7:35 rano...
Przebrana w krótkie szorty i top wpadam do kuchni, żeby odznaczyć się, że jestem już w pracy i widzę, jak jeden z naszych hinduskich kelnerów (O Bogowie wybaczcie, nie pamiętam jego imienia!) macha do mnie ręką, żebym poszła za nim.
Szybka gonitwa myśli: " on, ja i pusta sala restauracyjna" nie zachęcały, ale ciekawość pchała do przodu, a on ciągnie mnie pod samo okno i mówi podekscytowany: "Look!" [Spójrz!] pokazując mi najpiękniejszą i największą tęczę jaką widziałam w Irlandii!!!!
A jak już miałam wracać do SPA, bo byłam przed zajęciami jogi, to usłyszałam: "Make a wish!" [pomyśl życzenie!]
Oczywiście, że pomyślałam!
Długo rozmyślałam o całej tej sytuacji i doszłam do wniosku, że to była najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek jakikolwiek mężczyzna mi pokazał...
"You've made my day" powiedziałam mu po zajęciach.
"Musisz mi wysłać to zdjęcie, które zrobiłeś"....
A że nie miałby jak tego zrobić, to dostał dziś na karteczce mój adres e-mail, numer irlandzki... i numer polski, bo na niego mam Whatsappa a poza tym wiem, że on często do Polski wpada! Może mu się przydać ;-)
I chyba spośród tych wszystkich palaczy (90% pracowników pali!), on wydaje się najbardziej niepozorny... tak jakby tutaj nie pasował... z papierochem w każdym razie go nie widziałam!
W sumie jak patrzę na moje dziewczyny ze SPA, które godzinę szykują się na wyjście do pubu, bluzki z dekoltem do pępka, średni wiek 22... to ja też tutaj... nie pasuje!
Ale w ramach przystanku... mogę oglądać wszystkie najpiękniejsze tęczę świata i dać się im prowadzić tam, gdzie będzie mi dobrze, ciepło i po mojemu!
Bo czasem, żeby dojść do miejsca, o którym się bardzo marzy, najpierw trzeba odwiedzić kilka innych miejsc...
To jak z chodzeniem po górach... nikt nie zaczyna przygody z górami od K2!
Irlandio, jesteś najpiękniejszym przystankiem, jaki mogłam sobie wybrać!
Dziękuję!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz