Żyjesz sobie spokojnie myśląc, że pewne tematy, pewne sprawy są już po prostu zamknięte i nigdy do Ciebie nie wrócą.
O naiwności Ty moja, jak Ty się znowu mylisz!
Żyjesz sobie spokojnie, a tu nagle Bach!
I gdyby jeszcze to Bach łaskawie Cię ostrzegło, że się zbliża, to byś się jeszcze człowieku jakoś przygotował.
Ale nieee!
Jak ma być Bach, to jest Bach z grubej rury.
I stajesz sobie przed lustrem i znowu nie umiesz spojrzeć sobie w oczy, chociaż tyle lat zajęło Ci to, żeby Twoje własne odbicie stało się tym, co najukochańsze i najpiękniejsze.
Więc stoisz i myślisz, co możesz zrobić dla tej, która tak bardzo domaga się uwagi... znowu tej samej od lat niezmiennej uwagi.
"Kochana Moja!"... nie, załamujesz ręce i stwierdzasz , że tak to bredzić możesz do znajomej, ale nie do Niej.
Właściwe nie wiesz jak zacząć, więc zaczynasz od tego, że powoli pochodzisz i głaszczesz ją po głowie, a potem... tulisz najmocniej jak potrafisz i najsubtelniej jak umiesz. Kucasz przed nią i mówisz:
"Zasługujesz na wszystko, co najlepsze.
Na miłość, czułość i prawdę.
I nigdy, przenigdy nie daj sobie wmówić, że jest inaczej.
Kocham Cię!"
A potem gładzisz ją po buzi, ocierasz łzy i całujesz w policzek.
A jak to nie pomaga, idziesz z nią na długi spacer.
Tyle i aż tyle!
"Zasługujesz na wszystko, co najlepsze!
Pamiętaj o tym!
Jakby co, jestem!"
Tyle... i aż tyle...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz