Dziesięć ksiąg "Anastazji" Wladimira Megre pochłonęłam tutaj w dwa miesiące!
Pochłonęłabym szybciej, gdyby nie nauka angielskiego... i nauka jogicznych asan... po angielsku... i czytanie książki... po angielsku...
Nie będę cytować fragmentów, bo zanim zorientowałam się, jak to się robi na tablecie, byłam przy księdze dziewiątej i wtedy pomyślałam sobie, że "musztarda po obiedzie" ;-)
Więc tym razem będzie bez fragmentów... z resztą i tak musiałabym ich tutaj umieścić ze sto.
Czy książki polecam?
Oczywiście, ale nie każdemu.
Jeśli kogoś słowa takie jak duchowość, zakładanie rodziny czy też boskość odstraszają, to lepiej weźcie do ręki coś innego.
Jeśli nie, zaryzykujcie!
Jeśli nie, zaryzykujcie!
Nie ze wszystkim zgadzam się, ale nie chodzi o to, żeby zgadzać się z tym, co mieści się na ponad siedmiuset stronach, ale zgadzać się z główną ideą książki, a ją kupuję w 100%.
To, w jakim kierunku zmierza tzw. współczesna cywilizacja raczej nie zachęca, żeby iść z nią dalej.
Syf w powietrzu, woda, za którą płacimy, a która nie nadaje się do picia, jedzenie coraz gorszej jakosci, a relacje międzyludzkie... cóż...
Syf w powietrzu, woda, za którą płacimy, a która nie nadaje się do picia, jedzenie coraz gorszej jakosci, a relacje międzyludzkie... cóż...
I nagle pojawia się w Tobie tęsknota za tymi malinami po prawej i agrestem po lewej i za tą wiśnią koło domu, i za tą węgierką w głębi ogrodu... i już wiesz, że to, co nazywamy mieszkaniami, a co wygląda jak wielkie klatki dla zwierząt (tak, mam na myśli bloki mieszkalne!), trudno nazwać Domem...
I wiesz, że dla siebie, a już na pewno dla swoich Dzieci chcesz czegoś więcej, niż mieszkania w bloku, w środku miasta, gdzie powietrze to jeden wielki brud, a jedzenie pochodzi nie wiadomo skąd.
I chyba tyle mogłabym napisać na temat wszystkich dziesięciu części " Anastazji"...
Anastazjo, Wladimirze... dziękuję!
Za refleksje i tęsknotę za prawdziwym Domem!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz