I przychodzi taki moment w moim życiu (zauważyliście, że to mój ulubiony zwrot!), że doszłam do wniosku, iż najprawdziwszymi Przyjaciółmi są moi Rodzice.
Im dalej Nam od siebie, tym bliżej!
Tak zwani Przyjaciele, ludzie nie spokrewnieni ze mną (no pozdrawiam Was serdecznie!) przychodzą i odchodzą.
Są a jednak jakby ich nie było!
I już kilka razy miałam dylemat, do kogo napisać, kiedy złapał mnie kryzys (a ich tutaj mam sporo) i w 90% wybierałam mail do Mamy, bo wiem na 100%, że Jej i Taty uczucia są czyste... zero ocen, zazdrości może trochę lęku, ale z tym myślę, że już się powoli oswili.
Po ponad trzech latach nieprzewidywalnego życia, można już przywyknąć do tego, że Córka żyje inaczej niż inni, a jak zaczyna żyć jak inni, to znaczy, że zaraz jej się to znudzi i coś znowu nowego wymyśli!
I dlatego kolejny raz dziękuję Wam za to, że jesteście, że wspieracie , a czasem nawet jesteście kilka kroków przede mną.
Co tu dużo gadać...
Kocham Was, jesteście jedyni w swoim rodzaju!
Do zobaczenia niedługo!
P.S. Po powrocie najchętniej zjadłabym placków ziemniaczanych ze śmietaną, ruskich pierogów i rosołu!
A na deser trzy kawałki drożdżowego!!!
I jabłek... jabłek od Pana Jurka bym zjadła, zamiast tego g.... z Chile!
Tak, Irlandczycy eksportują jabłka z Chile... szkoda, że nie z Australii!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz