piątek, 22 czerwca 2018

Jestem wywyższającym się Dupkiem...

Przyszedł taki moment, w którym dotarło do mnie, że ludzie nie dadzą mi nic więcej poza swoimi oczekiwaniami, projekcjami, konkluzjami, ograniczeniami i bolączkami życia.

Większość ludzi nie wychodzi ponad wyżej wymienione, więc nie wiem, czego ja się u licha spodziewam rozmawiając z ludźmi dookoła.

Dotarło to do mnie wczoraj i łzy popłynęły mi same... po prostu samiusieńkie, bo to są takie momenty w życiu, kiedy zaczynasz świadomie prosić, żeby w ciągu 5 lat zamieszkać na tej małej wyspie, która chodzi Ci po głowie od zawsze.

Być obok tego, co wyżej wymienione. 

I to nie jest kwestia ucieczki, ale raczej zmęczenia tym, że im bardziej zależy mi na byciu ponad wyżej wymienionymi, tym bardziej inni chcą mnie w to wtłoczyć na nowo, bo przecież świat ograniczeń, oczekiwań i projekcji, to ich świat codzienny i nie widzą powodu, żeby to odpuszczać.

www.pixabay.com

O Naiwności moja... Skarbie Ty mój... przejrzyj wreszcie na oczy!

Nie odpuszczą, bo to kochają, a Ty co najwyżej i Twoje decyzje będą dla innych najdelikatniej rzecz ujmując "dziwne". 

Ja tam wolę być dziwna, niż pełna frustracji z powodu niespełnionych oczekiwań, projekcji, konkluzji i ograniczeń, które wybieram... LUB raczej, które według wielu wybierać powinnam.

Smutne to wszystko, ale nikt nie obiecywał, że świadomość zawsze będzie wesoła i pogodna.

Można by pomyśleć, że się wywyższam... masz rację! Wywyższam się!

Jestem wywyższającym się Dupkiem, który wciąż łapie się na wybieraniu swoich (czy na pewno moich???!!!) ograniczeń, projekcji, konkluzji i innych schematów, które może i kiedyś mi pracowały, ale dziś z radością mówię im "Bye, bye."

"Bye, bye, bo nie jesteście moje! 
Możecie iść dokądkolwiek tylko chcecie... najlepiej wróćcie do Autora.
Udanej podróży."

piątek, 15 czerwca 2018

... a jak będę w japonkach... życzcie mi powodzenia!

Kiedy dożyłam w końcu wieku 32 lat, dotarło do mnie, że idąc na rozmowę tzw. kwalifikacyjną, jest to rozmowa kwalifikująca dla obu stron.

Dziś to ja wchodzę na spotkanie pewnym krokiem i słucham uważnie, co i kto chce mi zaproponować i to ja decyduję, czy współpraca z daną osobą i praca w danym miejscu mi odpowiadają. 

Przestałam się ubierać w eleganckie stroje, nosić zakryte buciki, bo tak wypada. 

Dzisiaj popylam na rozmowę w japonkach, bo przy temperaturze powyżej 25 stopni nie wyobrażam sobie nałożyć inne buty... poza tym jeśli ktoś moje kompetencje ocenia na podstawie moich japonek, no to raczej się nie dogadamy. 

Japonki też nałożyłam z prostego względu, bo pewnego pięknego dnia zrodziła mi się w głowie pokusa bycia elegancką księgową w balerinach... a że baleriny nowe, to mnie obtarły tak, że z tej elegancji jedynie pamiętam cierpienie ;) 

Ale wracając do tematu... nie chodzę dziś na rozmowy z pozycji ofiary potrzebującej pracy. 

Chodzę dziś na rozmowę z pozycji dorosłej osoby, która spotyka się z drugą dorosłą osobą i albo nam po minucie zatrybi albo nie.

Uważam, że praca z ludźmi, z którymi nam nie trybi, to strata czasu.

Praca ma mi dawać radość, przyjemność, fun i brak poczucia czasu.

Kiedy zamykam mój program do księgowania, za każdym razem nie mogę się nadziwić, że przesiedziałam przed nim 8h.

www.pixabay.com

Dlaczego?

Bo to lubię, bo sprawia mi to radość, bo wreszcie mój perfekcjonizm ma pole do popisu i czepiania się każdej źle wystawionej faktury, i w końcu najważniejsze bo pracuję w pokoju z osobą, z którą na tzw. rozmowie kwalifikacyjnej dogadałam się w 10 minut... a potem rozmawiałyśmy o Irlandii i innych takich rekrutacyjnych sprawach ;)

Można?

Można!

Można prosić o ludzi, o miejsca, o rozmowy kwalifikacyjne, podczas których nikt nie patrzy w moje CV, nie zadaje durnych pytań w stylu "dlaczego to Panią powinniśmy zatrudnić?" czy też "jak widzi siebie Pani za 10 lat?"... koleś, ja nie wiem czasem jak ja widzę siebie na następne 10s, a Ty mnie o jakieś lata pytasz... kto Was tego rekruterzy nauczył???

Przecież to po kilku minutach widać, czy chcecie z daną osobą pracować, czy nie.

Ja przynajmniej wiem, czy chcę z Wami pracować czy nie... i wiem to już po  naszej rozmowie przez telefon ;) 

A potem tylko sprawdzam, czy moja świadomość działa jak należy i prawdę mówiąc nigdy się nie mylę!

Także jak zobaczycie mnie odstawioną jak do teatru, pewnie będę szła do pracy księgować fakturki... a jak będę w japonkach... życzcie mi powodzenia! 

www.pixabay.com

niedziela, 10 czerwca 2018

"A Ty gdzie chcesz stanąć? Gdzie Ci będzie dobrze?"

Ja to bym się mogła przeprowadzać raz do roku!

Serio!

Ten moment, kiedy wchodzę do nowego miejsca, rozkładam swoje rzeczy, każdą z nich pytam: "A Ty gdzie chcesz stanąć? Gdzie Ci będzie dobrze?", jest nie do opisania <3

Uwielbiam rozświetlać miejsce sobą, swoimi rzeczami i nowymi kwiatami!

Tak, mogłabym to robić raz do roku, bo jak pisałam wcześniej, nie mam potrzeby posiadania jednego, stałego miejsca.

Miejsce, to tylko... miejsce!

Nie przywiązuję się do nich za bardzo, nie wspominam ich latami, bo sentyment to jedna z ostatnich rzeczy, o które można by mnie posądzić.

Uwielbiam przeprowadzki również za to, że każde z miejsc, które odwiedziłam, tak bardzo różniło się energią, że nadziwić się nie mogę do dziś, jak wyraziste to były różnice.

W ogóle miejsca i rzeczy martwe mają dla mnie więcej życia, niż nie jeden człowiek.

Mam wrażenie, że dialog z nimi jest soczysty, pełen ekspresji i energii!

Nie, one do mnie nie mówią... w sensie głosów nie słyszę ;) 

Ja po prostu energetycznie wiem, czego te miejsca potrzebują i jakie są.

Każde z nich było i jest dla mnie wkładem.

Pierwsze mieszkanie dało mi dużo radości, wolności i zabawy.

Drugie... pokazało mi, kim naprawdę jestem i do czego mam dostęp. Uświadomiło też wagę i wartość mojego pieniądza.

Mieszkanie, w którym teraz jestem... hmmm...

Jakim wkładem dla mojej wspaniałości, lekkości 
i radości życia możesz być?

Co dzięki Tobie mieszkanko będzie możliwe, 
a co nie było możliwe na poprzednich dwóch miejscach?

Dziękuję za poprzednie mieszkanie, choć można by stwierdzić, iż dało mi ono popalić... i tak i nie!

Widzę go teraz z balkonu i mam w sobie takie pokłady wdzięczności, jakich nie miałam dawno, bo wiem, że dzięki Niemu, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych i nie ma dla mnie rzeczy nie do przejścia.

Dziękuję Ci :*

Już więcej dla Ciebie nie mogę zrobić poza posłaniem Ci swojej życzliwości i wdzięczności!

Trzymaj się dzielnie <3 

www.pixabay.com

niedziela, 3 czerwca 2018

... jak w domu...

Przyszedł taki moment w moim życiu, że gdzie bym nie pojechała, czuję się tam dobrze... jak w domu... i tylko te pytania od innych: "Ooo, to może byś tam zamieszkała?" wybijają mnie z mojego bycia i wkurzają na maksa... bo to, że gdzieś jest mi dobrze, nie oznacza, że chciałabym tam mieszkać.

"Dom mój, gdzie stopy moje", to cytat z któregoś z poprzednich wpisów, który wciąż powtarzam jak mantrę.

Dobrą mantrę, bo czyż nie jest cudne to, że gdziekolwiek mnie stopy nie poniosą, tam czuję się jak u siebie?

Moim zdaniem to rewelacyjne uczucie, które pozwala mi wtopić się w każdą możliwą przestrzeń, w każde miasto, w każdy kraj i najdalszy zakątek ziemi.  

Czy chciałabym tam mieszkać?

Czy ja wiem... ja chyba należę do tych ludzi, którzy niby mogliby mieć jedno, stałe miejsce, do którego wracają... ale właściwie po co?!

http://iamtheonewhocan.blogspot.com/

"Dom mój, gdzie stopy moje" prowadzi mnie od lat i im mocniej wklejam się w wiele miejsc, tym mocniej dochodzę do wniosku, że to nie o miejsca chodzi... ja po prostu w każdą podróż zabieram swojego najlepszego przyjaciela, powiernika, męża/żonę i kochankę... czyli SIEBIE, a że moje własne towarzystwo cenię bardzo mocno, to gdzie bym nie pojechała, jestem tam w najlepszym otoczeniu, jakie mogłabym sobie wymarzyć.

Dlatego: "Dom mój tam, gdzie stopy moje"... i mój najlepszy kompan ze mną czyli JA!

Czy chcę mieć jedno miejsce, do którego będę wracała?

Mogę... ale nie muszę!

Bo ja takich miejsc mogłabym mieć ze sto!

Jedno by mnie chyba ograniczało ;) 
 
...złoty piasek, złote stopy, złote życie... Gozo 2017...