Przychodzi taki moment pobytu w Irlandii, że zaczyna się lubić Irlandii deszcz.
Wiem, teraz to przesadziłam!!
Ale ja mówię całkiem serio.
Gdyby nie on nie doceniałabym aż tak bardzo tych momentów, kiedy słonko radośnie ogrzewa mi twarz, a irlandzki wiatr jakby na chwilę zapominał o swoich obowiązkach.
I wtedy naprawdę kochasz to miejsce, ten spokój oceanu, to słoneczko, które opala Ci pysia i przestajesz złościć się na deszcz, bo wiesz,że jest on tak samo normalny, jak +40 w Australii i jedyne, co możesz zrobić, to odpowiednio się ubrać i przestać pitolić, że Ci mokro i źle!
Lotnisk nikt nie zamknął. Droga wolna!
Ja natomiast tu sobie jeszcze posiedzę i poopalam pysia!
Jest mi tu dobrze i błogo... choć irlandzki wiatr dostarcza mi czasem seksulnych wrażeń, nie narzekam. Lepszy rydz, niż nic!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz