Kryzys numer jeden uważam za zakończony!
Tak, Natalia K. nie jest, jakby się wszystkim wydawało cyborgiem, który zaraża pozytywną energią i przez cały Boży dzień tylko kocha świat, ludzi i pieski.
Nawet takiemu pozytywnymi człowiekowi jak ja zdarzają się kiepskie dni.
A właściwie te moje były bardzo kiepskie... najbardziej kiepskie ze wszystkich kiepskich, jakie pamiętam od lat.
Ale wtedy zdarzył się cud!
Wstałam rano, mojej współlokatorki nie było w pokoju, wiedziałam, że przede mną piąty a może szósty dzień mojego sześciodniowego maratonu w pracy, a moje ciało po prostu boli... i jedyne, co byłam w stanie zrobić, to porządnie się rozpłakać.... dobrze, że zrobiłam to przed nałożeniem pudru, a nie po!
To by dopiero była tragedia!
Popłakałam sobie nad swoim losem i spojrzałam w lustro, i pierwszy raz zobaczyłam w sobie kogoś, kogo nigdy dotąd nie widziałam.
Zobaczyłam najpiękniejszą kobietę na świecie... z pięknymi, dużymi oczami pełnymi łez, która ma przepiękne, zdrowe, ciemne włosy poupinane spinkami, a w oczach mądrość, wrażliwość i kobiecość... i oczywiście widok ten wzruszył mnie na tyle, że mój płacz trwał jeszcze następne pięć minut...
I wtedy zrozumiałam, że do mojego gabinetu po prostu nie mają prawa trafiać inni ludzi, aniżeli Ci, którzy są po prostu piękni, boscy i prawdziwi. I w niczym ani ja nie jestem od nich lepsza, ani oni ode mnie. Ani ja nie jestem od nich piękniejsza, ani oni ode mnie.
I tego nauczył mnie mój kryzys.... i do mojego rytuału masażowego dołączyłam jeszcze jeden ukłon.
Zawsze pod sam koniec składam dłonie, dziękuję Górze, dziękuję Klientowi (jak jest Dzidzia, to i Dzidzi).. i od tygodnia dziękuję też sobie... bo tak samo jak moi klienci mam w sobie to, co najpiękniejsze i najbardziej boskie i naprawdę nie widzę powodu dla którego miałabym siebie pomijać.
A jak mi czasem smutno... i nie umiem mojego smutku wygonić z gabinetu, patrzę w lustro i posyłam sobie uśmiech... najpiękniejszy na świecie dla Kobiety mądrej, pięknej, wrażliwej i pełnej wdzięku...
I to samo widzę w oczach moich klientów: mądrość, piękno, wrażliwość i wdzięk... i dlatego coraz częściej wychodzę z gabinetu zasmarkana, a w oczach mam łzy... no cóż... taki widać los wrażliwców... i tylko czasem my - wrażliwi spotykamy sie w gabinecie numer cztery i podróżujemy gdzieś bardzo głęboko. Ja wgłąb siebie, oni wgłąb swojej duszy... i serce ściska mi się, kiedy im muszę powiedzieć: " zostawiam cię na 2-3 minuty, żebyś odpoczął. Nie wstawaj za szybko, bo możesz źle się poczuć. A za kilka minut wrócę po ciebie i pójdziemy do pokoju relaksacyjnego."
Ani porozmawiać, ani popłakać...
Tylko "next please!"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz