Wszyscy się tutaj nie mogą nadziwić, dlaczego ja do tej pory nie dotarłam do żadnego z pobliskich miasteczek, a jestem już tutaj ponad miesiąc.
Ok, posłuchajcie uważnie!
Po pierwsze spędziłam 28 lat życia w Warszawie. To takie duże miasto w Polsce.
Po drugie im jestem starsza i (daj Boże!) mądrzejsza, tym bardziej potrzebuję kontaktu z tym co prawdziwe i piękne, a przyroda spełnia oba te kryteria.
Po trzecie w mojej pracy pomiędzy klientami jest jedna wielka gonitwa. Ja i tak spieszę się powoli i wolę mieć przez cały dzień obsuwę pieciominutową, aniżeli gnać jak szalona, ale i tak gnam.
Po czwarte miewam dni, kiedy stoję przy stole ok. ośmiu godzin i naprawdę marzę wtedy o moich ukochanych ławeczkach i świętym spokoju.
Po piąte... tu jest po prostu przepięknie, więc po co ja mam się w ogóle stąd ruszać???
Dlatego wszyscy, którzy myślą o mnie przez pryzmat słowa"podróżnik", na swój sposób mnie obrażają.
Dla mnie prawdziwe poznawanie miejsca, to właśnie ławka tudzież krzesełko w kawiarni, dobra kawa i przypadkowe rozmowy z (nie)przypadkowymi ludźmi.
Zaprawdę Wam powiadam, iż ocean każdego dnia jest inny, słońce każdego dnia świeci inaczej, a spotkani ludzie każdego dnia przynoszą coś nowego, dlatego nie pytajcie mnie proszę, czy coś zwiedziłam czy gdzieś byłam.
Ja po prostu nie mam takiej potrzeby.
Byłaby to kolejna gonitwa do kolejnego punktu.
Nie chcę, nie lubię, nie widzę w tym sensu!
Podróże wgłąb siebie i miejsca, które mnie otacza, wystarczają mi w zupełności, dlatego do Sneem (miasteczka oddalonego trzy kilometry od hotelu) dotrę wtedy, kiedy te drewniane ławki na tyle mocno wejdą mi w tyłek, że jedyne, co mi pozostanie, to chodzenie.
Póki co miękka kurtka + szalik zaspokajają moje potrzeby w stu procentach!
P.S. Melduję, dotarłam do Sneem jakiś tydzień temu, ale tylko dlatego, że moja wspaniała szefowa (uściski dla niej!) dała mi... cztery dni wolnego, więc trzeciego dnia faktycznie ławka wrastała w tyłek i trzeba było się gdzieś ruszyć!
P.S. P.S. Poza tym rzecz najważniejsza... ja tu przyjechałam odłożyć trochę pieniędzy, a nie je wydać w tym samym miesiącu, w którym je zarobiłam, jeśli komuś to ciężko zrozumieć, no to ja mu bardzo współczuję ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz