boku.

wwwpixabay.com

Dlatego też nie spotkacie mnie na imprezie integracyjnej czy na innym spotkaniu po pracy, bo zwyczajnie będzie Was tam za dużo.

I mówię to JA uważająca się kiedyś za silnego ekstrawertyka, który z biegiem lat odkrywa swój introwertyzm i uwielbienie do obserwowania.

Fakt, jak ja czasem coś szczerze palnę (temat na innego posta;), wtedy milczenie naprawdę okazuje się złotem!

Ale wracając do brzegu... 

"Cudownie Dzieciaku, że masz odwagę wziąć kartkę, 
usiąść sam z boku i zacząć tworzyć coś 
w jednoosobowym zespole - to wymaga odwagi! 
Ciocia Natalia coś o tym wie!"

www.pixabay.com

sobota, 15 grudnia 2018

Moja prawa dłoni... Ty to masz moc!

Z treningu TAI CHI słów kilka... 

... powtarzamy naszą formę trylion pięćdziesiąty któryś raz, a ja wciąż nie mogę ogarnąć równowagi podczas przejścia z pozycji A do pozycji B...

Męczę się, pocę, coraz bardziej spinam nogi i wszystko, co z nimi sąsiaduje, aż w pewnym momencie pojawia mi się w głowie myśl: 
"ej, Kochana, ale Ty tu prawą rękę źle prowadzisz".

Faktycznie, prawa ręka podczas mojego skupiania się, pocenia i drżenia mięśni nóg, robiła, co chciała... a to miał być CIOS, a nie jakieś tam pitu, pitu rąsią w powietrzu, więc kolejne powtórzenie postanowiłam poświęcić mojej prawej dłoni...

Matko jedyna, jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, iż przekierowanie uwagi na dłoń spowodowało, że nagle NOGI zaczęły pracować tak, jak miały to robić bez żadnego wysiłku.

Nie to, żeby ten mój CIOS był jakiś mega, ale było w nim coś wyjątkowego, bo to on poprowadził całą resztę Ciała w ruchu, który wreszcie zaczynał przypominać ruchy Nauczyciela, a nie początkującego Żuczka.

I tutaj pojawia się kilka pytań...

Jak często kierujemy uwagę na rzeczy, 
z którymi walczymy, boksujemy się, pocimy, 
zamiast odpuścić i zająć się jedną, małą rzeczą, 
która ma moc zmiany, jakiej się nigdy nie spodziewaliśmy?

Jakby to było przy każdym trudzie i znoju zadać sobie pytanie:
"Co innego mogę tutaj zrobić, co zmieni ten trud z totalną lekkością?"

"Na co innego mogę przekierować swoją uwagę, 
co wykreuje mi zmianę, a przegoni trud, znój, pot, łzy 
i trzęsiawki w nogach?" ;)

Jedna dłoń, jeden ciosa, a zmiana jak stąd na Wyspy Cooka!

Moja prawa dłoni... Ty to masz moc!

TAI CHI... jak dobrze, że znowu jesteś w moim życiu :* 

www.pixabay.pl