Przychodzi taki moment w moim szalonym życiu, że kolejne szalone decyzje nie robią już na mnie wrażenia.
Podejmuję je tak, jakbym planowała najbliższe śniadanie - zero emocji, zero wrażeń.
Przeraża mnie to i zachwyca jednocześnie, jakbym do swoich pomysłów przyzwyczaiła się na tyle, że plan lotu w kosmos jest dla mnie jak lot do Gdańska.
Bo nie ma w moim życiu rzeczy niemożliwych i nie jest to wcale jakieś tam wzięte z poradników zdanie, tylko przekonanie, w które naprawdę wierzę, a które dotarło do mnie około trzydziestki.
Lepiej późno niż wcale można by rzec, choć wiek trzydziestu lat wcale nie uważam za późny jak na takie mądrości.
Niektórzy o tym nie wiedzą do osiemdziesiątki!
I jedyne, co mi pozostaje, to wysilić swoją głowę i zastanowić się, jak w szybki sposób przekazać to swoim dzieciom.
Po co mają trafić czas!
Niech dostaną to w pakiecie ode mnie, bo szczerze wierzę, że jak one uwierzą, że rzeczy niemożliwe nie istnieją, to ich życie będzie takie, jakie ma być.
Piękne, mądre i pełne zrealizowanych marzeń i planów.
I tego jako przyszła Mama im życzę!
Ale wpierw sama muszę to wszystko porządnie utrwalić w swoim sercu, co by nie było, że Matka mówi jedno, a sama jakaś taka... nieszczęśliwa i niespełniona.
O nie!
Moje dzieci nie tylko to usłyszą, ale przede wszystkim przywykną do tego, że ich Mateczka miewa trochę inne pomysły na życie, niż pozostałe Mamy...
No.... i wtedy ja zacznę naukę przyzwyczajenia się do pomysłów moich dzieci... i pewnego dnia "pożałuję", że je tego nauczyłam, a one pewnego dnia powiedzą:
"Dzięki Tobie wiem, że nie ma rzeczy niemożliwych"...
A ja im wtedy powiem:
"Tak Synu/Córko, Leć w ten (cholerny!) kosmos skoro to jest to, czego najbardziej w życiu pragniesz."
I tylko proszę Was Bogowie, żeby chociaż mój Mąż był normalny, spokojny i jakiś taki zrównoważony, bo ktoś tą szaloną rodzinę będzie musiał sprowadzać na ziemię... i to dosłownie.
P.S. Nie, nie jestem w ciąży. Nie, nie mam męża (z resztą... co Cię to obchodzi!), ale szczerze wierzę, że Dzieci i Rodzina to nie tylko żywi ludzie, ale to przede wszystkim energia i jeśli ja już dziś mogę mówić coś miłego do moich Dzieci... i Męża, to ja to będę robiła, bo fajnie jest potem im powiedzieć:
"Wiesz, Mama o Tobie myślała duuuużo wcześniej, niż Ty się urodziłeś/aś"... LUB...
"Czemu u licha tak długo nam zajęło, żeby w końcu się odnaleźć?"
P.S. P.S. Poczytajcie Anastazję, a zrozumiecie, o czym mówię...
Anastazjo, ukłony :-*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz