Z treningu TAI CHI słów kilka...
... powtarzamy naszą formę trylion pięćdziesiąty któryś raz, a ja wciąż nie mogę ogarnąć równowagi podczas przejścia z pozycji A do pozycji B...
Męczę się, pocę, coraz bardziej spinam nogi i wszystko, co z nimi sąsiaduje, aż w pewnym momencie pojawia mi się w głowie myśl:
"ej, Kochana, ale Ty tu prawą rękę źle prowadzisz".
Faktycznie, prawa ręka podczas mojego skupiania się, pocenia i drżenia mięśni nóg, robiła, co chciała... a to miał być CIOS, a nie jakieś tam pitu, pitu rąsią w powietrzu, więc kolejne powtórzenie postanowiłam poświęcić mojej prawej dłoni...
Matko jedyna, jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, iż przekierowanie uwagi na dłoń spowodowało, że nagle NOGI zaczęły pracować tak, jak miały to robić bez żadnego wysiłku.
Nie to, żeby ten mój CIOS był jakiś mega, ale było w nim coś wyjątkowego, bo to on poprowadził całą resztę Ciała w ruchu, który wreszcie zaczynał przypominać ruchy Nauczyciela, a nie początkującego Żuczka.
I tutaj pojawia się kilka pytań...
Jak często kierujemy uwagę na rzeczy,
z którymi walczymy, boksujemy się, pocimy,
zamiast odpuścić i zająć się jedną, małą rzeczą,
która ma moc zmiany, jakiej się nigdy nie spodziewaliśmy?
Jakby to było przy każdym trudzie i znoju zadać sobie pytanie:
"Co innego mogę tutaj zrobić, co zmieni ten trud z totalną lekkością?"
"Na co innego mogę przekierować swoją uwagę,
co wykreuje mi zmianę, a przegoni trud, znój, pot, łzy
i trzęsiawki w nogach?" ;)
Jedna dłoń, jeden ciosa, a zmiana jak stąd na Wyspy Cooka!
Moja prawa dłoni... Ty to masz moc!
TAI CHI... jak dobrze, że znowu jesteś w moim życiu :*
www.pixabay.pl |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz