Ostatnio mam fazę, że głównie zajmuję się kasowaniem tego, co napisałam kilka dni albo tygodni temu.
Dlaczego?
Powodów jest kilka...
Przede wszystkim usuwam posty, w których jedyne, co robię, to narzekam.
Czytam je sobie po kilku dniach i mam taki niesmak w ustach, że po trzech zdaniach wiem, że te bzdury nie mają prawa ujrzeć światła dziennego!
Do kosza!
Kolejne posty, które lądują gdzieś w cybernetycznej czasoprzestrzeni mojego tableta, są postami z cyklu: "jak z niczego stworzyć nowy wpis na blogu?"... takie posty zdarzają mi się raz na jakiś czas, gdzie głównym tematem jest brak tematu, a piszę je tylko dlatego, że mój wewnętrzny pisarz po prostu pisać musi, a że nie zawsze jest to jego dzień, to już tym się za specjalnie nie przejmuje.
Cóż... ale i tak go kocham, i cenię nad życie!
Tak trzymaj!
Trzecie w kolejności są posty o moim ciągłym braku współpracy ze sprzętem grającym.
Ile można czytać o tym, że mi kolejne radio nie chce działać albo wyłącza się w trakcie masażu ot tak po prostu.
O tych moich przygodach ze sprzętem i z zarysowaniem ukochanej płyty to ja bym książkę mogła napisać!
Dobrze, że świeczki nie podejmują prób kontaktu ze mną... to by była dopiero jazda!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz