Są takie dni w tygodniu, że wstaję rano i marzę o tym, żeby ten przystanek w końcu dobiegł końca.
Odliczanie dni ulgi nie daje, bo liczby w stylu 10 tygodni i trzy dni nadal są zbyt wielkie, żeby cieszyły, więc siegam wtedy po znacznie mądrzejsze rozwiązania.
Skoro coś pomaga uzależnionym, to mi też pomoże!
Metoda 24h!
Zamiast liczyć dni do końca, skup się na tym, żeby przetrwać dzień, który jest przed Tobą.
Brzmi banalnie, ale to naprawdę działa.
Jeszcze jak go sobie podzielisz na etapy w stylu: trzy masaże, przerwa, trzy masaże, to wszystko jakoś wydaje się do zniesienia.
I nie to, żeby mi było tu źle, ale żyję tu w trzech światach jednocześnie.
Dwa z nich kocham, a ten jeden... no cóż... i wtedy tylko pozostaje pomyśleć:
"10 tygodni i cztery dni do końca przystanku pt. Moja Irlandia.
Damy radę!
Jakby co, zawsze mogę pójść na spacer!"
A moje spacery stają się coraz dłuższe i coraz ciekawsze i to mnie cieszy najbardziej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz