Czy ja wspominałam, że zajęcia jogi, które tu prowadzę trzy razy w tygodniu, to najmilszy akcent mojej pracy?
Oczywiście, że nie, bo moja milość do jogi jest oszczędna w słowach, chociaż przy uczniach słowa: "I Love Yoga!" padają często i sama się nie mogę nadziwić, że aż tak często.
Jakich miewam uczniów?
Cudownych!
Ostatnio pojawił się On!
Niestety żonaty i chyba starszy od mojego taty, ale wprowadził na zajęcia taki luz i śmiech, że zamiast hatha jogi, zrobiła się joga śmiechu.
Co mu nie wychodziła pozycja albo potrzebował do niej duuuuużej ilości pomocy, śmiał się na cały głos, a my razem z nim.
Nawet mu na głos wyznałam "I Love you!", bo autentycznie pokochałam to, jaki był i jak się zachowywał.
I pomyślałam sobie wtedy, jak bardzo mi brakuje w jodze luzu... dystansu i zwykłej zabawy!
Czasem mówię do moich uczniów: "Chodźcie zrobimy jakaś pozycję tak dla zabawy, chociaż na dwie sekundy!" i robimy,i pół sali parska śmiechem, bo ustać na jednej nodze z powyginanym tułowiem czasem graniczy z cudem (nawet dla mnie!), ale nas to w ogóle nie interesuje, bo chcemy się tym bawić i cieszyć jak dzieci.
Tyle i aż tyle!
Nie śmiem nikomu wykładać filozofii jogi.
Niech każdy wybiera swoją ścieżkę!
Moja sięga dalej niż Indie, bo aż na same Hawaje i ta filozofia (bo absolutnie nie jest to religia!) pasuje mi najbardziej.
Także Aloha moi mili!
Dużo uśmiechu, luzu i miłości Wam życzę!
Tyle i aż tyle.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz