Jest taki rodzaj irlandzkiej pogody, który choćbyś nie wiem, ile miał w sobie pogody ducha, uśmiechu i cholera wie jeszcze czego, rozwala Ci ten Twój optymizm w drobny mak.
I widzisz swoją ukochaną ławeczkę i ten płotek, za którym ... (wpisać dowolne przekleństwo!) widać.
I choćby jeszcze przy takiej pogodzie było ciepło na tyle, żeby pobyczyć się na ławce i poczytać książkę, to człowiek nie śmiałby narzekać.
Ale nieeee, jak jest mgła, to jest wilgoć wystrzelona w kosmos.
Jak jest wilgoć, to jest zimno!
Przynajmniej mi jest wtedy zimno, bo nawet ajurwedyjskie mądrości wiedzą, że K. to wytrzyma każdą temperaturę, byle by nie było wilgotno!
I tak się ta K. zastanawia, co u licha robi w Irlandii, gdzie wilgoć jest wpisana w czasoprzestrzeń tak, jak pożary w australijski busz.
I tak sobie K. myśli, że są mądrzejsi, którzy znają cel tego pobytu i jak zwykłe milczą.... bo po co?
Bo na co dać K. jakiś znak.
Niech czeka cierpliwie, a że ci z Góry wiedzą, że cierpliwość nie należy co cnót , w których K. jest mocna, więc milczą dalej...
A Ty wciąż się zastanawiasz, ilu ludzi rocznie strzela tu samobója, bo wiesz, że na dłuższą metę, to tu się nie da, bo tu albo pić, albo się zabić albo pisać wiersze!
Mi chyba pozostaje to ostatnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz